- Grzegorz Braun ma za sobą najbardziej udany rok w karierze politycznej. Zajął czwarte miejsce w wyborach prezydenckich, a sondaże wskazują, że jego partia może wejść do Sejmu. Z ekspertami rozmawiamy o tym, co na to wpłynęło.
- - Bardzo inteligentny i cyniczny. To nie jest osoba, z którą da się współpracować - mówi o Braunie jeden z przedstawicieli Konfederacji.
- - To było trochę jak w rodzinie: ostrożny rodzic cały czas musi uważać na to, co robi jego niesforne dziecko - słyszę opinie o nim w jego byłym ugrupowaniu.
18 maja 2025 roku. Grzegorz Braun przemawia do zgromadzonych na jego wieczorze wyborczym. Twarz jak zawsze kamienna, niepokazująca uczuć, chociaż ten polityczny radykał właśnie świętuje swój największy sukces - zdobywa ponad 6 procent głosów, ku zaskoczeniu wielu zajmując czwartą pozycję w wyborach prezydenckich i wyprzedzając między innymi ówczesnego marszałka Sejmu Szymona Hołownię. Tego dnia na lidera Konfederacji Korony Polskiej zagłosowało grubo ponad milion osób. Po ogłoszeniu pierwszych wyników Braun ocenia, że ten werdykt to "odczyt temperatury narodu polskiego".
Niemal pół roku później termometr społecznych emocji dalej wskazuje korzystną dla niego wartość. Jego ugrupowanie, według różnych sondaży, oscyluje w okolicach 5-6 procent poparcia. To pozwoliłoby na wejście do Sejmu, a tym samym zameldowanie się na dłużej na krajowej scenie politycznej. W tym samym czasie trwa publiczna dyskusja o tym, czy partia Brauna powinna zostać zdelegalizowana, a przed warszawskim sądem rozpoczyna się proces związany z głośnymi incydentami, o których później.
Tak właśnie jest z Grzegorzem Braunem. Za nim najbardziej udany rok. W ciągu ostatnich 12 miesięcy wybił się na polityczną niepodległość, pokazał, że z partyjnego tortu może wziąć dla siebie wcale nie taki mały kawałek, a przez to zabrać innym. A przy tym głosi coraz bardziej radykalne poglądy, które wielu szokują. Sprzeczność? Nic bardziej mylnego.