Nie byłem oczywistym wyborem. Janek Komasa zaufał mi, pozwolił mi się przez kilka miesięcy przygotować do tej roli, zrobić dobry research na temat postaci, zbudować sobie ją wewnętrznie - opowiadał w rozmowie z TVN24 Bartosz Bielenia, odtwórca głównej roli w filmie "Boże Ciało". Odnosząc się do ról, w których wcielał się w postać księdza, żartował, że "trudno jest mu zdjąć sutannę". Zdradził też, z którym z hollywoodzkich reżyserów chciałby współpracować i dlaczego chciał zostać listonoszem na Alasce.
"Boże Ciało" to inspirowana prawdziwymi zdarzeniami historia 20-letniego Daniela (w tej roli Bartosz Bielenia), który w trakcie pobytu w poprawczaku przechodzi duchową przemianę i skrycie marzy, by zostać księdzem. Po kilku latach odsiadki chłopak zostaje warunkowo zwolniony, a następnie skierowany do pracy w zakładzie stolarskim. Zamiast się tam udać, Daniel kieruje się do miejscowego kościoła, gdzie podaje się za księdza i zaprzyjaźnia z proboszczem. Pod nieobecność duchownego chłopak zaczyna pełnić posługę kapłańską w miasteczku.
Film trafił na tak zwaną krótką listę 10 tytułów walczących o Oscara w kategorii film międzynarodowy (do niedawna nieanglojęzyczny). Tego, czy dzieło Komasy znajdzie się w ścisłym gronie pięciu tytułów, które powalczą o statuetkę w tej kategorii, dowiemy się 13 stycznia, kiedy Amerykańska Akademia Filmowa ogłosi nominacje.
"Nie byłem oczywistym wyborem"
Bartosz Bielenia za rolę Daniela otrzymał już między innymi nagrodę na Międzynarodowym Festiwalu Filmu w Sztokholmie, wyróżnienie na 55. The Chicago International Film Festival oraz Nagrodę imienia Zbyszka Cybulskiego. W rozmowie z Eweliną Witenberg w TVN24 mówił o tym, jak "Boże Ciało" wpłynęło na jego aktorską karierę, wspominał również jej początki.
Opowiadał także o tym, jak znalazł się na planie filmu Jana Komasy. - Miałem absolutnie zwyczajny casting. Później czekałem na telefon zwrotny. Tych telefonów było kilka - wspominał. - Jestem bardzo wdzięczny (reżyserowi filmu - red.) Jankowi Komasie, ponieważ pozwolił mi się przygotować do tej roli. Nie byłem oczywistym wyborem, a Janek Komasa zaufał mi, pozwolił mi się przez kilka miesięcy przygotować do tej roli, zrobić dobry research na temat postaci, zbudować sobie ją wewnętrznie i przygotować ją także fizycznie - mówił. Przyznał, że aby nabrać odpowiedniej postury, regularnie uczęszczał na siłownię.
- Pompowałem przez cztery miesiące kilka razy w tygodniu - tłumaczył.
Jak stwierdził Bielenia, wszystkie sytuacje, w której aktor musi zmienić się fizycznie do roli, "to są zawsze bardzo ciekawe wyzwania".
Bielenia: chciałbym współpracować z Davidem Lynchem
Aktor mówił również o tym, z czym kojarzy mu się nagroda Oscara, na którą szansę ma "Boże Ciało". - Teraz kojarzy mi się chyba z pracą, z obowiązkami do wykonania i z miejscami, w których trzeba się pojawić - mówił.
Zwracał uwagę, że między ogłoszeniem krótkiej listy filmów, które mają szansę powalczyć o Oscara, a samym ogłoszeniem nominacji do tej nagrody (czyli 13 stycznia - red.) "jest tylko kilka tygodni, w tym Święta". - W zasadzie zostaje nam kilka dni, właściwie tydzień - do 7 stycznia - kiedy możemy dotrzeć jeszcze do ludzi z filmem i go jeszcze wypromować - dodał.
Bielenia wyznał również, z którym ze słynnych hollywoodzkich reżyserów chciałby współpracować. - Myślę, że gdybym chciał się z kimś spotkać, jeśli byłoby to możliwe, to byłby to na pewno David Lynch (...) albo (Charlie - red.) Kaufman - przyznał.
Gość TVN24 wyjaśniał też, jaki wpływ na rozwój aktorskiej kariery mieli jego rodzice. - Oni są zawsze najlepszymi widzami. Nie słodzą, potrafią powiedzieć, co myślą, co czują. Często są to takie najczystsze i najdoskonalsze przeczucia na temat tego, co widzą - mówił.
- Wiem, że są z ich serca, że są szczere, że nie chcą mnie zranić, więc zawsze sobie bardzo cenię, to co mówią o mojej pracy - dodał aktor.
"Trudno jest mi zdjąć sutannę"
Bielenia zwrócił uwagę, że w ostatnim czasie kilkukrotnie przyszło grać mu rolę księdza. Oprócz roli Daniela w "Bożym Ciele", przyszło mu także grać duchownego w spektaklach "Matka Joanna od Aniołów" oraz "Król Lear", obu w reżyserii Jana Klaty. - Jest to przedziwna szufladka. Nie spodziewałem się, że wyląduję w takiej przestrzeni, że można zostać w niej w jakiś sposób zamkniętym (...), ale sami się śmiejemy z przyjaciółmi i z bliskimi, że faktycznie, trudno jest mi zdjąć sutannę - mówił.
- Te role na przestrzeni kilku lat były bardzo zróżnicowane (...) to są naprawdę skrajne podejścia do tematu. Dla mnie to są często ludzie, którzy są zwyczajnie uwikłani w pewną strukturę. A akurat tak się zdarza, że to jest Kościół - stwierdził.
Mówił również o tym, w jaki sposób przygotowuje się do ról. - Staram się używać wyobraźni i empatii, spotkać się z tym człowiekiem, wyobrazić go sobie, poznać, a potem go zrobić - wskazywał.
"Pewnie zostałbym fizjoterapeutą"
Odtwórca głównej roli w "Bożym Ciele" pytany był o to, kim by został, gdyby na jego życiowej drodze nie pojawiło się aktorstwo. - Kiedyś mówiłem, że jakbym się nie dostał do szkoły (filmowej - red.), to pojechałbym na Alaskę i zostałbym listonoszem. Wydawało mi się romantyczne spacerować od domu do domu, które są od siebie bardzo oddalone, i roznosić pocztę - wyznał.
- Ostatnio myślałem, że bardzo interesuje mnie fizjoterapia i generalnie praca z ciałem. Więc pewnie zostałbym fizjoterapeutą - dodał.
"Chciałbym wam bardzo życzyć, żebyście siebie nawzajem nie przegapili w te Święta"
Na koniec rozmowy Bielenia zwrócił się z bożonarodzeniowymi życzeniami do telewidzów. - Chciałbym wam bardzo życzyć, żebyście siebie nawzajem nie przegapili w te Święta. Dużo się o tym mówi, żeby ze sobą być, żeby spędzić te Święta, wrócić do domów, ale też żeby znaleźć czas, żeby siebie nawzajem zauważyć - powiedział.
Deszcz nagród
"Boże Ciało" zaczęło swój tryumfalny pochód od festiwalu w Wenecji, gdzie prezentowane w sekcji Giornate degli Autori zdobyło nagrodę Europa Cinemas Label. Jury określiło obraz jako "kuszącą mieszankę tragizmu i zabawy - czasem gwałtownej, a czasem bardzo emocjonalnej". Podkreślano, że "film napędzany jest porywającym aktorstwem Bartosza Bieleni, który uosabia konflikty w dzisiejszym społeczeństwie oraz walkę dobra ze złem". Obraz otrzymał Inclusive Award Edipo Re dla filmów, które "niosą humanistyczne wartości".
Potem były między innymi Złote Lwy za reżyserię dla Jana Komasy na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, nagroda za drugoplanową rolę dla Elizy Recymbel, nagroda publiczności, nagroda dziennikarzy i wielkie zdumienie gości festiwalu, że nie dostał nagrody głównej - dla najlepszego filmu.
Autor: mjz / Źródło: PAP
Źródło zdjęcia głównego: tvn24/Kino Świat