|

Na widok "baby od angola" nie odwracają głowy. "Chciałabym więcej życzliwości w szkołach"

Aleksandra Pospieszałowska-Skuza
Aleksandra Pospieszałowska-Skuza
Źródło: Archiwum prywatne

Jeździ na Open'era, nuci Taylor Swift, kocha swoich uczniów i pokazuje na TikToku ludzkie oblicze szkoły. Nie, to nie jest chwyt marketingowy. Aleksandra Pospieszałowska-Skuza istnieje naprawdę i na co dzień jest, jak sama o sobie mówi, "babą od angola". Jej konto obserwuje niemal 500 tys. osób. - Chcę, żeby uczniowie widzieli we mnie nie tylko nauczycielkę, ale człowieka z krwi i kości - deklaruje.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Iga Dzieciuchowicz: Czy jesteś prawdziwa?

Aleksandra Pospieszałowska-Skuza: (śmiech) Jak widać. To zabawne, bo wiele osób, które obserwują mnie na TikToku, również zastanawia się, czy istnieję naprawdę.

Łamiesz wszelkie stereotypy o nauczycielach. Uczysz angielskiego w jednej ze szkół średnich w Tarnowskich Górach. Na TikToku opowiadasz o swoich uczniach w samych superlatywach, żartujesz z siebie, słuchasz Taylor Swift, jeździsz na Open'era i wyglądasz jak ich niewiele starsza koleżanka. Pokazujesz ludzkie oblicze szkoły. W tej chwili twoje konto obserwuje prawie 500 tys. osób, a polubienia treści wynoszą 36 milionów. Skąd te liczby?

Pierwszy filmik nagrałam w grudniu 2021 roku. Wcześniej nawet nie wiedziałam, czym ten TikTok jest, lajkowałam filmiki moich uczniów. Pewnego dnia miałam dwie godziny przerwy, nudziłam się i pomyślałam: "A co mi tam, nagram coś".

Na TikToku był wówczas taki trend: "Co robię, gdy jestem zmęczona po długim weekendzie", mnóstwo ludzi wrzucało różne zabawne treści. Nagrałam wideo, że jestem tak zmęczona, że na lekcji daję uczniom do wyboru: ćwiczyć gramatykę lub obejrzeć film. Oni oczywiście wybierają film. Był to wymyślony scenariusz.

Nie bałaś się, jak zareagują uczniowie?

Trochę się bałam. Ale filmik szybko stał się viralem, obejrzało go ponad 500 tys. osób, następny filmik obejrzało milion użytkowników. Uczniowie zachęcali mnie, bym nagrywała dalej, bo moje filmy to "sztos" (czyli coś niesamowitego, fantastycznego - red.).

Bolały mnie negatywne przekonania o nauczycielach, którzy nie angażują się w swoją pracę, są leniwi, mają dwa miesiące wakacji i nic nie robią. Chciałam trochę ten obraz odczarować, pokazać, że jest też druga strona medalu. Że nauczyciel też człowiek i są tacy, którzy naprawdę kochają tę pracę, a szkoła może być przyjaznym miejscem, w którym wcale nie trzeba się aż tak stresować. Moja działalność w sieci ma wywołać uśmiech; wierzę, że to zaraźliwe.

Chemik z Pomorza uzyskał tytuł Nauczyciela Roku 2024. "Łamie schematy"
Źródło: Renata Kijowska/Fakty TVN

Potwierdzam! Widziałam na TikToku, że twoja mama Halina też jest nauczycielką. Otrzymała nawet w woj. śląskim uczniowską nagrodę Nauczyciela Roku im. Profesora Józefa Pietera, którą po raz pierwszy przyznano w 2023 roku.

Moja mama uczy biologii, nauczanie jest jej pasją, której poświęca mnóstwo energii i emocji. Uczniowie ją po prostu kochają. Całe nasze życie zawsze podporządkowane było pracy mamy, szkole i temu, co się w niej dzieje. Chodziłam zresztą do tej samej szkoły, w której była zatrudniona. Mama wiele razy zostawała w szkole po godzinach, prowadziła na przykład szkolne arboretum, czyli hodowlę roślin i zajmowała się swoim szkolnym ogródkiem. Z dzieciństwa pamiętam czekanie na mamę pod drzewem, aż skończy pielić grządki, czy wróci z jakiejś akademii, czy zebrania. Pamiętam ją pochyloną nad testami, sprawdzianami czy książkami, przygotowującą się do kolejnych lekcji. Często w późnych godzinach odbierała telefony i gdzieś biegła; rodzice i uczniowie angażowali mamę w różne sprawy, także i te pozaszkolne, bo wiedzieli, że zawsze im pomoże. W duchu zawsze powtarzałam sobie, że ja tak pracować nie chcę.

