Jestem przekonany, że wicepremier Jadwiga Emilewicz mówiła prawdę. W ławach rządowych jest taka akustyka, że bardzo słabo słychać - powiedział w środę w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 lider Porozumienia i były wicepremier Jarosław Gowin. Odniósł się do wypowiedzi minister rozwoju, która powiedziała, że nie słyszała, czy prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński użył w zeszłym tygodniu w Sejmie słowa "hołota".
Sejm w zeszły czwartek odrzucił wniosek opozycji o wotum nieufności wobec ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego. Decyzja została poprzedzona burzliwą debatą. W czasie, gdy przedstawicielka wnioskodawców Barbara Nowacka (KO) przemawiała, ministrowie i politycy Prawa i Sprawiedliwości, w tym Jarosław Kaczyński, rozmawiali, stojąc przy ławach rządowych. Przewodniczący Platformy Obywatelskiej Borys Budka wezwał ich, by usiedli i słuchali wystąpienia posłanki. Wtedy prezes PiS powiedział: - Takiej hołoty chamskiej jeszcze w Sejmie nikt nie widział.
Wicepremier i minister rozwoju Jadwiga Emilewicz (Porozumienie) pytana w zeszły piątek, czy Kaczyński użył słowa "hołota", odpowiedziała, że "nie słyszała tego". - Kilku ministrów zaczęło głośniej mówić – mówiła. Jak widać na kamerach z Sejmu, Emilewicz stała około metr od Jarosława Kaczyńskiego i w chwili, gdy mówił on o "hołocie", patrzyła na niego, gdy lekko się nachylał w jej stronę.
Gowin: jestem przekonany, że Emilewicz mówiła prawdę
Jarosław Gowin w środę w "Rozmowie Piaseckiego" powiedział, że jest przekonany, że "premier Emilewicz mówiła prawdę".
Wyjaśniał, że "w ławach rządowych akustyka jest taka, że bardzo słabo słychać, zwłaszcza jeżeli ktoś mówi w kierunku od rozmówcy, a tak działo się w przypadku pana prezesa Kaczyńskiego i pani premier Emilewicz". - Naprawdę można niedosłyszeć (...) Na sali był ogólny rejwach - dodał.
Komentując słowa Kaczyńskiego, Gowin powiedział, że sam patrzy na polityków opozycji, nie jak na wrogów, tylko jak na konkurentów. - Jesteśmy w naturalnym dla demokratycznej polityki zwarciu wyborczym, ale wybory się zakończą, trzeba będzie ze sobą współpracować - dodał.
- Ja jestem konserwatystą. Konserwatyści są przywiązani nie tylko do pewnych tradycyjnych wartości, ale są przywiązani też do pewnych form i pewnego sposobu działania politycznego. Sposobu nastawionego, po pierwsze na działanie ewolucyjne, a nie rewolucyjne, po drugie na szukanie kompromisu. Metodą uprawiania konserwatywnej polityki jest dialog - mówił Gowin.
Gowin: nie wyobrażam sobie, żeby ktokolwiek podważał wynik wyborów
Pytany, czy przesunięcie terminu wyborów prezydenckich i wejście do wyścigu prezydenckiego kandydata KO Rafała Trzaskowskiego sprawiło, że Andrzej Duda ubiegający się o reelekcję i Zjednoczona Prawica stracili pewność siebie, powiedział, że w niektórych sondażach sprzed epidemii kandydatka KO w wyborach 10 maja Małgorzata Kidawa-Błońska miała poparcie na poziomie ponad 30 procent.
- Było rzeczą bezdyskusyjną, że w momencie, w którym epidemia pozwoli na względnie normalne wybory, to stawka dwojga kandydatów będzie bardzo wyrównana - mówił. - Proszę też zwrócić uwagę na pewną paradoksalną nierówność szans. Wszyscy konkurenci biegli w biegu na 400 metrów. Kiedy dobiegali do mety, okazało się, że jednak sędziowie, czyli okoliczności zmieniły ten bieg na bieg na 800 metrów, a równocześnie na bieżnię wbiegł nowy zawodnik Rafał Trzaskowski. Świeży, wypoczęty, z pomysłami, które siłą rzeczy wydawały się interesujące dla opinii publicznej - dodał.
- Jest rzeczą dla mnie oczywistą, że ta rywalizacja będzie trudna, wyrównana, dlatego wszystkie ręce na pokład - powiedział Gowin.
Pytany, czy obóz Zjednoczonej Prawicy byłby w stanie pogodzić się z przegraną prezydenta Dudy, czy raczej podważałby wynik takich wyborów, odparł, że "nie wyobraża sobie tego, żeby ktokolwiek podważał wynik wyborów, chyba, że istniałyby jakieś szczególne okoliczności".
"Za uczciwość Łukasza Szumowskiego dałbym sobie odciąć rękę"
Gowin odniósł się również do sprawy ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego i doniesień o spółkach związanych z jego rodziną, które otrzymywały granty z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
- Za uczciwość Łukasza Szumowskiego dałbym sobie odciąć rękę, nie mam co do tego żadnych wątpliwości – oświadczył Gowin. Na pytanie, czy podobnie zrobiłby, jeżeli chodzi o Marcina Szumowskiego, brata ministra zdrowia, szef Porozumienia odparł, że "nie jest od tego, żeby wystawiać certyfikaty moralności osobom, których nie zna". - Mogę powiedzieć tylko tyle, że dwa razy: w kwietniu 2016 roku i wiosną 2018 roku złożyłem doniesienia do CBA, zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa przy przyznawaniu grantów. Tam wśród tych wątpliwych grantów pojawiały się spółki, które, jak się okazało, były powiązane z panem Marcinem Szumowskim – mówił Gowin. Dodał, że "to do CBA, do prokuratury, a potem być może do sądu należy rozstrzygnięcie "po pierwsze, czy doszło do złamania prawa, a po drugie, jeżeli tak, to kto jest za to odpowiedzialny, urzędnicy Narodowego Centrum Badań i Rozwoju czy ktoś inny". Szef Porozumienia zapewniał, że minister zdrowia Łukasz Szumowski "nie miał nic wspólnego z przyznawaniem grantów przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju". - Ta sprawa była między nami od razu postawiona, przez nas obu, w sposób jasny i trzymaliśmy się tego konsekwentnie – podkreślił Gowin.
"Gazeta Wyborcza" pisała, że "przy przyznawaniu grantów firmom związanym z rodziną Szumowskich mogło dojść do korupcji". W kwietniu 2016 r. ówczesny wicepremier i minister nauki Jarosław Gowin zawiadomił o tym CBA. Pół roku później powierzył Łukaszowi Szumowskiemu stanowisko wiceministra w swym resorcie. Według "GW" Jarosław Gowin nie wymienił wprost w swym zawiadomieniu do CBA spółek powiązanych z Szumowskimi, ale pisał o programach, w ramach których dostały one z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju dofinansowanie. Chodzi o BRIdge Classic i BRIdge Alfa.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Szumowski zastępował ministra nadzorującego NCBR. Spółka, w której udziały ma jego rodzina, walczyła wtedy o miliony dotacji >>>
Źródło: TVN24