|

Ideologiczne "widzimisię" czy "najtańsza inwestycja w przyszłość kobiet"? Jak język prawa utrwala nierówności

Konstytucja RP
Konstytucja RP
Źródło: Tomasz Gzell/PAP

"Ministra", "posłanka" i "marszałkini" stosowane były w polszczyźnie jeszcze w czasach II Rzeczypospolitej. Tymczasem współczesne akty prawne pisane są przy użyciu form w rodzaju męskim. - Ci, którzy piszą prawo, powinni zapoznać się z wynikami badań naukowych w zakresie języka - przekonuje doktora habilitowana Magdalena Formanowicz, kierowniczka Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi Uniwersytetu SWPS.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Podczas uroczystego zaprzysiężenia rządu Donalda Tuska przez prezydenta Andrzeja Dudę 13 grudnia ubiegłego roku Barbara Nowacka oraz Katarzyna Kotula, składając przysięgi ministerialne, rozpoczynały je słowami: "obejmując urząd ministry...". Pozostałe polityczki natomiast przysięgały, mówiąc: "obejmując urząd ministra...".

Złożenie przysięgi z użyciem żeńskiej formy "ministra" spotkało się z krytyką między innymi części składu upolitycznionej Krajowej Rady Sądownictwa (neo-KRS). W drugiej połowie września bieżącego roku neo-KRS opublikowała komunikat podsumowujący dziesięciodniowe posiedzenie. W jednym z punktów tej informacji neo-KRS przekonywała, że trzy polityczki nieskutecznie złożyły przysięgę przed prezydentem, a zatem nie objęły urzędu ministra. "Nieprawidłowy skład Rady Ministrów wynika z braku złożenia ślubowania zgodnie z konstytucyjną treścią roty ślubowania przez Ministra Edukacji Barbarę Nowacką i Ministra ds. Równości Katarzynę Kotulę, które w miejsce słów 'obejmując urząd ministra (…)' wypowiedziały słowa: 'obejmując urząd ministry' oraz wobec wypowiedzenia przez Marzenę Okłę-Drewnowicz, że obejmuje Urząd Ministra ds. Polityki Społecznej w sytuacji, gdy postanowieniem Prezydenta RP została powołana na stanowisko ministra ds. polityki senioralnej" - czytamy w komunikacie.

Katarzyna Kotula ministerką ds. równości
Źródło: TVN24

Z oburzeniem na poprawną gramatycznie formę "marszałkini" zareagowała Elżbieta Witek. Polityczka PiS 13 listopada ubiegłego roku zapytana przez reporterkę TVN24 Maję Wójcikowską o to, czy będzie ubiegać się o stanowisko "wicemarszałkini" Sejmu, odpowiedziała: - Proszę nie używać wobec mnie wicemarszałkini. - Panią wicemarszałek? - dopytała reporterka. - Nie wiem.

Dyskusja wokół stosowania feminatywów w języku prawa i polityki od dekad budzi skrajne emocje. Czy słusznie? W tradycji języka polskiego w czasach II Rzeczypospolitej funkcjonowały zarówno "posłanki", "marszałkinie", "doktorki", "magistry", "powstanki" bądź "powstańczynie" (jako dwa równoważne określenia na uczestniczki powstania), jak i "świadkinie" czy "prawniczki". Historycy języka polskiego zwracają uwagę, że w pierwszych dekadach XX wieku feminatywy były w powszechniejszym użyciu niż obecnie.

Feminatywy w resortach
Źródło: TVN24

Rada Języka Polskiego przy Polskiej Akademii Nauk w stanowisku opublikowanym w listopadzie 2019 roku zwraca uwagę na to, że

większość argumentów przeciw tworzeniu nazw żeńskich jest pozbawiona podstaw.