Aleksandra Pospieszałowska-Skuza z mamą Haliną, która też jest nauczycielką
Aleksandra Pospieszałowska-Skuza z mamą Haliną, która też jest nauczycielką
Źródło: Archiwum prywatne

I zostałaś "babą od angola"…

Nie wiem nawet, jak to się stało! Nigdy nie sądziłam, że tak skończę (śmiech). Na anglistyce wybrałam specjalność nauczycielską, ale naprawdę nie pamiętam momentu, w którym podjęłam tę decyzję. Lubiłam swoją podstawówkę, ale w liceum nie czułam się najlepiej. Nauczyciele byli wyniośli, myślę, że spadła mi samoocena. Jako uczennica wcale nie byłam dobra z angielskiego, miałam czwórki, ale nie miałam przekonania, by angielski był moim szczególnym talentem. Wszystko zmieniło się w drugiej klasie liceum, gdy pojawiła się w szkole nowa anglistka. Bardzo zachęcała mnie do rozwoju, mówiła, że wszystkiego można się nauczyć i z czasem po prostu pokochałam ten przedmiot. To doświadczenie zostało we mnie i dziś jako nauczycielka wiem, że każdy uczeń ma w sobie potencjał. Trzeba go tylko umiejętnie wspierać.

Jaka jest na to recepta?  

Zawsze powtarzam moim uczniom, że ocena jest tylko informacją o tym, w jakim stopniu opanowali materiał na danym etapie. Podkreślam, że nie jest to wyznacznik ich zdolności, charakteru czy tego, jakimi są ludźmi. To bardzo ważne mówić głośno o tym, że ocena nie jest po to, by kogokolwiek wartościować. Na początku uczyłam w szkole językowej, więc miałam cały przekrój uczniów. Od dzieci trzyletnich aż po seniorów. Potem krótko uczyłam w klasach 1-8 w szkole podstawowej, ale to praca z nastolatkami stała się moją pasją. Liceum w Tarnowskich Górach, w którym uczę, jest moim drugim domem. Obserwowanie, jak z nastolatków moi uczniowie przeobrażają się w młodych dorosłych, jest dla mnie jako nauczycielki wspaniałym doświadczeniem. Najważniejsze dla mnie jest to, by pobudzać w uczniach kreatywność, by byli ciekawi świata. Powtarzam, że wiedza to potężna siła.

Nagrałaś filmik, w którym ze wzruszeniem czytasz wiadomości od uczniów o zdanych egzaminach. Masz z nimi wyjątkowo bliskie relacje.

Na lekcjach sporo rozmawiamy, uczenie angielskiego to nie tylko program, gramatyka, ale też rozmowa. Dzięki temu wiele możemy się o sobie dowiedzieć. Rozmawiamy o tym, co lubimy, kim jesteśmy, zadaję im pytania, ale również opowiadam o sobie. Poza szkołą też mam życie, przyjaciół, zainteresowania, nie chcę, żeby widzieli we mnie tylko nauczycielkę, a człowieka z krwi i kości. Kogoś, kto też ma swoje uczucia, lęki, problemy. To nas zbliża.

Z jakimi problemami przychodzą do ciebie uczniowie?

Bardzo różnymi, czasami są to naprawdę poważne sprawy. Są wśród moich uczniów osoby bardzo wrażliwe, które widzą i czują świat naprawdę głęboko. Mają sporo refleksji, dojrzałości, czasem ich to przerasta. W szkołach problemem jest przemoc rówieśnicza, nie ma miesiąca, byśmy o tym nie rozmawiali. Jako nauczyciele, przynajmniej w mojej szkole, zawsze na to reagujemy. 

Ostatnio cała Polska usłyszała o tragedii nastolatki z Lubina, która odebrała sobie życie z powodu hejtu.

Bardzo przeżyłam tę historię. Zdrowie psychiczne uczniów to palący temat, dla mnie najważniejsze jest to, by moi uczniowie mi ufali; by przyszli do mnie w chwili, gdy będą potrzebowali pomocy.

Na Dzień Nauczyciela życzyłabym sobie, by w szkołach było więcej życzliwości, uważności, zarówno dla nas ze strony rodziców, jak i między uczniami. No i by sami nauczyciele pamiętali, że każdy jest indywidualnością. Wśród uczniów są osoby wysoko wrażliwe, osoby w spektrum autyzmu, neuroróżnorodne, to wyzwanie dla nas, ale kluczem jest według mnie zmiana postawy. Nie możemy już podchodzić do uczniów z pozycji pana i władcy, to po prostu nie działa i jest w sensie pedagogicznym nieskuteczne. Mam 35 lat i patrzę na mój zawód inaczej, stawiam na relacje. Optymistycznie mogę powiedzieć, że coraz więcej nauczycieli rozumie, że nie jesteśmy tylko od przekazywania wiedzy, że można z nami zbudować więź, potrafimy być normalni, wyluzowani, potrafimy słuchać, a nie tylko wymagać.

Nastoletni uczniowie
Nastoletni uczniowie
Źródło: Shutterstock

A z jakimi problemami przychodzą rodzice?

Rodzice bardzo często mają swój plan na przyszłość dziecka, nie wyobrażają sobie na przykład, by po maturze nie iść na studia. Tłumaczę im wtedy, że sama zaczęłam anglistykę późno, bo wcześniej szukałam swojej drogi, trzy lata studiowałam filozofię. Zachęcam rodziców, by nie wywierali presji, wsłuchali się w potrzeby dziecka, pozwolili samodzielnie dokonać wyboru. Bo co się stanie, jeśli córka czy syn pójdą na studia rok po maturze? Nic. Wielu uczniów z czasem dopiero znajduje dla siebie drogę w dalszej edukacji, poprawiają wyniki z matur, by dostać się na wybrane studia, o których w liceum jeszcze nawet nie myśleli. Zazwyczaj więc uspokajam rodziców, że przerwa w nauce może dać więcej niż rodzicielski przymus, młody człowiek może popracować, podróżować, sprawdzić się w innych okolicznościach, co może być dla niego równie rozwijające.

Wychowałaś się w nauczycielskim domu. Czy było coś, co cię jednak zaskoczyło w tej pracy?

Na pewno to, że jest to praca bardzo ciężka fizycznie. Nauczyciel wciąż jest w ruchu, do tego jest to praca intelektualna. Porównuję to do uczucia zmęczenia po publicznym wystąpieniu z prezentacją. Zawsze czujemy się wyczerpani po tym, gdy dzielimy się wiedzą w jakimś większym gronie, prawda? Nauczyciel odczuwa takie zmęczenie niemal codziennie. Zaskoczyło mnie też to, że z perspektywy nauczyciela widać wszystko, co dzieje się w klasie. Kto z kim rozmawia, przekazuje karteczkę, sprawdza telefon czy ściąga. Drodzy uczniowie, mówię wam, nie da się tego ukryć.

Nie pomogły podwyżki. Nie tylko niskie pensje zniechęcają do wykonywania zawodu nauczyciela
Źródło: Stefania Kulik/Fakty po Południu TVN24

Myślałaś czasem, żeby rzucić ten zawód?

Chyba każdy ma momenty w swojej pracy, że ma jej dosyć. Też takie miewam, spadek formy zaliczam zazwyczaj w maju. Maj to najtrudniejszy dla nauczycieli miesiąc w roku szkolnym, wyczerpujący fizycznie i emocjonalnie. Są wtedy matury, końcowe egzaminy, wystawianie ocen, mnóstwo pracy papierkowej i administracyjnej, którą my nauczyciele lubimy najmniej. Gdybym nie była nauczycielką, poświęciłabym się w całości muzyce i śpiewaniu.

A co najbardziej cenisz sobie w tej pracy?

Najpiękniejsze są dla mnie momenty, w których moi uczniowie piszą test, a ja patrzę na nich i myślę sobie: "Jacy to są fajni, mądrzy, dojrzali ludzie". I te, gdy przypadkiem spotykamy się na Open'erze, a oni nie odwracają głowy udając, że nie widzą "baby od angola". Podbiegają się przywitać i chcą zrobić sobie ze mną wspólne zdjęcie.

Czytaj także: