Sześć miesięcy temu, po odnalezieniu 12-letniego Daniela z Izdebek, odkryto koszmarne warunki, w jakich wychowywał się chłopiec i dziewięcioro jego rodzeństwa – mimo że rodzina miała założoną Niebieską Kartę i była odwiedzana przez asystenta rodziny, pracownika socjalnego i kuratora. Dzieci były bite, zaniedbane i molestowane. Artur Warcholiński wrócił do Izdebek, żeby sprawdzić, co od tamtej pory się wydarzyło w tej głośnej sprawie. Materiał magazynu "Polska i Świat".
Po ponad sześciu miesiącach od dramatycznych wydarzeń, jakie rozegrały się w domu na skraju lasu, reporterzy "Polski i Świata" wrócili do Izdebek. Mieszkańcy wsi mówią, że Joanna S., matka dziesiątki dzieci, mieszka teraz w domu sama. – Była trzy miesiące w szpitalu – informują.
Inny mieszkaniec Izdebek potwierdza, że kobieta "wróciła i ma opiekunkę, która zagląda do niej", a także odwiedzana jest przez pracowników Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej.
Nikt nie chce rozmawiać przed kamerą. Pamięć o dramacie w tej wsi oddalonej o 40 kilometrów od Rzeszowa wciąż jest żywa. Jeszcze w ubiegłym roku w domu na skraju lasu mieszkało dziesięcioro dzieci z rodzicami - Joanną i Krzysztofem.
Bite i zaniedbane dzieci
Gdy w listopadzie zaginął jeden z chłopców, ruszyły poszukiwania. Wtedy też na jaw wyszła makabryczna codzienność tej rodziny. Dzieci były zaniedbane i bite. Doszło też do molestowania - za co ojciec dzieci Krzysztof S. ma zarzuty prokuratorskie i trafił do aresztu.
Rodzina miała założoną przez policję Niebieską Kartę i była objęta pomocą społeczną - przychodził asystent rodziny, pracownik socjalny, kurator, a mimo to dramat - jak ujawnili dziennikarze "Uwagi!" TVN - miał trwać latami.
Dzieci decyzją sądu rodzinnego trafiły pod opiekę zastępczą. Matka została w Izdebkach. Jedna z mieszkanek informuje, że kobieta "jeździ do dzieci do domu dziecka".
"Nie widzę zaniedbań ze strony ośrodka"
Reporterzy "Polski i Świata" postanowili sprawdzić, co od tamtej pory się wydarzyło, czy ktoś poniósł konsekwencje niewystarczających działań.
Wiadomo, że w sprawie toczy się prokuratorskie śledztwo. Piotr Sitarski z Prokuratury Okręgowej w Lublinie zwraca uwagę, że "przedmiotem śledztwa jest także kwestia zachowania się miejscowego ośrodka pomocy społecznej".
Z raportu z kontroli wojewody przeprowadzonego przez zespół ekspertów wynika, że "kontakty pracownika socjalnego z rodziną nie były zbyt częste", a "pomoc nie była udzielana kompleksowo i regularnie".
- Oceniono działania ośrodka w tym konkretnym przypadku negatywnie. Związane jest to z tym, że dopatrzono się całego szeregu nieprawidłowości – mówi rzecznik wojewody podkarpackiego, Małgorzata Waksmundzka-Szarek.
Innego zdania jest wójt gminy Nozdrzec, Stanisław Żelaznowski, który nadzoruje Gminny Ośrodek Pomocy Społecznej. - Nie widzę zaniedbań ze strony ośrodka. Ci ludzie robili więcej niż od nich wymagano – ocenia.
"Nie zmienili nic"
W raporcie stwierdzono również, że "działania zaradcze asystenta nie były adekwatne do sytuacji", a sam "asystent na bieżąco nie powiadamiał pisemnie odpowiednich służb". Mimo tak krytycznej oceny, nadal przyjeżdża do domu państwa S. - twierdzą mieszkańcy.
- Była wcześniej przed tym wypadkiem i ciągle jest asystentem. Ta co była dawniej – zdradza jedna z mieszkanek Izdebek.
Jej zdaniem tak samo przedstawia się sytuacja opiekunki socjalnej. – Ta sama. Nie zmienili nic – zapewnia.
Ośrodkiem pomocy społecznej dalej kieruje ta sama osoba - nikt nie poniósł konsekwencji, mimo wniosków kontrolerów. Z raportu wynika, że "pracownicy GOPS brali pod uwagę przede wszystkim 'zatrzymanie' dzieci w rodzinie biologicznej".
Reporterzy "Polski i Świata" chcieli porozmawiać z kierowniczką ośrodka pomocy społecznej, ale była nieuchwytna. Przed kamerą "Uwagi!" pół roku temu mówiła, że nie ma sobie nic do zarzucenia. Anna Jarema, szefowa GOPS w Nozdrzcu twierdziła wówczas, że dzieciom "na swój sposób" dobrze żyło się w tym domu.
"Przyczyną wskazanych nieprawidłowości jest brak całościowej analizy problemów rodziny oraz niewłaściwe stosowanie przepisów prawa, za które odpowiada kierownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej i asystent rodziny" – wynika z raportu zleconego przez wojewodę.
Wójt gminy Nozdrzec, Stanisław Żelaznowski zapytany o to, na ile raport jest pomocny, żeby w przyszłości nie dochodziło do podobnych sytuacji pokreślił, że "pracę ośrodka ocenia bardzo dobrze".
- Rodzina została objęta pełną opieką, tak jak zresztą było wcześniej – dodaje.
Urząd Wojewódzki w Rzeszowie poinformował, że w ośrodku w gminie Nozdrzec trwa właśnie kolejna kontrola. Sprawdzane jest między innymi to, w jaki sposób zostały wdrożone zalecenia wojewody.
Autor: asty//plw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24