"Sporu o nazwy żeńskie nie rozstrzygnie ani odwołanie się do tradycji (różnorodnej pod tym względem), ani do reguł systemu. Dążenie do symetrii systemu rodzajowego ma podstawy społeczne; językoznawcy mogą je wyłącznie komentować. Prawo do stosowania nazw żeńskich należy zostawić mówiącym, pamiętając, że obok nagłaśnianych ostatnio w mediach wezwań do tworzenia feminatywów istnieje opór przed ich stosowaniem" - oceniła RJP.

Co na to interdyscyplinarne badania naukowe? - Język polski jest jednym z tych języków, w których występuje rodzaj gramatyczny. Zatem w przypadku odmiany rodzajowej stanowisk i urzędów publicznych nie mamy do czynienia z czyimś "widzimisię" - podkreśla w rozmowie z tvn24.pl doktora habilitowana Magdalena Formanowicz z Instytutu Psychologii Uniwersytetu SWPS w Warszawie, kierowniczka Centrum Badań nad Relacjami Społecznymi tej uczelni.

Psycholożka w swojej pracy naukowej bada zjawiska psychologiczne oraz psychospołeczne z perspektywy językowej, uwzględniając w szczególności sprawczość języka w relacjach międzygrupowych. Opisuje także mechanizmy języka dehumanizującego oraz ogólne procesy dehumanizacji, czyli tego, dlaczego odmawiają człowieczeństwa innym. Badaczka była stypendystką Szwajcarsko-Polskiego Programu Współpracy oraz otrzymała stypendium naukowe szwajcarskiego rzadu. Była pracowniczką naukową Uniwersytetu w Bernie oraz University of Surrey w Wielkiej Brytanii. 

Doktor habilitowana Magdalena Formanowicz
Doktor habilitowana Magdalena Formanowicz
Źródło: archiwum Uniwersytetu SWPS

Tomasz-Marcin Wrona: W konstytucji RP mamy jedynie "obywatela", "premiera", "prezydenta". Czy zatem język prawa, władzy bądź polityki jest językiem mężczyzn?   

Dr hab. Magdalena Formanowicz: To ciekawe, że zaczął pan od konstytucji.    

Dlaczego?    

W ten sposób przypomniał mi pan, że w Kanadzie kilka lat temu został zmieniony tekst hymnu państwowego, żeby właśnie uwzględniał również kobiety. Wcześniej Kanadyjczycy śpiewali: "True patriot love in all thy sons command" ("prawdziwa miłości ojczyzny, która powodujesz czynami twych synów" - red.). Słowa "all thy sons" zmieniono na "all of us" ("… powodujesz czynami nas wszystkich" - red).

W języku angielskim nie ma rodzaju gramatycznego, płeć jest kodowana wyłącznie w niewielu słowach w ich znaczeniu - na przykład "mother" - matka czy "father" - ojciec. W związku z czym zmiana w hymnie wydaje się dość intuicyjna, bo gdy rodzice mówią "synu", to ich córka raczej nie bierze tego do siebie. W języku polskim i wielu innych mamy rodzaj gramatyczny, który jak pokazuje wiele badań, działa podobnie. Kiedy słyszymy "obywatel", wyobrażamy sobie głównie mężczyzn, "obywatelka" to jednoznacznie kobieta.  

Wracając do pana pytania, język polityki, władzy czy też prawa o tyle może się kojarzyć z mężczyznami, że to oni stanowią większość sceny politycznej. Cały pejzaż polityczny zdominowany jest przez mężczyzn: mamy też więcej dziennikarzy politycznych. To kształtuje jednocześnie standardy komunikacyjne oraz wzorzec tego, kogo z polityką częściej kojarzymy. A zatem to powoduje, że język polityki rzeczywiście częściej tworzony jest przez mężczyzn: to oni nadają mu ton, charakter debaty, do czego kobiety raczej się dostosowują. Badania pokazują, że polityczki korzystają z języka mężczyzn, mówią podobnie, chociaż są inaczej reprezentowane w mediach.  

Cała rozmowa z Krystyną Pawłowicz
Rozmowa z Krystyną Pawłowicz (wideo z 2013 r.)
Źródło: TVN24

Osoby sprzeciwiające się używaniu feminatywów w polityce, wyrażają opinię, że są one przejawem lewicowych ideologii. Czy faktycznie tak jest?  

W samych słowach nie ma żadnej ideologii. Język, który odzwierciedla rzeczywistość, nie ma nic wspólnego z ideologią. Konstytucja już w preambule mówi o równości w prawach. Przyjmując założenie, że każdy z nas tą wartością się kieruje, wypada przypomnieć, że język jest narzędziem kształtującym, wspierającym oraz wyrażającym wartości takie jak równość właśnie.  

Jednocześnie język może być traktowany jako narzędzie ideologiczne, które wykorzystywane jest do osiągania konkretnych celów politycznych. Dzieje się to poprzez oczywiste mechanizmy, jak mowa nienawiści, które krzywdzą daną grupę społeczną, będącą celem ataków politycznych. Są też mechanizmy wykluczające, o wiele bardziej subtelne. Najpopularniejszym tego przykładem jest "zjawisko niewidzialności" - czyli celowe unikanie feminatywów bądź neutratywów. W ten sposób pozbawia się reprezentacji językowej całe grupy.  

To znaczy?  

Jeżeli powiem: "poseł", "dyrektor", "prawnik", to niezależnie od tego, kogo mam na myśli, są to rzeczowniki w męskim rodzaju gramatycznym. W żeńskim rodzaju gramatycznym mamy odpowiedniki: "posłanka", "dyrektorka" czy "prawniczka". To rodzaj gramatyczny ma znaczenie dla interpretacji słów. Kiedy usłyszymy "posłanka", myślimy o kobiecie, a kiedy słyszymy "poseł", pomyślimy o mężczyźnie. Jednak w umowie społecznej - bo to jest tylko umowa, a nie prawda o języku czy jego funkcjonowaniu - funkcjonuje przekonanie, że formy męskie dotyczą wszystkich ludzi i słowo "nauczyciel" może odnosić się do każdej osoby wykonującej ten zawód, niezależnie od płci.  

Tu warto zauważyć, że nasz mózg tak nie działa. Badania prowadzone w wielu językach posiadających rodzaj gramatyczny pokazują, że nasz mózg, słysząc słowo "nauczyciel", kojarzy je z mężczyzną. Funkcjonuje w ten sposób nawet wtedy, gdy umówimy się, że "nauczyciel" dotyczy wszystkich, niezależnie od płci. A zatem nawet jeśli umówimy się, że słowa w rodzaju męskim reprezentują wszystkich, to ta umowa nie ma szans na przestrzeganie, ponieważ mózg interpretuje język w inny sposób.  

Mamy bardzo ciekawe badania prowadzone przez Pascala Gygaxa i Ute Gabriel w językach francuskim i niemieckim - językach, które również posiadają rodzaj gramatyczny. Okazało się, że nawet w przypadku zawodów typowo kobiecych - jak na przykład kosmetolożka - w sytuacjach używania rodzaju męskoosobowego "kosmetolodzy", badani myśleli, że chodzi przede wszystkim o mężczyzn.

Feminatywy w gdańskich urzędach (materiał z 2022 r.)
Źródło: TVN24

W związku z tym w samych słowach nie ma żadnej ideologii, ponieważ konkretne formy odpowiadają potrzebom konstrukcji danego języka. Natomiast ideologia dorabiana jest do tego, jak się tego języka używa. Dzieje się to między innymi w przypadku feminatywów, których używa się po to, żeby kobiety w języku uwidocznić. Jeżeli chcemy traktować kobiety równo, to powinniśmy używać form w rodzaju żeńskim, bo kobiety wykonują różne role lub powinny mieć do tych ról równy dostęp.  

