Internetowi "rycerze" mają bronić dobrego imienia Polski. - Żaden Polak nie może pozostać bierny wobec kłamstw o nas i naszej historii - przekonuje prezes fundacji Reduta Dobrego Imienia, Mira Wszelaka. Akcję finansuje niemal w całości resort spraw zagranicznych. - Mam wrażenie, że oni będą ścigać wszystkich, którzy będą mówili źle o rządzie - obawia się Katarzyna Lubnauer z Nowoczesnej. Materiał programu "Polska i świat".
Miliony korespondentów i wolontariuszy mają bronić dobrego imienia Polski za granicą. Służyć temu ma system Rycerz, którego twórcą jest fundacja Reduta Dobrego Imienia.
- Żaden Polak, któremu dobro naszej Ojczyzny leży na sercu, nie może pozostać bierny wobec kłamstw o nas i naszej historii. Tym bardziej że nieprzychylny przekaz w mediach zachodnich wpływa nie tylko na relacje gospodarcze i polityczne, ale także na bezpieczeństwo państwa - przekonuje prezes fundacji, Mira Wszelaka.
Poprzez system Rycerz będzie można zgłaszać, analizować i archiwizować oszczercze materiały o Polsce w mediach zagranicznych. Dostępny ma być przez stronę www i aplikację mobilną.
Kandydaci na "rycerzy" muszą zostać zaakceptowani przez Fundację. Jak tłumaczy europoseł Ryszard Czarnecki z PiS, będą to "osoby, które wcześniej zostały sprawdzone, zweryfikowane". - Będą uruchamiane, jeżeli jakiś idiota na przykład napisze o "polskich obozach koncentracyjnych" - informuje.
Kiedy taka informacja trafi do systemu, powstanie wezwanie z prośbą o sprostowanie nieprawdziwych informacji. Wszyscy korespondenci za pomocą mediów społecznościowych i poczty elektronicznej mają wówczas zasypywać zagraniczną redakcję wiadomościami, paraliżując jej pracę.
Ministerstwo Spraw Zagranicznych niemal w pełni pokrywa koszty projektu "Wspieraj Polskę", w ramach którego powstaje system Rycerz. Jak czytamy w przesłanej do redakcji wiadomości, przekaże na ten cel w zaokrągleniu około 250 tysięcy złotych z potrzebnych 287 tysięcy.
"Musimy reagować"
- Nie jest to zły pomysł, kiedy bierzemy go tak "w zasadzie". Natomiast efekty mogą być zgoła negatywne - ocenia Michel Viatteau, korespondent AFP w Polsce. Obawia się, że takie publikacje będą w ten sposób nadmiernie nagłaśniane. - Otrzymają niesamowitą reklamę, na którą nie zasługują - dodaje.
- Z jednej strony zawsze jest dobrze, że mylne relacje będą korygowane - przyznaje Christoph von Marschall, dziennikarz "Tagesspiegel".
Z drugiej strony jednak pojawia się pytanie, czy chodzi tylko o historię. Przykład: niedawny warszawski marsz narodowców czy reforma sądownictwa. Reduta Dobrego Imienia nie chce, aby marsz z 11 listopada określany był marszem nacjonalistów, a reforma sądownictwa - łamaniem demokracji.
- Ambasada polska pisała do redaktora naczelnego i próbowali zmuszać nas, abyśmy w inny sposób pisali o Polsce i żebyśmy bardziej wzięli pod uwagę wizerunek Polski - opowiada von Marschall.
"Będą ścigać wszystkich, którzy będą mówili źle o rządzie"
Dużo obaw mają też politycy opozycji.
- Jeżeli to ma dotyczyć tylko takich oskarżeń w stosunku do historii Polski to jest to w porządku - uznaje Katarzyna Lubnauer, przewodnicząca Nowoczesnej. - Ale ja mam wrażenie, że oni będą ścigać wszystkich, którzy będą mówili źle o rządzie - dodaje.
- To będzie kolejny przykład na to, że robimy się coraz dziwniejszym państwem - mówi Janusz Zemke, europarlamentarzysta Sojuszu Lewicy Demokratycznej. - Nigdy nie będzie wiadomo, czy to są korespondenci czy przedstawiciele jakichś innych organów państwa - tłumaczy.
Autor: JZ//rzw / Źródło: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24