Zarówno minister edukacji, jak i rzecznik praw dziecka marzą, że polskie nastolatki nauczą się strzelać. Najlepiej - już tej jesieni. Jednak żeby to było możliwe, potrzebna jest zmiana podstawy programowej. A tu politycy nie są już tak w gorącej wodzie kąpani, jak wtedy, gdy udzielają wywiadów. Rozwiązań prawnych wciąż nie ma, podobnie jak specjalistów, którzy mogliby strzelania uczyć, i miejsc, gdzie da się to robić bezpiecznie.
- Wszystko po to, aby mieć podstawową wiedzę na temat obsługi broni – oznajmił minister edukacji Przemysław Czarnek. "Wszystko", czyli pilna zmiana podstawy programowej z edukacji dla bezpieczeństwa (przedmiot zastępujący dawne przysposobienie obronne), to coś, co minister zapowiedział już 18 marca. Niecałe cztery tygodnie po inwazji Rosji na Ukrainę.
Niemal dwa miesiące później temat podchwycił Mikołaj Pawlak, rzecznik praw dziecka. 15 maja w Polskim Radiu mówił nie tylko, że należy odświeżyć schrony w szkołach i każde dziecko powinno wiedzieć, gdzie jest najbliższy. Powiedział również, że "wsparcie dzieci w umiejętności bycia bezpiecznym czy posługiwania się, czy w ogóle dotknięcia tego, czym jest broń, właśnie po to jest, by się czuć bezpiecznym".
Jak, gdzie i kiedy politycy i urzędnicy państwowi chcieliby uczyć polskich uczniów strzelania i co o tym pomyśle sądzą nauczyciele i specjaliści? Sprawdzamy.
"Polacy będą mogli się bronić". Ale kto ich obroni przed tymi pomysłami?
Pomysły ministra edukacji Przemysława Czarnka na pierwszy rzut oka wydają się bardzo konkretne. Bo on mówi wprost, że aby uczyć obsługi broni, potrzebna jest zmiana podstawy programowej z przedmiotu edukacja dla bezpieczeństwa (EDB). Zgodnie z ramowymi planami nauczania dla publicznych szkół z 3 kwietnia 2019 roku przygotowanymi jeszcze przez Annę Zalewską to jedna godzina tygodniowo przez w sumie dwa lata.
Motywację też ma dość jasną: - Wojna w Ukrainie wydawała się niemożliwa, a tymczasem bomby spadają kilka kilometrów od polskiej granicy - komentował już w marcu minister. To wtedy na konferencji w KPRM zapowiedział zmiany w EDB.
To przedmiot, którego dziś uczą się ósmoklasiści i uczniowie pierwszych klas szkół ponadpodstawowych. Minister chciałby go uzupełnić o elementy "tradycyjnego przysposobienia obronnego, które znamy jeszcze z początku lat 90. czy lat 80." - Z tym wiąże się również zapoznanie z bronią, możliwość strzelania na strzelnicy, tak jak to my jeszcze, my czterdziestolatkowie, mieliśmy taką możliwość - rozwijał swój pomysł. I dodał: - Wszystko po to, aby mieć podstawową wiedzę na temat obsługi broni.
Jeśli jednak zapytać innych "czterdziestolatków" (Przemysław Czarnek urodził się w 1977 roku), jak wspominają lekcje przysposobienia obronnego, to nie wszyscy tak entuzjastycznie jak minister.
- Rzucaliśmy granatem na odległość, tak jak się rzuca piłeczką palantową, nie wiem, czego miało mnie to nauczyć - mówi Joanna (rocznik 1980).
- Zajęcia były z nauczycielem wychowania fizycznego, który chyba był niespełnionym żołnierzem. Wiem, że dla dziewczyn to była trauma, kazał się nam na przykład znienacka czołgać między ławkami. Jedyne dobre, co mi zostało, to że potrafię opatrzyć skaleczenie, przy dzieciach się przydaje - to Marek (1981 r.).
A czego dziś oprócz strzelania chciałby uczyć minister Czarnek? W jego zapowiedziach pojawia się m.in. "rozszerzony kurs pierwszej pomocy" i "reagowanie na rozmaite alarmy".