Miałam przyjemność uczestniczyć w działaniach międzynarodowego zespołu naukowego, koordynowanego przez Uniwersytet w Bernie, w którym kilkadziesiąt osób badało różne aspekty związane z rodzajem gramatycznym w wielu językach. Jednym z efektów pracy zespołu były badania, wskazujące, że używanie feminatywów sprzyja temu, że dziewczynki wyobrażają sobie siebie w konkretnym zawodzie. Z wielu innych badań naszego zespołu mamy jasny wniosek, potwierdzany także w innych doniesieniach: posługiwanie się feminatywami sygnalizuje, że kobiety uczestniczą w danym zawodzie, że czują się do zawodów zaproszone, a także że inni wyobrażają sobie kobietę jako możliwą reprezentantkę danego zawodu.   

Przy takich dowodach rozumiem reakcję ojca trzech córek, który uznał, że posługiwanie się feminatywami jest z jego strony najtańszą inwestycją w przyszłość jego córek, żeby mogły swobodnie myśleć o karierze w różnych zawodach. Wracając do ideologii, w samych feminatywach trudno mi dostrzec ideologię, element ideologiczny pojawia się w postawie wobec języka, który włącza na przykład kobiety. Może on nas denerwować bądź nie, ale nie zmienia to faktu, że funkcją feminatywów jest po prostu uwzględnienie właściwej reprezentacji kobiet. 

holownia paulina 2
Szymon Hołownia o tabliczkach ze słowem posłanka
Źródło: TVN24

Na czym polega więc trudność, żeby ten język był w powszechnym użyciu?   

Powodów jest kilka. Spora część osób uczestniczących w debacie publicznej, jest niedoinformowana na temat znaczenia i oddziaływania feminatywów. Jako naukowczyni biorę odpowiedzialność za to, że nie popularyzujemy wystarczająco wyników badań, którymi dysponujemy.  

Niektórzy, sprzeciwiając się feminatywom, sprzeciwiają się tak naprawdę zwiększonej roli kobiet w życiu społecznym. Tu najtrudniej o zmianę przekonań, bo tak naprawdę nie chodzi o język, tylko o wiarę w to, jak powinien być urządzony świat i gdzie jest miejsce kobiet. Jednak nawet tutaj zmiana jest możliwa, jeśli feminatywy będą stanowić normę użytkową w języku i staną się po prostu naturalną poprawną formą.  

W końcu niektórzy mogą się sprzeciwiać feminatywom, ponieważ dziwnie brzmią, są czasami nowe w języku lub trzeba włożyć trochę więcej wysiłku w ich używanie. Tu znowu badania pokazują, że nowość łatwo oswajamy i zaledwie kilkanaście "użyć" danej formy może zmienić nasz stosunek do tych form. Sama kiedyś nie przepadałam za słowem "psycholożka", a teraz już mnie w ogóle nie razi. Popularyzując język równościowy - w tym feminatywy - utrwalamy jego obecność w powszechnym obiegu, a zatem z czasem przestaje nam przeszkadzać. Nie zmienia to jednak faktu, że w początkowej fazie przywracania lub wprowadzania na przykład feminatywów do codziennego języka, mogą pojawić się najróżniejsze reakcje.  

08
Dla jednych brzmią dziwnie, inni chcieliby ich popularyzacji. Feminatywy w języku polskim istniały już przed wojną (materiał z marca 2023 r.)
Źródło: Dominika Ziółkowska | Fakty TVN

Co ma pani na myśli?   

W początkowej fazie stosowania feminatywów te formy mogą zwracać uwagę na płeć - od razu wiadomo, że pilotka to kobieta. Płeć jest obudowana stereotypami, społecznymi skojarzeniami, w tym na przykład: czym zajmują się kobiety, czym mężczyźni, w czym dana płeć jest "lepsza". Ze stereotypem żeńskim wiążą się takie skojarzenia, jak troska i ciepło, a z męskim takie jak skuteczność i sukces. Zatem określając osobę feminatywem, może zdarzyć się, że odbierzemy jej te atrybuty, postrzegając ją jako mniej skuteczną, niezdolną do osiągnięcia sukcesu.

