Marwa to młoda Syryjka znaleziona po polskiej stronie granicy z Białorusią. Z padaczką i w hipotermii, w ciężkim stanie trafiła do szpitala w Hajnówce. W Polsce czekają na nią rodzice, którzy na co dzień mieszkają w Niemczech. Ojciec sam przed laty szedł szlakiem bałkańskim. Twierdzi, że to, co teraz dzieje się na granicy polsko-białoruskiej, jest znacznie gorsze od kryzysu migracyjnego sprzed sześciu lat. - Chciałbym, żeby przypadek mojej córki był ostrzeżeniem dla wszystkich. Żeby wiedzieli jak bardzo ta podróż jest niebezpieczna - mówi. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Matka Syryjki płacze przed szpitalem, w którym od trzech tygodni leży jej córka – uciekinierka z objętego wojną domową kraju. 30-letnia Marwa trafiła do placówki w Hajnówce w ciężkim stanie. Rodzice odwiedzili ją w szpitalu i to było ich pierwsze spotkanie od lat.
- O tym, że córka zdecydowała się na tę ryzykowną podróż dowiedzieliśmy się, kiedy była już na Białorusi – przyznaje ojciec Marwy. - To miała być niespodzianka. Zadzwoniła do nas z Mińska i powiedziała, że widzimy się za kilka godzin. Wtedy jeszcze nie mieliśmy pojęcia o tym, co dzieje się na granicy polsko-białoruskiej – dodaje.
Syryjkę znaleźli w lesie wolontariusze. - Dziewczyna była bez obuwia, była w samych skarpetkach, miała zimne ręce. Leżała pod śpiworem, który był już mokry – relacjonuje Agata Purol. - Miała mokre ubrania. Była osobą leżącą, z którą był utrudniony kontakt. Miała problemy ze świadomością – podkreśla.
CO SIĘ DZIEJE PRZY GRANICY Z BIAŁORUSIĄ? REPORTAŻ BADAWCZY. Czytaj więcej >>>
30-letnia Syryjka w ciężkim stanie znaleziona w lesie
Syryjka była w lesie od tygodnia. Przez kilka dni bez jedzenia i wody. Migranci, z którymi była w grupie, powiedzieli polskim wolontariuszom, że choruje też na padaczkę. Z pomocą przyjechali Medycy na Granicy. - Okazało się, że potrzebna jest hospitalizacja i to pilna. Jeszcze kilka godzin i ona by zmarła – uważa Agata Purol.
Syryjka zdecydowała się na podróż przez Białoruś. Jako jedyna z rodziny została tak długo w Syrii. Z powodu ograniczeń w dostępie do leku na padaczkę nie mogła tam już dłużej żyć. - Marwa jest bardzo ciepłą i wrażliwą kobietą. Byliśmy ze sobą bardzo związani. Do tego momentu nie widziałam jej dwa lata – podkreśla matka Marwy.
Rodzina ma za sobą traumatyczne przeżycia. Najpierw wojna w Syrii, potem podróż ojca do Niemiec przez morze i Bałkany wraz z pierwszą falą migrantów. - Sytuacja na morzu była bardzo niebezpieczna. Ponton był mocno przeładowany. Miejsc było 15, a płynęły 52 osoby – wspomina ojciec Marwy. - Udało mi się przeżyć, ale doświadczenie Marwy było o wiele trudniejsze od mojego. Ludzie tutaj cierpią z głodu i zimna. Znaleźli się w pułapce – zwraca uwagę.
Białoruski reżim od miesięcy prowadzi przy granicach z Polską, Litwą i Łotwą wojnę hybrydową. Wykorzystuje w niej migrantów głównie z państw Bliskiego Wschodu, których przekonuje się, że przez Białoruś mogą bezpiecznie przedostać się na zachód Europy. Z kilku państw Bliskiego Wschodu do Mińska przyleciało już wiele samolotów z migrantami. Od 8 listopada część z nich - kilka tysięcy, jak szacują polskie służby - przebywa przy samej granicy z Polską, m.in. w tworzącym się obozowisku niedaleko Kuźnicy Białostockiej. Pilnują ich białoruskie służby. Funkcjonariusze są uzbrojeni i według niezależnych białoruskich dziennikarzy, mogą zmuszać migrantów do prób forsowania zapór postawionych przez Polskę.
Marwa czeka na przyjęcie wniosku o azyl
Do ojca w Niemczech żona i dwaj synowie dotarli w poprzednich latach w ramach tzw. polityki łączenia rodzin zorganizowanej m.in. przez rząd w Berlinie po kryzysie z 2015 roku. Marwa dwukrotnie dostała decyzję odmowną, bo była już pełnoletnia. Teraz w polskim szpitalu czeka na przyjęcie wniosku o azyl.
- Jeżeli ten wniosek o udzielenie jej ochrony zostanie przyjęty, natychmiast będziemy składać wniosek, żeby polskie władze zwróciły się do władz niemieckich o to, by dziewczyna mogła legalnie zostać przyjęta na terytorium Niemiec i żeby to Niemcy były odpowiedzialne za rozpatrzenie jej sprawy – mówi Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Wszystko zależy od decyzji polskiej Straży Granicznej, bo stan Marwy się poprawia, choć wciąż jest ciężki. - Z drżeniem serca czekaliśmy na te informacje, bo ten stan był tak poważny, że nie wiadomo było, czy ona przeżyje – mówi Agata Purol. Wolontariuszka obawia się, że Syryjka może zostać wypchnięta na granicę z Białorusią.
O to martwią się też rodzice, którzy w Niemczech zostawili dwóch młodszych synów. - Chciałbym, żeby przypadek mojej córki był ostrzeżeniem dla wszystkich. Żeby wiedzieli jak bardzo ta podróż jest niebezpieczna i że może się skończyć tragicznie – zwraca uwagę ojciec kobiety.
Marwa tego nie wiedziała - chciała tylko dołączyć do rodziny.
Źródło: TVN24, tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: TVN24