Dzisiaj każdy, kto będzie zadawał trudne, niewygodne pytania, krytykował władzę, zostanie zaklasyfikowany jako ten, który jest agentem wpływu Kremla - powiedziała w "Faktach po Faktach" Anna Gielewska wicenaczelna Frontstory.pl. Odniosła się w ten sposób do słów prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego, który nazwał reportera TVN24 "przedstawicielem Kremla". Grzegorz Rzeczkowski z "Newsweeka" powiedział, że w tej sytuacji kieruje pytanie do prezesa PiS o jego przeszłość.
Na konferencji prasowej w Kopczanach (woj. podlaskie), gdzie pojawili się w sobotę prezes PiS Jarosław Kaczyński oraz wicepremier, szef MON Mariusz Błaszczak, reporter TVN24 Mateusz Grzymkowski, mimo wyłączenia mu mikrofonu, zadał pytanie Kaczyńskiemu o to, czy po odnalezieniu szczątków rakiety pod Bydgoszczą dopiero po czterech miesiącach, nadal ma on zaufanie do ministra Błaszczaka. Zapytał także, czy sam szef MON ma zaufanie do dowódcy operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych generała Tomasza Piotrowskiego.
Kaczyński zdecydował się opowiedzieć. - Ja pana w tym momencie niestety jestem zmuszony - to nie jest żadna osobista wobec pana uwaga - traktować jako przedstawiciela Kremla, bo tylko Kreml chce, żeby ten pan przestał być ministrem obrony narodowej – powiedział, wskazując na Błaszczaka.
W związku z wypowiedzą Kaczyńskiego redakcja TVN24 wydała oświadczenie.
"Redakcja TVN24 stanowczo protestuje przeciw nazwaniu dziennikarza zadającego ważne społecznie pytania "przedstawicielem Kremla". To kolejny atak władzy na niezależność mediów i kolejna próba tłumienia krytyki prasowej. Nie przestaniemy zadawać pytań. W interesie społecznym i w imieniu naszych widzów. Na tym polegają konstytucyjne zadania mediów, które są zobowiązane do kontroli instytucji publicznych. W związku z wypowiedzią Jarosława Kaczyńskiego podejmiemy stosowne kroki prawne w obronie naszych dziennikarzy i dobrego imienia TVN."
Słowa prezesa PiS komentowali goście "Faktów po Faktach" wiceszefowa portalu Frontstory.pl Anna Gielewska oraz Grzegorz Rzeczkowski z "Newsweeka".
Gielewska: dzisiaj każdy, kto będzie zadawał władzy trudne pytania, zostanie uznany za agenta wpływu
- Jest oczywiste, że dzisiaj każdy, kto będzie zadawał trudne, niewygodne pytania, krytykował władzę, zostanie zaklasyfikowany jako ten, który jest agentem wpływu Kremla, albo szerzy narrację zgodną z proklemlowską propagandą - oceniła Gielewska.
Jak mówiła, "widać, że kampania trwa, zaostrza się, że to jest ten pomysł na narrację, na kampanię". - Zaraz machina propagandowa ruszy, wszyscy będziemy być może agentami wpływu (Moskwy - red.) - dodała.
Rzeczkowski: chciałbym zadać panu Kaczyńskiemu pytanie
- Chciałbym zadać pytanie za państwa pośrednictwem panu prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, co przez półtora roku robił, popijając alkohol w mieszkaniu funkcjonariusza wywiadu KGB pana Anatolija Wasina, co zostało opisane przez Tomasza Piątka już jakiś czas temu, i z których to spotkań do dzisiaj pan prezes Kaczyński się nie wytłumaczył - powiedział Rzeczkowski.
Odniósł się w ten sposób do treści jednej z książek Piątka.
- To było w latach '89-'90 (1989-1990 - red.), tuż przed tym, kiedy Jarosław Kaczyński objął wysokie stanowisko w Kancelarii Prezydenta - powiedział dziennikarz.