Badania pokazują, że na początku wprowadzania feminatywów, kiedy zwracają one większą uwagę użytkowników, tak się dzieje. Kobiety używające feminatywy, mogą być spostrzegane właśnie jako mniej kompetentne. Ten efekt jednak jest przejściowy, czego dowodzą badania przeprowadzone w języku niemieckim, w którym formy równościowe funkcjonują od dłuższego czasu. W badaniach przeprowadzonych przeze mnie i współpracowniczki okazało się, że jeżeli kobieta określa siebie z użyciem formy męskiej, może być postrzegana jako niekompetentna językowo, ponieważ popełnia błąd. To może zaś prowadzić do wniosku, że dana kobieta, powtarzając błędy językowe, ogólnie nie jest kompetentna do zajmowania jakiegoś stanowiska.  

Zatem używanie feminatywów, nawet jeśli może być początkowo trudne i niekorzystne, szybko się normalizuje, a co więcej - jest korzystne dla kobiet jako grupy, gdyż podnosi ich widzialność.  

Ministra, minister czy ministerka? "Każdy mówi jak chce, u nas nie ma dogmatu"
Źródło: Maciej Mazur/Fakty TVN

W 2011 roku ówczesna posłanka Platformy Obywatelskiej Joanna Mucha objęła kierownictwo w Ministerstwie Sportu. Polityczka poprosiła publicznie, żeby zwracać się do niej "ministra", co wywołało sporo skrajnych komentarzy, a nawet kpin. A przecież w czasach II Rzeczypospolitej "marszałkini", "ministra", "posłanka", "prawniczka" były w powszechnym użyciu. Skąd bierze się obecny sprzeciw wobec przywrócenia tych form do języka codziennego, skoro - jak pani powiedziała - jest to "najtańsza forma inwestycji" w przyszłość kobiet?

Trudno mi wyjaśnić, dlaczego nasza opinia publiczna porzuciła stosowanie form żeńskich, używanych jeszcze w czasach II Rzeczypospolitej oraz dlaczego próby przywrócenia ich do języka napotykają taki opór. Myślę, że osoby badające historię języka i kultury byłyby w stanie to wyjaśnić lepiej.  

Faktem jest, że formy żeńskie zaznaczają, że dane stanowisko obejmuje kobieta. To wskazanie płci ma swoje dobre i złe strony. Słowo "lekarka" od razu zdradza płeć osoby, w związku z tym, jeśli ktoś ma coś przeciwko kobietom w zawodzie medycznym, może się buntować przed wizytą. Formy generyczne, czyli formy męskie, które w zamyśle odnoszą się do wszystkich, miały być może kobiety przed taką dyskryminacją chronić, gdyby... no właśnie, gdyby nie wprowadzały innej dyskryminacji - o której już mówiłam.  

Po tym, jak dwie polityczki złożyły w grudniu ubiegłego roku przysięgę przed prezydentem, mówiąc o obejmowaniu "urzędu ministry", część klasy politycznej uznała, że te przysięgi są nieskuteczne prawnie, ponieważ w konstytucji jest napisane: "obejmując urząd ministra". Czy stosowane w aktach normatywnych formy generyczne stanowią przeszkodę dla stosowania żeńskich form pełnionych urzędów? 

Nie, przynajmniej nie powinny. Ci, którzy piszą prawo, powinni zapoznać się z wynikami badań naukowych w zakresie języka. Teksty przysiąg powinny być tak sformułowane, by dostosowane były do osób, które je składają. Jednocześnie uprawomocnienie tych przysiąg nie powinno być uzależnione od wyborów językowych osób, które je składają.  

Podkreślę raz jeszcze: język polski jest jednym z tych języków, w których występuje rodzaj gramatyczny. Zatem w przypadku odmiany rodzajowej stanowisk i urzędów publicznych nie mamy do czynienia z czyimś "widzimisię".  

