Coraz więcej dzieci z COVID-19 trafia do szpitali. Jak mówią lekarze, takiej sytuacji nie widzieli podczas poprzednich fal koronawirusa w Polsce. Lidia Stopyra ze szpitala pediatrycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie podkreśliła, że niektóre hospitalizowane dzieci "są w ciężkim stanie, z niewydolnością oddechową". Krzysztof Zeman z łódzkiego Centrum Zdrowia Matki Polki przyznał, że "wcześniejsze fale w pediatrii były w miarę spokojne, obecnie jest inaczej". Swoimi historiami podzieliły się z reporterami TVN24 matki chorych maluchów. - Podobno dzieci nie chorują na COVID i przechodzą go bezobjawowo, a to jest dramat - oceniła jedna z nich.
Czwarta fala koronawirusa w Polsce sprawiła, że coraz więcej dzieci trafia do szpitala z powodu COVID-19. - Oczywiście gros dzieci może przebyć zakażenie SARS-CoV-2 bezobjawowo bądź skąpoobjawowo. Natomiast w tej fali widzimy bardzo dużo dzieci, które wymagają tlenoterapii, leków rozszerzających oskrzela, inhalacji, które wymagają podawania leków przeciwwirusowych. W tamtych falach nie było ani jednego dziecka, które wymagałoby leczenia przeciwwirusowego - mówi Sławomira Niedźwiecka, pediatra w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku.
Dodaje, że w ich szpitalu jest kilkoro dzieci z COVID-19. Podobnie jest w innych trójmiejskich placówkach. W szpitalu na Polanki w Gdańsku 10-letni chłopiec leży nieprzytomny pod respiratorem po zarażeniu koronawirusem i walczy o życie.
Relacje matek dzieci chorych na COVID-19: to jest dramat
- Podobno dzieci nie chorują na COVID-19 i przechodzą go bezobjawowo, a to jest nieprawda. To jest dramat. Dzieci przechodzą bardzo ciężko, mam wrażenie czasami, że nawet gorzej niż dorośli - mówi z płaczem kobieta, której córka leży w Pomorskim Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy. - Jest takie pojęcie "mgły covidowej". Ona istnieje. Córka nie bardzo reaguje na to, co się dzieje - opisuje.
Inna matka opowiada reporterowi TVN24, że początki choroby u jej synka były "bardzo trudne". - Temperatura sięgała do 41 stopni, żadne tabletki przeciwgorączkowe nie pomagały, nie mogliśmy zbić tej temperatury. Kaszlu i kataru tak naprawdę nie było, męczyła nas ta temperatura. Przyjechaliśmy tutaj tydzień temu w środę, jest już poprawa, ale niestety badania laboratoryjne są wciąż kiepskie - mówi.
Kolejna matka na pytanie, czy po tym, co przeszedł jej synek, ona sama się zaszczepi, odpowiada bez wahania: - Nie ma innej opcji. (...) Było dosyć ciężko, łącznie z utratą przytomności.
W zasadzie wszyscy pacjenci, jacy do nas trafili z objawami COVID-19, to pacjenci niezaszczepieni
Jak mówi Lidia Stopyra, ordynatorka oddziału chorób zakaźnych szpitala pediatrycznego im. Stefana Żeromskiego w Krakowie, także lekarze tej placówki obserwują zwiększoną liczbę zachorowań. – Mamy do czynienia z wariantem wirusa, który jest szczególnie zakaźny. Nie mamy praktycznie wcale lockdownu, nie mamy zasad reżimu (sanitarnego), obowiązujących i egzekwowanych. W związku z tym liczba zakażeń wzrasta – ocenia lekarka.
Podkreśla, że nie wszystkie zakażenia znajdują odzwierciedlenie w statystykach. - Obserwujemy, że mnóstwo pacjentów się nie bada. Chorują całe rodziny kilkuosobowe, natomiast pojedyncze (osoby) mają wykonywany test. Dużo jest wykonywanych testów komercyjnych (...) i te wszystkie wyniki nam umykają ze statystyk. Dopiero kiedy stan dziecka się pogarsza, kiedy dziecko trafia do szpitala, wtedy mówią, że cztery czy pięć dni temu był dodatni wynik testu – tłumaczy dr Stopyra.
W krakowskim szpitalu hospitalizowanych jest prawie 40 małych pacjentów. Są to zarówno kilkugodzinne noworodki, jak i starsze dzieci oraz nastolatkowie. - Niektórzy są w ciężkim stanie, z niewydolnością oddechową, na inwazyjnej wentylacji. (...) To są dzieci, które wymagają tlenu, wymagają nawodnienia dożylnego i podawania leków dożylnych. W zasadzie wszyscy pacjenci, jacy do nas trafili z objawami COVID-19, to pacjenci niezaszczepieni – podkreśla lekarka
"Gdyby nie COVID-19, to by przeżyły"
Dr Stopyra podkreśla, że chociaż na jej oddziale jeszcze żaden pacjent nie zmarł, to przypadki śmiertelne wśród dzieci też się zdarzają.
– W Polsce mamy kilkadziesiąt zgonów do 18. roku życia, w Stanach Zjednoczonych, które podają statystyki dziecięce do 21. roku życia, tych zgonów jest prawie tysiąc – mówi rozmówczyni TVN24. Tłumaczy, że te dzieci, które umierają po zakażeniu koronawirusem, są często obciążone innymi chorobami. – Ale nie wszystkie - zastrzega. Są ponadto - dodaje - dzieci, które mają inne choroby, ale "gdyby nie COVID-19, toby przeżyły". Dołożenie COVID-19 powoduje, że taka choroba może się skończyć tragicznie - ostrzega.
Lekarz: wcześniejsze fale w pediatrii były w miarę spokojne, obecnie jest inaczej
- My się uczymy, ale niestety wirus też się uczy. Chociaż wcześniejsze fale w pediatrii były w miarę spokojne, to obecnie jest inaczej - przekazuje profesor Krzysztof Zeman, kierownik Kliniki Pediatrii, Immunologii i Nefrologii Instytutu Centrum Zdrowia Matki Polki. W rozmowie z reporterem TVN24 informuje, że w "Matce Polce” przebywa dziewięciu małych pacjentów z COVID-19, którzy wymagają wysokospecjalistycznej pomocy medycznej.
- Nasz pododdział izolacyjny jest zapełniony, podejmujemy działania, żeby móc przyjąć kolejnych pacjentów. Podobnie sytuacja wygląda w szpitalu imienia Biegańskiego, gdzie również leczone są dzieci z COVID-19 - przekazuje profesor Zeman.
Dodaje, że medycy nie są zaskoczeni tym, iż koronawirus okazuje się niebezpieczny dla dzieci, chociaż jeszcze kilka miesięcy temu mówiło się, że ta grupa zakażenie koronawirusem znosi łagodnie. - Podobne zjawisko obserwowała medycyna przy okazji innych, dużych epidemii. Po pewnym czasie od pojawienia się wirusa atakuje kolejny wariant, który jest groźny dla tych, którzy dotąd nie byli chorzy - mówi profesor.
Podkreśla, że rodzice zakażonych dzieci powinni być "czujni”. Zwraca uwagę, że alarmować może gorączka, której nie zbijają środki przeciwgorączkowe. - Oczywiście to nie jest jedyny objaw. Należy reagować, kiedy zaobserwujemy pogarszający się stan zdrowia dziecka - zaznacza.
Profesor Krzysztof Zeman przypomina, że dzieci narażone są na pediatryczny wieloukładowy zespół zapalny (z ang. paediatric inflammatory multisystem syndrome, w skrócie PIMS). Jest następstwem przebytego zakażenia koronawirusem, często bezobjawowego. Na całym świecie jest coraz więcej przypadków PIMS. - To jedno z najcięższych powikłań po COVID-19. W zeszłym roku potwierdziliśmy w naszym szpitalu leczyliśmy ponad 40 pacjentów z PIMS - mówi prof. Zeman.
"Szczepić, szczepić i jeszcze raz szczepić"
Sławomira Niedźwiecka z Pomorskiego Centrum Chorób Zakaźnych i Gruźlicy w Gdańsku, zapytana, co zrobić, żeby uchronić dzieci przed COVID-19, odpowiada: - Szczepić, szczepić i jeszcze raz szczepić.
- W tej chwili wiemy, że od 13 grudnia będzie możliwość szczepienia dzieci powyżej 5. roku życia, widzimy, że dzieci 12-letnie, które były pierwsze szczepione, jeżeli trafiają do nas, przebieg jest zdecydowanie łagodniejszy i są to dzieci, które są obciążone innymi chorobami, czyli dokładnie jak u dorosłych - tłumaczy.
Europejska Agencja Leków (EMA) zarekomendowała w czwartek stosowanie szczepionki przeciw COVID-19 firm BioNTech/Pfizer u dzieci w wieku od 5 do 11 lat. Dla dzieci w tej grupie wiekowej dawka szczepionki będzie mniejsza niż dla osób w wieku od 12 lat i starszych. Sposób podania, domięśniowo i w dwóch dawkach, pozostaje ten sam. Odstęp pomiędzy pierwszą a druga dawką powinien wynosić - standardowe przy tego rodzaju szczepionce przeciw COVID-19 - trzy tygodnie.
Rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz podał możliwą datę rozpoczęcia szczepień wśród dzieci przeciwko koronawirusowi. - W granicach 11-12 grudnia Ministerstwo Zdrowia wystawi e-skierowania - przekazał.
Już wcześniej uruchomione zostały szczepienia dla grupy wiekowej 12-18.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24