"Ta ustawa daje narzędzia zupełnie bezprecedensowe, niezwykłe i bardzo niebezpieczne"
Goście "Faktów po Faktach" komentowali także "lex Tusk", czyli ustawę w sprawie powołania Państwowej Komisji do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022, która przeszła w piątek przez Sejm. Teraz czeka na decyzję prezydenta.
- Ta ustawa daje narzędzia zupełnie bezprecedensowe, niezwykłe i bardzo niebezpieczne. Generalnie sprowadza się do tego, że pięcioro posłów w dziewięcioosobowej komisji, w której większość będzie miała większość parlamentarna, będzie mogło ogłosić, że ktoś ulegał wpływom rosyjskim. Na przykład na miesiąc przed wyborami będzie mogła ogłosić, że Donald Tusk ulegał wpływom rosyjskim, po czy zadekretować wyłączenie go z życia publicznego na 10 lat albo na 10 lat uniemożliwiając mu dostępu do tajemnic państwowych - mówiła Gielewska. Jak wyjaśniła, oznacza to, że "nie będzie mógł sprawować żadnych funkcji" państwowych. - To sposób eliminacji przeciwników politycznych przez pięcioosobową grupę, która w zasadzie będzie przypominać ni to trybunał ludowy, ni to wielką inkwizycję - stwierdziła.
- My jako dziennikarze, żeby zbadać rosyjską operację wpływu potrzebujemy miesięcy, lat na porządne śledztwo. Nie mając oczywiście różnych narzędzi, jakie będzie miała ta komisja, bo ona będzie mogła zażądać od wszystkich instytucji państwowych, wszystkich służb, dostępu do wszystkich możliwych dokumentów, archiwów, wszystkich klauzuli tajności, także będzie miała niesamowity materiał poglądowy do analizy i wydawania dekretów. Pytanie, kto to będzie robił - zastanawiała się dziennikarka. W jej ocenie "to oznacza, że z góry wiadomo, do czego to wszystko ma służyć".
Gielewska stwierdziła, że "jesteśmy już w trakcie kampanii wyborczej, w przededniu potężnego pewnie kryzysu, w którym wszyscy będą obrzucać się ruską onucą i będą agentami Kremla". - Oczywiście mamy do czynienia z prawdziwymi rosyjskimi operacjami wpływu, zresztą nie tylko po jednej stronie - przekonywała. Zwróciła uwagę, że Rosja nie od dziś prowadzi tego typu działalność, "bo to są obliczone na lata programy, kampanie wpływu, kampanie destabilizacji Europy, antynatowskie". Dodała, że w Polsce działają środowiska zarówno "jawnie prorosyjskie i nie tak jawnie prorosyjskie".
"To jest typowe dla PiS działanie orwellowskie"
- Od katastrofy smoleńskiej, przez aferę podsłuchową, przez całą działalność Antoniego Macierewicza od początku lat 90., te wszystkie fakty i zdarzenia dobitnie pokazują, jak głęboko wpływy rosyjskie zakorzeniły się w Polsce i jak niechętna odkrywaniu, wyjaśnianiu tych spraw jest chociażby prokuratura i służby kierowane przez ludzi PiS-u - powiedział Rzeczkowski.
- To jest typowe dla PiS działanie orwellowskie, mówiąc wprost odwracanie kota ogonem i mówienia najpierw czegoś innego, a później robienia czegoś zupełnie innego - powiedział Rzeczkowski. Jak dodał "tak było właśnie z rosyjskim węglem". - Nie kto inny jak słynny dzisiaj minister Mariusz Błaszczak domagał się w 2015 roku nałożenia embarga na import rosyjskiego węgla, po czym, kiedy PiS doszedł do władzy, ten rosyjski węgiel wlał się do nas strumieniami nienotowanymi nigdy w historii - mówił. Jak stwierdził, "PiS jest tak uwikłany w kontakty z Rosją, że rozwikłać tę układankę, czy ten węzeł gordyjski, mogłaby tylko w tej chwili komisja śledcza".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24