Barbara Nowacka ministrą edukacji
Źródło: TVN24

Wrócę do języka władzy, polityki, prawa, który jest językiem skodyfikowanym, czyli utrwalonym najczęściej w formie jednoznacznego tekstu, ograniczającego możliwości interpretacyjne. Tak jest w przypadku konstytucji, ustaw czy rozporządzeń. Czy wprowadzenie do tego języka form rodzajowych miałoby wpływ na percepcję pozycji kobiet w społeczeństwie?   

Rzeczywiście jest tak, że w języku prawa stosuje się formę generyczną: "poseł", "prezydent", "minister" czy "obywatel". W swoim założeniu forma w rodzaju męskim ma odnosić się do każdej osoby, niezależnie od jej płci. Natomiast biorąc pod uwagę obecny stan wiedzy, intencja stosowania tej formy w języku prawa nie pokrywa się ze stanem faktycznym.   

Posłużę się wynikami badań prowadzonych przez zespół Dagmar Stahlberg. Poproszono osoby badane, żeby wymieniły znanych piosenkarzy. W odpowiedzi najczęściej pojawiali się mężczyźni. Podobnie było, gdy poproszono o wymienienie znanych polityków. Następnie rozszerzono te zadania: proszę wymienić znane piosenkarki i piosenkarzy. Dopiero wtedy w odpowiedziach znacznie częściej pojawiały się zarówno kobiety, jak i mężczyźni.  

Dalej: raport z innych badań wskazuje na to, że kobiety rzadziej aplikują na ogłoszenia o pracę, w których stanowisko sformułowane jest w formie męskiej. Dodatkowo kobiety aplikujące na stanowisko sformułowane w rodzaju męskim, uważane są przez osoby rekrutujące jako niepasujące do danej roli. W tym kontekście mamy również badania, które polegały na analizie języka stosowanego przez firmy w swoich materiałach: firmy używające form równościowych oraz firmy stosujące język głównie w formie męskiej. Okazało się, że w firmach używających form męskocentrycznych kobiety rzadziej identyfikowały się z nimi, częściej były przekonane, że do nich nie pasują.  

Przywołane przeze mnie badania jasno pokazują, że stosowane formy gramatyczne mają ogromne znaczenie dla widzialności kobiet w przestrzeni publicznej oraz tego, jak same kobiety postrzegają swoją pozycję społeczną.   

Jakie to może mieć przełożenie na akty prawne?   

Efekty są podobne. Myślę, że możemy w mniejszym stopniu czuć się obywatelkami państwa, którego konstytucja widzi jedynie obywateli. Warto jednak pamiętać, że mówimy o bardzo subtelnych efektach, które nie pojawiają się w sposób natychmiastowy. Poczucie wykluczenia jest jednym z tych najsilniejszych, które dla człowieka są nieprzyjemne. Poczucie wykluczenia intensyfikuje się też, jeżeli jest się cały czas otoczoną językiem posługującym się jedynie formami męskimi. Trzeba też pamiętać, że to niejedyne formy dyskryminacji w języku. Uświadomienie sobie tego, jak nierówności funkcjonują w języku, bardzo często powoduje, że zainteresowani tym aspektem zaczynają posługiwać się językiem w inny sposób.  

Anitą Kucharską Dziedzic
Anita Kucharska-Dziedzic o tabliczce na drzwiach klubu Lewicy
Źródło: TVN24

Jakie nierówności zakorzenione w języku ma pani na myśli?   

Jest ich bardzo dużo. Badania z wykorzystaniem modeli komputerowych pokazują, że słowa typowo kobiece znacznie częściej współwystępują ze słowami, które są stereotypowo kobiece. Ma to konsekwencje - na przykład - w tym, jak modele komputerowe tłumaczą dany język. Przykład: "chirurg powiedział to i to". Pomimo że w języku angielskim to zdanie jest gramatycznie neutralne, modele komputerowe, tłumacząc je na język polski, automatycznie przyjmą rodzaj męski za właściwy. Dzieje się tak, ponieważ nawet zupełnie neutralne słowa są nasycone stereotypami związanymi z płcią.   