- Nie mieliśmy takiej potrzeby, nikt się nie spodziewał rzeczy (...) Wydawała się niemożliwa wojna w Ukrainie, a tymczasem bomby spadają kilka kilometrów od polskiej granicy. Musimy i na to położyć nacisk, żeby polskie dzieci, polska młodzież wiedziała, jak reagować w sytuacjach zagrożenia, kiedy pojawią się na przykład alarmy bombowe - tłumaczył minister.
A w Telewizji Republika zapewniał, że:
1 września zdecydowanie zmieniamy edukację dla bezpieczeństwa. Wprowadzamy te elementy z przysposobienia obronnego, które wszyscy dobrze znamy. Strzelanie na strzelnicy, zapoznawanie się z bronią. Spowoduje to, że Polacy będą mogli się bronić.Przemysław CzarnekTelewizja Republika
Pod koniec marca jego zastępca Dariusz Piontkowski w czasie wywiadu w Radiu Zet przekonywał: "Trwają rozmowy z Ministerstwem Obrony Narodowej i ekspertami, o jakie dodatkowe treści przedmiot uzupełnić".
I niemal w tym samym czasie wiceszef MON Marcin Ociepa przekonywał w "Dzienniku Gazecie Prawnej", że wszyscy pełnoletni uczniowie szkół średnich powinni przejść szkolenie strzeleckie z użyciem broni bojowej.
Wypowiedź Ociepy oznaczałaby, że EDB trzeba byłoby przenieść z klasy pierwszej do trzeciej lub nawet maturalnej, bo dopiero wtedy wszyscy licealiści stają się pełnoletni.
Tymczasem choć od zapowiedzi polityków minęło już kilka tygodni, projekt nowych podstaw programowych jak dotąd nie trafił do publicznych konsultacji. I dlatego mogło się wydawać, że temat już umarł. Bo nawet jeśli ministerstwo zdecyduje się na to w najbliższych dniach i w swoim ekspresowym tempie postara się przeprowadzić proces legislacyjny, to nikt już nie zdąży przygotować nowych podręczników, a i nauczyciele dostaną niewiele czasu na poznanie nowych zasad szkolnej gry.
Gdzie seks, a gdzie broń
A jednak sprawa pozostaje żywa! O tym, że strzelanie mogłoby się pojawić w szkołach, dość niespodziewanie przypomniał właśnie Mikołaj Pawlak, rzecznik praw dziecka. W niedzielę 15 maja w Programie Pierwszym Polskiego Radia poinformował, że przypomnienie zasad bezpieczeństwa w szkołach jest przedmiotem jego wystąpienia do szefów MEiN i MSWiA. Wskazał też, że jeśli w szkole jest schron, to powinien być odświeżony, a dzieci powinny wiedzieć, gdzie on jest.
I wskazał, że obsługa broni jest ważna dla kwestii bezpieczeństwa.
O to, co oznacza taka wypowiedź i jak ma wyglądać zaznajomienie z bronią, Pawlak był pytany we wtorek przez dziennikarzy. - To już będą przygotowywali specjaliści, ale myślę, że nie powinniśmy piętnastoletnim dzieciom, młodzieży, bronić dostępu do wiedzy - powiedział.
I dodawał:
- Piętnastolatek zgodnie z polskim prawem może już inicjację seksualną przechodzić, to jest dopuszczalne, więc dlaczego w tym aspekcie nie możemy dzieci przygotować?Mikołaj Pawlak
Ciekawe, że Pawlak przywołał inicjację seksualną, gdyż sam przeciwny jest edukatorom seksualnym w szkołach. Tych w przeszłości - niezgodnie z prawdą zdarzało mu się oskarżać na przykład o sprzedawanie dzieciom "tabletek na zmianę płci".
Psycholog Aleksandra Piotrowska nazywa argumenty rzecznika demagogią. - Smutne jest to, co słyszę z ust rzecznika, który powinien stać na straży interesów i praw dziecka. Współżycie powyżej 15 roku życia owszem, nie jest zagrożone sankcjami karnymi. Ale argument, że jak młodzież dojrzała do uprawiania seksu, to i jest dojrzała do posługiwania się bronią, to czysta demagogia. To są dwa nieporównywalne obszary, nie wolno ich ze sobą zestawiać. To, że 15-latek rozpoczyna życie seksualne, nie może być traktowane jako legitymizacja dojrzałości psychicznej i emocjonalnej.
