Nie chodzi tylko o inną narodowość czy kolor skóry. To może dotykać - i to boleśnie - każdego dziecka, również twojego. Bo może akurat jesteś biedniejszy niż sąsiedzi lub nie masz samochodu i dobrego dojazdu ze swojej wsi do najbliższego miasta. A może twoje dziecko jest gejem, ma jakąś niepełnosprawność albo po prostu jest dziewczynką. Czas porozmawiać poważnie o równym traktowaniu w szkole.
Początek 2022 roku. Minister edukacji Przemysław Czarnek jest gościem Radia Maryja, gdzie długo i barwnie opowiada o zagrożeniach, które czyhają na polskie dzieci. Zagrożeniach, przed którymi mają chronić je przepisy nazywane lex Czarnek (te, które miesiąc później trafiły z Sejmu na biurko prezydenta).
W pewnym momencie wywiadu minister stwierdza, że organizacje pozarządowe "serwują tak zwane zajęcia antydyskryminacyjne", które "w gruncie rzeczy są dyskryminujące dla chrześcijan". - Dyskryminujące dla wartości, które leżą u podstaw naszej cywilizacji, naszego społeczeństwa. To są te zajęcia, które można śmiało nazwać praniem mózgu dzieci i młodzieży, dotyczące płciowości, seksualności, rzeczy, które absolutnie nie powinny nigdy w szkole się pojawiać - mówił minister.
"Dyskryminacja" w publicznych wypowiedziach ministra Czarnka pojawia się właściwie tylko w kontekście religii. Jednak jeśli zapytać o dyskryminację nauczycieli i nauczycielki, którzy na co dzień mają kontakt z uczniami i uczennicami, okazuje się, że oni widzą problemy zupełnie gdzie indziej. Tylko około 15,8 proc. badanych nauczycieli uznało, że ich podopieczni są narażeni na dyskryminację w szkołach ze względu na swoje wyznanie (badanie nie doprecyzowuje, jakie dokładnie). I to według nich jedna z najmniej istotnych przesłanek.
Zdaniem nauczycieli, najbardziej zagrażającymi dyskryminacją kwestiami są: orientacja seksualna (42,5 proc.), zła sytuacja materialna (42 proc.) i tożsamość płciowa (40,6 proc.).
Skąd to wiemy? To dane z najnowszego raportu "Równe traktowanie w szkole" - przygotowanego przez Centrum Badań nad Uprzedzeniami dla Rzecznika Praw Obywatelskich - który zawiera m.in. analizę programów wychowawczo-profilaktycznych. To dokumenty, w których społeczność szkolna określa, jak będą realizowane zadania wychowawcze i jakie działania profilaktyczne zostaną skierowane do uczniów.
Czego jeszcze się z niego dowiadujemy, a czego może nie zauważać minister Czarnek? Zajrzyjmy do wyników badania.
Pokaż, co masz w programie
- Chcieliśmy zobaczyć, na ile różne oficjalne dokumenty traktujące o równości, przekładają się na szkolną codzienność - mówi dr Mikołaj Winiewski, psycholog społeczny i jeden z autorów badania zleconego przez Rzecznika Praw Obywatelskich. - Część z tych dokumentów wymagana jest ustawowo, są obecne w szkołach, ale zastanawialiśmy się, czy te szkoły stają się od nich równiejsze, czy one w ogóle znajdują odzwierciedlenie w rzeczywistości, czy te wszystkie dokumenty to raczej wyraz myślenia życzeniowego.
Podstawowym analizowanym dokumentem były programy wychowawczo-profilaktyczne. Pamiętacie jeszcze, w jakich obszarach dzieci i młodzież były najbardziej zagrożone dyskryminacją zdaniem nauczycieli? Przypomnijmy: najczęściej miało być to związane z orientacją seksualną, statusem majątkowym i tożsamością płciową.
Cóż, jeśli zajrzymy do tych programów, okaże się, że niekoniecznie opinie nauczycieli idą w parze z częstością występowania w nich zagadnień odnoszących się do poszczególnych grup narażonych na dyskryminację i równego traktowania. W programach najwięcej uwagi poświęca się bowiem pochodzeniu etnicznemu i narodowemu (63,8 proc.), niepełnosprawności (47,2 proc.) oraz wyznaniu i religii (47,2 proc.).
Kwestie orientacji seksualnej i tożsamości zaistniały w kontekście równego traktowania tylko w 1,8 proc. programów, status społeczno-ekonomiczny w zaledwie 18,1 proc.
Dlaczego to ważne? Winiewski: - Edukacja to podstawowa metoda zapobiegania i rozwiązywania problemów, nie tylko w kwestii równości - podkreśla badacz. - Tymczasem, gdy niekiedy słucham polityków, którzy krytykują zajęcia równościowe czy antydyskryminacyjne, podobnie zresztą jak te dotyczące edukacji seksualnej, to oni nie bardzo wiedzą o czym mówią, tylko wyrzucają słowa z generatora haseł. Nie ma zaś dyskusji o tym, jakie to są programy, czego mają uczyć, czego rzeczywiście uczniowie potrzebują. A to się przekłada niestety na szkolne polityki. Nauczyciele nawet dostrzegają problem, ale w praktyce część kwestii jest pomijana - dodaje.
Co nam daje patriotyzm?
Analizując programy, badacze przyglądali się czterem aspektom, które mogły pojawiać się w szkolnych dokumentach. Nie tylko tolerancji i równemu traktowaniu, które są głównym obszarem ich zainteresowań, ale też postawom patriotycznym, zapobieganiu agresji czy wspieraniu rozwoju emocjonalnego dzieci i młodzieży.
- Nasze wyniki jasno pokazują, że szkoły zajmują się przede wszystkim budowaniem postaw patriotycznych. Tylko około 5 procent programów nie zawierało niczego o tych kwestiach - mówi Winiewski.
W 81 procentach analizowanych programów nie tylko wymieniano słowo "patriotyzm", ale wiązano z nimi bardzo konkretne szkolne działania, np. bieg niepodległości, wycieczki, wizyty w muzeach.
Podobnie poważnie traktowana jest w nich kwestia zapobiegania agresji. Tylko 8 proc. szkół nie zakładało jej w programach, za to szczegółowe działania uwzględniało 71 proc. spośród nich.
Ale już co dziesiąta szkoła w swoich programach nie zajmuje się wcale wsparciem emocjonalnym uczniów, a co piąta nie odnosiła się w ogóle do kwestii tolerancji. Przyglądając się jeszcze uważniej, mniej niż połowa placówek (47 proc.) porusza kwestie tolerancji szczegółowo, a jeszcze mniej (37 proc.) ma w planie zapisane konkretne działania, które miałyby dotyczyć rozwoju emocjonalnego. - Tak jakby w szkołach nie dostrzegano połączenia między brakiem tolerancji a występowaniem agresji. O rozwoju emocjonalnym nie wspominając - zauważa Winiewski.
- Ale może to tylko dokumenty, przecież papier wszystko przyjmie - komentuję. Badacz zapewnia mnie, że jest inaczej. - Sprawdzaliśmy, jak te programy w poszczególnych szkołach przekładają się na postawy uczniów i niestety okazało się, że tam, gdzie są szerzej omawiane postawy patriotyczne, młodzi bardziej nie lubią imigrantów oraz Ukraińców - mówi Winiewski. I zastrzega: - To nie jest wielki efekt, ale jest widoczny. Nie chcę używać oceniających słów, ale to może wynikać z takiego bardzo prostego rozumienia patriotyzmu. W świecie badaczy mówi się o patriotyzmie krytycznym, związanym z ulepszaniem swojego kraju, i bezkrytycznym, czy nawet "ślepym patriotyzmie". Ten drugi zakłada, że my jesteśmy najlepsi. A skoro to my jesteśmy najlepsi, to automatycznie zaczyna często oznaczać, że inni muszą być gorsi - wyjaśnia.
Być kobietą w polskiej szkole
Interesująca jest również kwestia postrzegania płci. Tylko 7 proc. badanych nauczycieli dostrzega, że ta może być przyczyną dyskryminacji, a uwagi na ten temat badacze znaleźli tylko w 3,1 proc. programów wychowawczych.
Czy to oznacza, że problem nierówności ze względu na płeć w edukacji nie istnieje? Niekoniecznie. Bo z ankiety przeprowadzonej wśród nauczycieli wynika, że po prostu spora część z nich przyjmuje postawy, które te nierówności utrwalają. I może tego nawet nie zauważać!
- Jeśli przyjrzeć się naszym wynikom pod tym kątem i przeanalizować kwestie seksizmu, to na skali od 1 do 4 średnia dla badanych nauczycieli wynosi aż 3,27 - mówi Winiewski. - To oznacza, że, łagodnie mówiąc, postawy, jeśli chodzi o relacje między płciami czy role płciowe, są bardzo konserwatywne.
Co dokładnie mierzyli badacze? Wykorzystali skalę ambiwalentnego seksizmu, która pokazuje wrogość wobec kobiet, łamiących tradycyjne normy. Badani musieli skonfrontować się z różnymi twierdzeniami, na przykład "większość kobiet nie docenia w pełni tego, co robią dla nich mężczyźni", "kobiety powinny być wielbione i chronione przez mężczyzn", "największą rolą kobiety jest bycie matką", "każdy mężczyzna powinien mieć partnerkę, którą adoruje" czy "większość kobiet interpretuje niewinne uwagi i zachowania jako seksistowskie".
- Zdania o niedocenianiu mężczyzn i seksistowskich uwagach służą do zmierzenia tak zwanego wrogiego seksizmu, natomiast te o adorowaniu czy chronieniu pomagają nam zmierzyć seksizm dobrotliwy - komentuje badacz. - Wielu nauczycieli w tych stwierdzeniach nie widzi żadnego problemu. A to kończy się tak, że później dziewczynki wracają ze szkoły i mówią, że nie lubią matematyki, bo ona jest dla chłopców. Gdzieś przecież musiały to usłyszeć, prawda?
Ta obserwacja badaczy jest tym ciekawsza, że to kobiety powielają te stereotypy, w końcu stanowią ponad 80 procent kadry w szkołach. Zbieżna jest zaś z innym badaniem.
Pedagożka prof. Lucyna Kopciewicz pytała nauczycieli, jakie ich zdaniem są dziewczynki, a jacy chłopcy. Okazało się, że zdaniem polskich nauczycielek i nauczycieli dziewczynki są: staranne, schludne, grzeczne, spokojne, sumienne, uważne, współpracujące, miłe, wrażliwe, dojrzałe, obowiązkowe, sprawne i skupione na swoim wyglądzie. Chłopcy z kolei: samodzielni, asertywni, aktywni, konkretni, logiczni, poszukujący przygód, pełni energii, pomysłowi i otwarci na doświadczenia.
- Co gorsza, większość nauczycieli twierdzi, że te cechy wynikają z natury, a więc są niezmienne, a przecież uzasadnianie niesprawiedliwych "podwójnych standardów" ze względu na płeć jest już seksualizacją - mówiła nam inna pedagożka, dr Iwona Chmura-Rutkowska.
Dorośli przekazują swoje poglądy
Wróćmy do raportu dla RPO. - Wiem, że kwestia ról płciowych w Polsce dotyka trwającego sporu światopoglądowego - zastrzega Winiewski. - Jednak powinniśmy się nad tym pochylić, bo w naszych badaniach widać na przykład, że podejście do tych ról po części przekłada się na nasz stosunek do osób LGBT. I widzimy, że młode osoby nieheteronormatywne, nie przystające do normy, spotykają się z gorszym traktowaniem ze strony innych uczniów. Bo jest to po prostu przekazywanie poglądów przez otaczających ich dorosłych - dodaje.
Przypomnijmy, choć nauczyciele uważają, że osoby LGBT+ to te, które są narażone na wykluczenie, w szkolnych programach wychowawczo-profilaktycznych nie podnosi się tej kwestii.
Winiewski: - I myślę, że to nie jest zła wola, ale unikanie potencjalnego problemu. Przecież w takiej szkole słyszą, co na ten temat mówi minister, co powtarzają kuratorzy.
Inny ciekawy związek badacze zauważyli w przypadku podejścia do osób z niepełnosprawnościami. Winiewski: - Gdy szkoła jest pod różnymi względami bardziej różnorodna, na przykład jeżeli jest w niej większy odsetek uczniów ze specjalnymi potrzebami edukacyjnymi, to postawy wobec osób nieheteronormatywnych są lepsze.
Upraszczając: jeżeli już poradziliśmy sobie z włączaniem jednej grupy, to inne są mniej wykluczane? - dopytuję.
- Można tak powiedzieć - mówi Winiewski. I dodaje: - Polska to bardzo homogeniczny kraj, więc i w szkołach nie ma za dużo różnorodności. Ale w wielu z nich uczą się osoby z niepełnosprawnościami czy specjalnymi potrzebami i, jak widzimy, to generuje nieco większą otwartość na innych.
Nauczyciele mogą tego wszystkiego po prostu nie wiedzieć, bo wielu z nich nikt tego nie uczył. Dyrektorzy i dyrektorki szkół podstawowych zostali poproszeni o oszacowanie odsetka nauczycieli i nauczycielek z ich szkoły, którzy brali udział w programach szkoleniowych poruszających tematykę równego traktowania wszystkich osób. Ponad jedna czwarta z nich (25,7 proc.) odpowiedziała, że żadna osoba z kadry nauczycielskiej z kierowanej przez nich szkoły nigdy nie brała udziału w tego typu szkoleniu. Tylko w jednej na dziesięć szkół (11,9 proc.) ponad połowa kadry nauczycielskiej brała udział w szkoleniach zawierających takie treści.
Czy to komuś przeszkadza?
Czy jesteśmy więc w ogóle w stanie odczarować słowo "antydyskryminacyjny", czy to nam już zostanie, razem z "gender", jako polityczny straszak?
- Skoro słowo "antydyskryminacyjny" wywołuje takie emocje, to może mówmy zamiast tego o edukacji o równym traktowaniu, o prawach człowieka, o prawach ucznia. Czy to są kwestie, które komuś przeszkadzają? - zastanawia się Winiewski.
Co ważne, większość nauczycieli, inaczej niż minister Czarnek, uważa, że edukacja antydyskryminacyjna sprzyja ograniczeniu przemocy (74,2 proc.) i powinna być obowiązkowa (89 proc.). Tego zdania jest również 81 proc. badanych uczniów.
Z badania przeprowadzonego w 2020 r. przez RPO "Świadomość prawna w kontekście równego traktowania" wynikało, że także ponad dwie trzecie Polaków jest zdania, że w szkołach powinna być prowadzona edukacja antydyskryminacyjna. A szkoła powinna zapewniać wolną od dyskryminacji i uprzedzeń przestrzeń dla rozwoju i kształcenia młodych ludzi.
Najnowsze badanie na zlecenie RPO, o którym opowiedział nam Winiewski, jest próbą odpowiedzi na pytanie, jak realizacja tych oczekiwań wygląda w rzeczywistości. W badaniu tym brało udział 1,8 tys. uczniów i uczennic oraz ponad tysiąc nauczycieli i nauczycielek. Zrealizowało je Centrum Badań nad Uprzedzeniami we współpracy z Katedrą Polityki Oświaty i Społecznych Badań nad Edukacją Uniwersytetu Warszawskiego. Prowadzono je od sierpnia do grudnia 2020 roku.
To jest obowiązek
Raport powstał, bo do zadań RPO należy analizowanie, monitorowanie i wspieranie równego traktowania wszystkich osób, prowadzenie niezależnych badań dotyczących dyskryminacji oraz opracowywanie i wydawanie niezależnych sprawozdań i wydawanie zaleceń odnośnie problemów związanych z dyskryminacją.
Jak zauważa Anna Kabulska z Biura Rzecznika Praw Obywatelskich, obowiązek podejmowania aktywnych działań na rzecz przeciwdziałania dyskryminacji w środowisku szkolnym ciąży na krajowych organach władzy publicznej na mocy prawa międzynarodowego (np. konwencja w sprawie zwalczania dyskryminacji w dziedzinie oświaty) i krajowego (art. 32 i 33 konstytucji). Dotyczy to także edukacji antydyskryminacyjnej. I jak podkreśla, szkół nie zwalania z tego "brak tego zadania w przepisach aktualnie obowiązującego rozporządzenia w sprawie wymagań wobec szkół i placówek".
O co chodzi? Anna Zalewska, likwidując gimnazja i wprowadzając nowe podstawy programowe, pozbyła się też z dokumentów regulujących pracę szkół zapisu o obowiązku prowadzenia takich działań.
Kabulska tłumaczy jednak, że to nieistotne, bo "obowiązek prowadzenia działań antydyskryminacyjnych we wszystkich przedszkolach, szkołach i placówkach oświatowych wynika wprost z wiążących Polskę aktów prawa międzynarodowego". RPO krytycznie ocenia to, że w efekcie zmian z 2017 roku te kwestie nie podlegają systemowemu i systematycznemu monitorowaniu w ramach nadzoru pedagogicznego.
"W ocenie Rzecznika Praw Obywatelskich tego rodzaju zmiana przepisów rozporządzenia w sprawie wymagań wobec szkół i placówek była nieuzasadniona i rzutuje negatywnie na jakość oferty edukacyjnej" - przekazała nam Anna Kabulska.
Jaki będzie los zleconego przez RPO raportu? Aktualnie trwają prace koncepcyjne nad strategią promowania i komunikacji wyników badania i rekomendacji zawartych w raporcie. Zgodnie z dotychczasową praktyką - wykorzystując je, Rzecznik przygotowuje wystąpienie generalne dotyczące tej problematyki do właściwych organów, w szczególności do Ministra Edukacji i Nauki.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: MicroOne/Shutterstock