Wyniki innych badań analizujących duże korpusy tekstów zwracają uwagę, że mężczyzna jest częściej stawiany w roli podmiotu danego zdania, czyli jako osoba wykonująca czynność, będącą jej sprawcą. Widzimy to na poziomie składni, gdzie mężczyzna jako podmiot zestawiany jest z czasownikiem - orzeczeniem - językowym nośnikiem sprawczości. Badania prowadzone z użyciem "eye trackera" - urządzeniem śledzącym to, jak ludzie poruszają gałkami ocznymi w trakcie czytania - pokazują, że większe zaskoczenie wywoływało zdanie, którego podmiotem była kobieta, niż gdy podmiotem był mężczyzna. Najprościej rzecz biorąc, wyniki tych badań pokazują, że mężczyźni w języku przedstawiani są jako ci, którzy "działają", a kobiety jako te, które są "jakieś". Mówimy więc o stereotypie, który zakodowany jest głęboko w strukturze języka, w sposób nie od razu widoczny.  

Feminatywy - językowy gorący temat
Źródło: TVN24

Na myśl przychodzą mi również ciekawe wyniki badań Martina Sapa, w ramach których dokonano analizy scenariuszy dużej puli filmów hollywoodzkich. Okazało się, że w odniesieniu do mężczyzn były używane inne czasowniki niż wobec kobiet. W przypadku mężczyzn pojawiały się najczęściej te czasowniki, które reprezentowały sprawczość. Na przykład mężczyzna "atakował", "działał", gdy kobieta raczej "czekała" bądź "płakała".  

Mamy również mechanizmy związane z tym, w jaki sposób konstruujemy na przykład porównania. Zdarza się taki przykład: "ona jest dobrym szefem jak na kobietę". Natomiast taka konstrukcja w odniesieniu do mężczyzny się nie pojawia, jest po prostu stwierdzenie: "on jest dobrym szefem". Znowu mamy do czynienia z sytuacją, w której "szef" znacznie częściej nadal kojarzony jest z mężczyzną, nie ma więc potrzeby podkreślania jego płci.   

Zwracam uwagę na niektóre z tych bardzo subtelnych mechanizmów. Zestawione razem utrwalają wzorzec tego, kto jest bardziej sprawczy, w efekcie umacniają nierówności, jakie można zauważyć na poziomie języka. Warto więc popularyzować wiedzę na temat tych mechanizmów, ponieważ tylko zdając sobie sprawę z ich występowania, będziemy w stanie cokolwiek zmienić.  

Ogromną rolę w tym aspekcie odgrywają autorytety - w tym Rada Języka Polskiego - których jednym z zadań powinno być pokazywanie, że stosowanie języka równościowego, inkluzywnego ma konkretne, pozytywne konsekwencje. Co ciekawe, w ostatnich latach Rada Języka Polskiego coraz intensywniej zaleca stosowanie feminatywów.  

Aktualnie czytasz: Ideologiczne "widzimisię" czy "najtańsza inwestycja w przyszłość kobiet"? Jak język prawa utrwala nierówności

Przestrzenią, której język w zasadzie nie widzi kobiet, są służby mundurowe - w szczególności armia, prawda?  

Rzeczywiście armia jest środowiskiem, w którym większość stanowią mężczyźni. Podejrzewam, że w związku z tym część kobiet, które są już w strukturach armii, nie będzie chciała wyróżniać się w zakresie płci, stosując nazewnictwo w formach męskich. Łączy się to również z faktem, że w określenia męskie wpisane są skojarzenia związane z profesjonalizmem, kompetencjami, skutecznością. Jeśli kobiety w armii będą mówić o sobie "żołnierka", może to zwracać na nie uwagę i podkreślać ich płeć, być może narażając je na początku na stereotypowe skojarzenia.

