- To jest bardzo smutna i niefortunna sytuacja. Wszystkie formalności zostały dopełnione, wszyscy dokładnie wiedzieli, co się dzieje i była zgoda. Następnie została podjęta taka politykierska decyzja - powiedziała w "Faktach po Faktach" w TVN24 Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej (Polska 2050). Odniosła się do decyzji przewodniczącego NSZZ "Solidarność" Piotra Dudy, który wycofał zgodę na wynajęcie historycznej Sali BHP Szymonowi Hołowni.
Marszałek Sejmu Szymon Hołownia miał pojawić się w sobotę, 7 grudnia, w historycznej Sali BHP w Gdańsku. Przewodniczący Polski 2050 na Pomorzu Szymon Redlin zapowiedział w miniony piątek w Radiu Gdańsk, że zaplanowano tam inaugurację prekampanii prezydenckiej lidera Polski 2050.
Przewodniczący NSZZ "Solidarności" Piotr Duda w opublikowanym w poniedziałek oświadczeniu poinformował, ze wycofał zgodę na wynajęcie Sali BHP Hołowni. "Panie Marszałku, nie na to się umawialiśmy" - stwierdził, zwracając się do Hołowni ."Sala miała być miejscem spotkania marszałka Szymona Hołowni z mieszkańcami Gdańska, połączonego z obchodami rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce. Zgoda na takie wykorzystanie sali została wydana przez NSZZ 'Solidarność'" - napisał. Podkreślił, że "z niemiłym zaskoczeniem" przyjął informację o tym, że Sala BHP ma być miejscem inauguracji prekampanii wyborczej kandydata na prezydenta.
CZYTAJ WIĘCEJ: Szef "Solidarności" cofnął zgodę na wynajęcie Sali BHP Szymonowi Hołowni. "Nie na to się umawialiśmy"
Pełczyńska-Nałęcz: to politykierska decyzja
Do sprawy odniosła się w "Faktach po Faktach" w TVN24 Katarzyna Pełczyńska-Nałęcz, ministra funduszy i polityki regionalnej (Polska 2050).
- To jest bardzo smutna i niefortunna sytuacja. Wszystkie formalności zostały dopełnione, wszyscy dokładnie wiedzieli, co się dzieje i była zgoda - powiedziała. Dodała, że "następnie została podjęta taka politykierska decyzja".
- I to decyzja dotycząca miejsca, które naprawdę chcielibyśmy - i też taka była intencja pana marszałka - postrzegać jako miejsce, które należy do wszystkich, jest ponad podziałami, jest bardzo ważnym dla nas miejscem historycznym, o którym potrafimy myśleć jako o takim miejscu wspólnotowym. I nagle ktoś go sobie zawłaszcza na jakąś własną politykierską intencję. To jest po prostu smutne - mówiła.
Ministra powiedziała, iż "tłumaczenia, że ktoś nie wiedział, są po prostu niezgodne z faktami". - Wszystko wszyscy wiedzieli - przekonywała.
- Zapewniam, że informacja była precyzyjna, dokładna. Wszystko to było przecież opłacane i określone dokumenty szły z Polski 2050, bo też się pojawiły takie informacje, że jakoby z Sejmu. Nic takiego nie miało miejsca - dodała Pełczyńska-Nałęcz.
Pełczyńska-Nałęcz: nie wyobrażam sobie takich powiązań kandydata na prezydenta
Pełczyńska-Nałęcz została zapytana o anonimowe opracowanie dotyczącego przeszłości kandydata PiS Karola Nawrockiego, którego fragmenty opublikował w niedzielę portal Onet. Wskazują one na jego powiązania ze środowiskiem przestępczym i neonazistowskim.
Dziennikarze programu "Stan wyjątkowy" napisali, że Nawrocki - który w młodości trenował boks - "do dziś utrzymuje zażyłe kontakty z kolegami z ringu i z bramki, mimo że część z nich to pospolici gangsterzy, sutenerzy, tudzież kibole". Podali, że informacje na ten temat dotarły do władz PiS, w tym do Jarosława Kaczyńskiego, jeszcze wtedy, gdy Nawrocki był jednym z typowanych kandydatów na prezydenta. Ich zdaniem, raport powstał na zlecenie kogoś "ze środka PiS, kto chciał Nawrockiemu zaszkodzić".
Sam Nawrocki nazwał raport "głęboką manipulacją", która jest połączeniem "prawd, półprawd i zupełnych kłamstw".
Ministra funduszy i polityki regionalnej powiedziała, że w opracowaniu "są rzeczy niepokojące".
- Nie wiem, na ile to jest wiarygodne, to nie jest moment, żebym ja mogła sprawdzić, a ja nie chcę ferować wyroków, ale gdyby to się okazało wiarygodne i prawdziwe, to jest to ogromnie zatrważające i po prostu sobie nie wyobrażam takich powiązań kandydata na prezydenta - dodała.
Na uwagę, iż politycy PiS mówią, że to nagonka na Nawrockiego, odpowiedziała, iż "trzeba sprawdzić, skąd raport się w ogóle wziął, czy to jest wiarygodne, czy to jest niewiarygodne".
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24