I dodaje: - Nawet jeśli nasza młodzież miałaby wyraźny nadmiar wolnego czasu i szkoła nie wiedziała, w jaki sposób go wypełnić, to można byłoby znaleźć wiele innych ważniejszych zajęć. Wiem, że mamy wojskowych i myśliwych, którzy uważają, że to dobry pomysł. Znam jednak wyniki badań psychologicznych, które wskazują, że sama świadomość możliwości dostępu do broni w otoczeniu zwiększa ryzyko agresywnych zachowań. To dla mnie wystarczający powód, by jak najdalej trzymać od tego młodych ludzi. Mówimy, że mamy kłopot z młodzieżą zostawioną przez dorosłych i przez system, że młodzi ludzie nie mają przyswojonych norm, które kierują naszymi zachowaniami w społeczeństwie. Wiemy o tych wszystkich problemach. Czy naprawdę konieczne jest nauczanie ich posługiwania się bronią? Tylko czekać, aż jakiś sfrustrowany uczeń, którego nie wysłuchali dorośli i nie pomogli mu na czas, przyjdzie z taką bronią do szkoły. W USA zdarza się to przecież regularnie. Proszę mi podać choć jeden przypadek, w którym społeczeństwo obroniło się dzięki temu, że umiało posługiwać się bronią. Nie podnosi to naszych możliwości obronnych. Rośnie raczej ryzyko, że natkniemy się na kogoś, kto będzie do nas strzelał.
Kontrola, bo uczeń stracił wzrok w jednym oku
W 2017 roku temu, jak przebiega nauka strzelania w szkołach (bo to wcale nie jest tak, że dziś nikt tego nie uczy, są różnego rodzaju klasy, na przykład wojskowe, które mają takie zajęcia) postanowiła sprawdzić Najwyższa Izba Kontroli. Powód? "Życie i zdrowie młodych ludzi, wchodzących w okres dorastania, posługujących się bronią lub innym sprzętem strzeleckim na zajęciach szkolnych, jest szczególnie narażone na zagrożenia, ze względu na brak doświadczenia życiowego w obchodzeniu się z urządzeniami strzeleckimi oraz brak możliwości racjonalnego przewidywania skutków mogących nastąpić w konsekwencji niewłaściwego jej użycia" - czytamy we wstępie do raportu.
NIK do wszczęcia kontroli zmotywowała bardzo konkretna, dramatyczna sytuacja. 23 maja 2016 roku podczas zajęć dodatkowych ze strzelectwa sportowego, prowadzonych na strzelnicy szkolnej w budynku Zespołu Szkół Ponadgimnazjalnych nr 2 im. Tadeusza Kościuszki w Stalowej Woli, doszło do wypadku z udziałem ucznia. Jak informują kontrolerzy: "Podczas strzelania z broni pneumatycznej na zajęciach ze strzelectwa sportowego, uczeń utracił wzrok w jednym oku".
17-letni wówczas Rafał oddał strzał, a następnie dostał rykoszetem. Okazało się, że szkolna strzelnica powstała bez pozwoleń z przerobionego pomieszczenia bibliotecznego, nie było na niej nawet apteczki, a uczniowie, choć w pomieszczeniu były okulary ochronne, nie zawsze ich używali. A to historia tylko z jednej placówki oświatowej.
W reakcji na tamto zdarzenie, kontrolerzy weszli do sześciu placówek oświatowych i kuratorium w Rzeszowie. Główny wniosek? "W skontrolowanych szkołach nie w pełni zapewniono uczniom warunki bezpieczeństwa podczas dodatkowych zajęć w postaci nauki strzelania na strzelnicach szkolnych" - napisano w raporcie. A brak szczegółowych przepisów sprawiał, że wiele rzeczy związanych ze strzelnicami było organizowanych według widzimisię dyrektorów lub nauczycieli prowadzących tam zajęcia z bronią.
Te zaś mogły być bardzo różne - od obowiązkowej "wiedzy ogólnowojskowej" w licealnych klasach mundurowych czy sportowych, po kółko strzeleckie lub łowieckie - dla chętnych.
Bezpieczniej, bo w szkole musi być apteczka
W grudniu 2020 roku w sprawie zajęć na strzelnicach - odnosząc się również do raportu NIK - do ministerstwa edukacji napisał ówczesny rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. Pytał, jak dziś uczniom zapewniane jest na takich lekcjach bezpieczeństwo?
Z odpowiedzi, której w styczniu 2021 roku udzieliła Bodnarowi wiceminister Marzena Machałek dowiadujemy się przede wszystkim, że na terenie szkół było zorganizowanych 255 strzelnic - w tym 67 w samodzielnych szkołach i 188 w zespołach szkół. Najwięcej - 103 strzelnice zorganizowano w liceach ogólnokształcących, najmniej w szkołach podstawowych - 43 (to dane MEiN na 16 marca 2018 roku).
Wiceminister Machałek zapewniała, że jej resort znowelizował przepisy, które krytykowała NIK. I na papierze wszystko się już zgadza - bo trzeba np. tworzyć szczegółowe regulaminy funkcjonowania strzelnic w szkołach.
A na koniec dodała jeszcze: "Obecnie, aby zwiększyć bezpieczeństwo dzieci podczas pobytu w szkole, także pozostali jej pracownicy powinni być przygotowani do udzielania pierwszej pomocy. Dotychczas przepisy rozporządzenia wymieniały jedynie nauczycieli, w tym m.in. prowadzących zajęcia w warsztatach i laboratoriach lub zajęcia wychowania fizycznego. Podkreślono także konieczność wyposażenia pomieszczeń szkoły w apteczkę zaopatrzoną w środki niezbędne do udzielania pierwszej pomocy wraz z instrukcją jej udzielania".
Strzelnice realne i wirtualne
Dziś strzelaniem młodzieży zainteresowani są nie tylko Pawlak z Czarnkiem, ale i Ministerstwo Obrony Narodowej. Już jesienią 2021 roku postanowiło dofinansować powstanie 45 "wirtualnych" strzelnic w całym kraju. Jednym z miejsc, gdzie mają powstawać, są właśnie szkoły.
Pierwsza, na której uczniowie ze Środy Wielkopolskiej (inicjatorem był Zespołu Szkół Rolniczych, gdzie od kilkunastu lat działają klasy wojskowe) mogą uczyć się tam m.in. prowadzenia ognia z różnych postaw i odległości została utworzona jesienią zeszłego roku. Koszt inwestycji wyniósł 150 tys. złotych. A wirtualna strzelnica to multimedialny, przenośny strzelecki system szkolno-treningowy. Na czym "wirtualność" polega? W skrócie, zwykle strzela się nie kulami, a laserem.
W styczniu tego roku, otwierając jedną z nich w Zespole Szkół Technicznych i Licealnych w Piechowicach, wiceminister edukacji Marzena Machałek mówiła: - Cieszę się, że w naszym rejonie są szkoły, które mają klasy sportowe i wojskowe. Zdobyte umiejętności podczas nauki w tego typu klasach mogą wam się przydać w różnych zawodach, w podjęciu pracy w różnych służbach mundurowych.
Skąd się wziął pomysł na strzelnice "wirtualne"? To pokłosie niezrealizowanej obietnicy o "strzelnicy w każdym powiecie".
Ministerstwo Obrony Narodowej zapowiadało już w 2017 roku, że w ramach rządowego programu powstanie 380 obiektów. Na początku 2021 roku okazało się, że udało się otworzyć zaledwie dwie strzelnice.
Gdy informacje te zostały ujawnione na komisji sejmowej Czesław Mroczek z Koalicji Obywatelskiej skomentował: - To był jeden z największych propagandowych programów rządu, ministrów Macierewicza i Dworczyka.
Strzelać niech uczy wojsko!
Tymczasem wygląda na to, że niektórzy już nie mogą się doczekać, aż strzelanie uczniów stanie się powszechne. Na stronie Szkół Salezjańskich w Mińsku Mazowieckim znajdujemy wpis ucznia pierwszej klasy, zatytułowany "Strzał w dziesiątkę, czyli lekcja EDB na strzelnicy". Chłopak opisuje w nim zajęcia na strzelnicy, które zorganizował dla Kamila i jego kolegów "były żołnierz" (tak opisuje go uczeń) Piotr Bartosiak. "Najpierw oddaliśmy dziesięć strzałów z pistoletu CZ 75 Kadet. Następnie wykonaliśmy pięć strzałów z Glocka 17, były to strzały konkursowe. Glock miał największy odrzut z dostępnej w naszej strzelnicy broni. Mimo obaw dziewczyny świetnie sobie z nim poradziły. Jedna z nich zajęła nawet trzecie miejsce w konkursie. Na koniec strzelaliśmy ze sportowego karabinku M4. Celowanie z tej broni nie sprawiło nikomu trudności i każdy trafił wszystkimi pociskami w tarczę. Po ekscytujących zajęciach praktycznych nastąpiło wręczenie dyplomów za konkurs strzelecki (...). Wizyta na strzelnicy bardzo mi się podobała i mam nadzieję, że w przyszłości będą podobne wyjazdy. Myślę, że tego typu lekcje to ciekawy sposób na zainteresowanie uczniów przedmiotem i skuteczne pokazanie, jak należy obchodzić się z bronią".
Bardziej sceptyczny jest Maciej Danieluk (Wielkopolski Nauczyciel Roku 2019), który przez lata uczył informatyki w podstawówce i informatycznych przedmiotów zawodowych w technikum. Sześć lat temu zdobył dodatkowe uprawnienia do nauczania EDB. - Ten przedmiot ma budować wiedzę i umiejętności, które pomogą uczniom funkcjonować w społeczeństwie - zastrzega. - Pokażą, w jaki sposób reagować w sytuacjach zagrożenia życia i mienia, zbudować świadomość, że każdy, również uczeń, jest zobligowany do udzielania pierwszej pomocy. To nie jest wojsko. Umiejętność strzelania nie rozwiąże żadnego problemu, a tylko może stworzyć dodatkowe sytuacje powodujące zagrożenie dla obywateli - ocenia. I apeluje: - Strzelać niech uczy wojsko, a nie szkoła!
Jego głos nie jest odosobniony.
Julia, nauczycielka z Trójmiasta: - Ja nie potrafię strzelać, nie mam do tego żadnych uprawnień, ale to ja odpowiadam za uczniów na lekcji. Jeśli pójdziemy na strzelnicę również.
Anna zgłasza inny pragmatyczny argument: - Jak sobie wyobrażacie klasę 15-latków idącą i wracającą na strzelnicę oddaloną od szkoły, na przykład godzinę, by tam odbyć 45-minutową lekcję? Musiałabym mieć też drugiego nauczyciela do pomocy, bo klasa jest ponad 30-osobowa.
Agnieszka, pracuje w wiejskiej szkole: - Dla mnie to byłaby całodniowa wycieczka. Na miejscu to co najwyżej z łuku możemy sobie postrzelać. Wolę ich porządnie uczyć pierwszej pomocy niż jeździć na strzelnicę.
EDB mogą uczyć nauczyciele, którzy ukończyli studia podyplomowe z zakresu przysposobienia obronnego oraz posiadający uprawnienia ratownika medycznego.
Oficer rezerwy: nie ma infrastruktury, a broń to nie zabawka
Krzysztof Szymański, oficer rezerwy i właściciel sklepu z wyposażeniem strzeleckim, ma dwóch synów i córkę. Młodszy Stanisław ma 12 lat, chodzi na strzelnicę od szóstego roku życia. Starszy Jakub ma 19 lat, zaczął naukę posługiwania się bronią w wieku lat 14. Dla obu synów strzelectwo sportowe to pasja, starszy wiąże swoją przyszłość ze służbą wojskową.
- Jesteśmy rodziną z tradycjami wojskowymi, dziadkowie moich dzieciaków byli oficerami Wojska Polskiego, babcia starszego syna walczyła w Powstaniu Warszawskim. Kuba tydzień temu otrzymał książeczkę wojskową i jest z tego dumny. Strzela od pięciu lat, rok temu przeszedł preselekcję do jednostek specjalnych. Szkoli już adeptów strzelectwa. Synowie mają strzelecki talent, ja muszę wkładać w trening wiele wysiłku, by osiągnąć ich wyniki. Obaj uczą się pod okiem instruktora, który powoli i bezpiecznie wprowadzał ich w arkana strzelectwa. Przekazywał im wiedzę, a co najważniejsze, uczył ich systematyczności i odpowiedzialności.
Szymański zastrzega: - Moi synowie od małego wiedzą, że broń to nie żarty, w domu nie mają nawet plastikowych karabinów, nigdy nie bawili się w "wojnę". Do nauki z dziećmi czy nastolatkami potrzebny jest specjalista świadomy motoryki ciała dziecka, osoba ze zdolnościami pedagogicznymi, która będzie umiała przekazać wszystkie zasady i wiedzę techniczną. Ilu jest w Polsce takich instruktorów? Raczej niewielu.
I dodaje: - Kilkadziesiąt godzin nauki obejmuje wiedza podstawowa, trzeba też opanować materiał teoretyczny, nauka strzelania oraz oddanie samego strzału jest dopiero na końcu. Broń to nie zabawka! Pomysły rządzących brzmią tak: "Pójdziemy sobie z klasą na strzelnicę i postrzelamy". Po pierwsze, nie ma takiej infrastruktury. Po drugie, nie ma tylu instruktorów. Nie wyobrażam sobie, by takie zajęcia prowadził nauczyciel WF-u po dwóch godzinach szkolenia. Przecież to absurd! Już lepiej nie uczyć wcale. Inną sprawą jest wiek ucznia. Dlaczego to akurat 15 lat, a nie 14 czy 10? Argument o inicjacji seksualnej wolę przemilczeć, ale przypomniała mi się rodzinna historia. Babcia starszego syna była sanitariuszką i łączniczką w Powstaniu Warszawskim – Zgrupowanie "Krybar". Przejęła po rannych powstańcach karabin maszynowy, zastrzeliła atakujących Niemców i za ten czyn awansowała na kaprala. Miała wtedy 13 lat. Raczej nie była wtedy po inicjacji seksualnej.
Niczego złego w strzelaniu dzieci zdaje się nie widzieć poseł PiS Paweł Lisiecki, który 18 maja opublikował zdjęcie dziewięcioletniego synka ze snajperką na Twitterze. Opatrzył je komentarzem: "Widzę oburzenie środowisk postępowych na Rzecznika Praw Dziecka Mikołaja Pawlaka za to, że powiedział, iż nastolatek może umieć posługiwać się bronią, bo ich zdaniem dzieci powinny wiedzieć, jak wkłada się prezerwatywę. Od moich dzieci wara! A teraz Stasio zademonstruje, jak się wkłada nabój do karabinu".
W rozmowie z "Super Expressem" poseł przyznał, że w rzeczywistości Staś jeszcze nie strzelał, ale polityk przyznał, że planuje go tego nauczyć, jak chłopiec będzie starszy. Podobne plany ma względem swojego młodszego synka - czteroletniego Wojtka. - Nie uważam, że jest to coś kontrowersyjnego. Po prostu chciałbym, żeby potrafili bezpiecznie korzystać z broni - wyjaśnił Lisiecki.
To nie taka łatwa sprawa
Według policyjnych statystyk coraz więcej obywateli chce mieć swoją broń. Liczba pozwoleń wzrasta z roku na rok. Na przykład w 2018 roku było to ponad 215 tys. pozwoleń, a już w 2021 roku - 252,3 tys., o 17,4 tys. więcej niż rok wcześniej. To dużo czy mało?
- To mało, w porównaniu do innych krajów Unii Europejskiej mamy najmniejszy współczynnik wydanych pozwoleń na broń. Węgry, Czesi, Niemcy mają ich więcej, w Czechach ten sport jest bardzo popularny, organizowane są tam zawody, na które zjeżdża się mnóstwo miłośników strzelectwa. Według danych policji 2,5 sztuk broni przypada w Polsce na 100 mieszkańców, w Szwajcarii to już 27,6 sztuk - wylicza Dariusz Tomysek, były policjant i instruktor strzelectwa.
- Obserwujemy wzrost zainteresowania uzyskaniem pozwolenia na broń, jak również wzrost ilości rejestracji jednostek broni, co świadczy o zwiększonym pozyskaniu sztuk broni przez osoby, które już wcześniej posiadały odpowiednie pozwolenie. Sytuacja ta niewątpliwie została spowodowana przez wojnę na Ukrainie i nie sposób przewidzieć jak będzie wyglądać w kolejnych miesiącach - potwierdza podinspektor Andrzej Browarek, naczelnik Wydziału Prasowo-Informacyjnego Biura Komunikacji Społecznej KGP.
Co myśli o pomyśle ministra Czarnka Tomysek?
- Jestem za. Strzelanie to świetny sport, rozwija różne kompetencje, uczy skupienia. Prowadzę klub strzelecki, zdarza się, że przychodzą do nas rodzice z dziećmi, które zmagają się z ADHD. Ten sport bardzo pomaga im w trenowaniu koncentracji, nauka technik strzeleckich poprawia motorykę ciała - przekonuje Tomysek.
Co o pomyśle ministra edukacji sądzą dorośli, którzy mają pozwolenie na broń? Jakub Strama z Wrocławia strzela od kilku lat, ma pozwolenie na broń sportową i kolekcjonerską:
- To wszystko nie jest takie proste. Najpierw trzeba zapisać się do klubu strzeleckiego i odbyć trzymiesięczny staż. W tym czasie można nauczyć się obsługiwania broni, skończyć kurs, który klub przeprowadza. Trzeba opanować teorię, której jest dosyć dużo, na przykład znać na pamięć ustawę o broni i amunicji. Po trzech miesiącach można zdać egzamin na patent strzelecki na trzy rodzaje broni: pistolet, karabin i strzelba. Wkuwasz wtedy przepisy sportowe. Co się stanie, jak zastrzelisz kogoś w samoobronie? Jakie są istotne części broni? Uczysz się też na przykład, jaki jest rozmiar pudełka, do którego musi zmieścić się pistolet sportowy.
Strama przypomina, że pozwolenie można dostać w różnych celach. Na przykład do samoobrony, ale tu należy uzasadnić, że jest "stałe, realne i ponadprzeciętne zagrożenie życia, zdrowia i mienia" lub broń potrzebna jest w celu ochrony osób i mienia, dotyczy to firm ochroniarskich. Broń można mieć też w celach kolekcjonerskich czy sportowych. Dla zwykłego obywatela, który nie chce zostać myśliwym, interesujące są tylko cele sportowe. Pozwolenia udziela policja na podstawie zdanego egzaminu na patent strzelecki. Musisz mieć ukończone 21 lat, być osobą odpowiedzialną, niekaraną, bez historii uzależnień od alkoholu i narkotyków, w domu odwiedza cię dzielnicowy. Trzeba mieć też badania lekarskie i to nie starsze niż trzy miesiące. Obejmują wizytę u psychiatry, psychologa, okulisty i lekarza rodzinnego. Policja musi być pewna, że broń będzie w rękach osoby, która nie jest niebezpieczna dla otoczenia. Oczywiście to wszystko w wielkim skrócie.
Do czego zmierza? - Pomysł rządzących może nie jest zły, ale nie ma infrastruktury ani specjalistów, a jak widać, to nie jest prosta sprawa. Kto miałby uczyć młodzież tego wszystkiego, dbać o bezpieczeństwo? Od rozpoczęcia wojny w Ukrainie ludzie ruszyli na strzelnice, terminy zajęte są kilka tygodni do przodu. A jak dołożyć do tego paręset tysięcy uczniów, to nie wiem, jak to będzie wyglądać. Polska szkoła w takich tematach to raczej parodia - ocenia Strama.
Według interaktywnej mapy gdziestrzelac.eu w Polsce jest 465 strzelnic. Składają się na nie strzelnice stowarzyszenia Liga Obrony Kraju (jest ich 83, to organizacja współpracująca z ministerstwem obrony, powstała w okresie PRL jako organizacja paramilitarna), strzelnice myśliwskie (78), reszta to strzelnice komercyjne.
- Są też strzelnice prywatne, zgłoszone na przykład na prywatnej działce. Na myśliwskie strzelnice osoby, które nie mają karty łowieckiej, nie mają wstępu. Wiele strzelnic, które pokazuje mapa, jest zamkniętych, na przykład obiekt na wrocławskim Stadionie Olimpijskim. Może lokalne oddziały Ligi Obrony Kraju mogłoby coś takiego zorganizować dla uczniów? Jest ich sporo, mają strzelnice, jakąś kadrę - zastanawia się Strama. - Na razie brzmi to jednak na bardzo nieprzemyślany pomysł - podsumowuje.
Autorka/Autor: Justyna Suchecka, Iga Dzieciuchowicz
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: archiwum Krzysztofa Szymańskiego