Zachęcałabym kobiety na wyższych stanowiskach i te, których pozycja im na to pozwala, żeby stosowały feminatywy po to, by inspirować inne, dawać innym przykład. Jednak nie można zmiany społecznej oczekiwać wyłącznie od kobiet. Należy zdjąć z kobiet obowiązek wyłącznego dbania o swoją równość. Armia mogłaby rekrutować żołnierki, wskazując tym samym, że kobiety są mile widziane w jej szeregach. Jeśli formy żeńskie nie będą używane, tak się może nie zadziać. Kobiety rzadziej będą wyobrażać sobie siebie w szeregach armii bądź ze stopniami oficerskimi.  

Warto pamiętać, że jedną z funkcji języka inkluzywnego jest pokazywanie adekwatnej reprezentacji rzeczywistości. I nie chodzi tu tylko o kobiety, ponieważ język inkluzywny sięga szerzej do różnych aspektów tożsamości człowieka. Natomiast używanie języka w sposób jednowymiarowy, nie uwzględniając faktu, że świat jest różnorodny, niesie za sobą konkretne koszty społeczne. Jednym z nich jest na przykład niższa reprezentacja kobiet w różnych obszarach rynku pracy.   

Feminatywy elementem politycznego sporu
Feminatywy elementem politycznego sporu (materiał z października 2019 r.)
Źródło: TVN24

To znaczy? 

Ogromne koszty społeczne perspektywy męskocentrycznej bardzo dobrze zostały opisane w medycynie i w nauce. W przypadku medycyny mamy do czynienia z błędami, które niejednokrotnie przypłacono ludzkim życiem. Chodzi o procedury leczenia czy terapie opracowywane na grupach klinicznych zdominowanych przez mężczyzn.

W nauce zaś nadmierna reprezentacja mężczyzn może budzić ryzyko, że pula rozwiązań, dostępnych pomysłów będzie mniej innowacyjna, uboższa. Tak jest w dziedzinach czy tematach badawczych, w których wymiana doświadczeń przebiega w grupie osób sobie podobnych. Tu wspomnę badania, które polegały na analizach językowych ogromnej liczby prac doktorskich w Stanach Zjednoczonych. Okazało się, że innowacyjne wnioski bądź nietypowe zestawienia badawcze częściej pojawiały się w pracach naukowych osób, które nie były białymi mężczyznami. Żeby było jasne: celem badań nad językiem nie jest wcale próba jego unifikacji. Wręcz przeciwnie: chodzi o to, by zachować w nim przestrzeń na reprezentację różnorodności. Tu można zaś przywołać rozróżnienie języka na dyrektywny i kooperatywny.

Aktualnie czytasz: Ideologiczne "widzimisię" czy "najtańsza inwestycja w przyszłość kobiet"? Jak język prawa utrwala nierówności

Co to oznacza?  

Język dyrektywny - stosowany na przykład w armii - oparty jest na poleceniach; kooperatywny - polega na szukaniu współpracy. 

Badania nad językiem kooperatywnym wskazują, że jego stosowanie w medycynie przynosi niepodważalne korzyści. Ta forma komunikacji przypisywana jest częściej kobietom. Co ciekawe, jest to jedna z niewielu rzeczywistych różnic komunikacyjnych, jakie opisujemy między kobietami a mężczyznami.

Aktualnie czytasz: Ideologiczne "widzimisię" czy "najtańsza inwestycja w przyszłość kobiet"? Jak język prawa utrwala nierówności

Dysponujemy badaniami, w ramach których analizowano język kooperatywny stosowany przez pielęgniarki. Okazało się, że poprzez zadawanie większej liczby pytań pielęgniarki były w stanie zgromadzić więcej informacji o pacjencie niż diagnosta operujący mniejszą liczbą pytań i konstrukcjami dyrektywnymi. Mało tego, pacjenci częściej angażowali się i stosowali do wskazówek czy zaleceń przekazanych im w sposób kooperatywny. Jest to zatem kolejny dowód na to, że warto język poszerzać na najróżniejsze perspektywy i sposoby komunikowania się z innymi. Na różnorodności - także tej językowej - zyskujemy.  

Czytaj także: