Leżała za stodołą. Mogła należeć do jednej z ofiar "Skorpiona"

2 (6)
Do zdarzenia doszło w miejscowości Góra na Kociewiu
Źródło: Archiwum dr Adriana Wrocławskiego
Podczas prac porządkowych na posesji we wsi Góra jej nowy właściciel wykopał za stodołą bransoletkę. Mogła należeć do jednej z ofiar "Skorpiona" - seryjnego mordercy kobiet, który na przełomie lat 70. i 80. XX wieku sterroryzował mieszkańców dawnego województwa gdańskiego. Mieszkał wtedy tam, gdzie teraz znaleziono bransoletkę.
Kluczowe fakty:
  • "Skorpion" atakował kobiety w lasach i na drogach w dawnym województwie gdańskim. Został skazany za dziewięć zabójstw i 10 usiłowań, ale ofiar mogło być więcej.
  • Został skazany na śmierć, prośba o łaskę została odrzucona. Wyrok wykonano 27 maja 1987 roku. Paweł Tuchlin został powieszony. Niecały rok później w Polsce wprowadzono moratorium na wykonanie kary śmierci.
  • Szubienica, na której "Skorpion" skończył życie, a także młotek, którym zadawał ciosy swoim ofiarom, są teraz w zbiorach Muzeum Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego.

Wyrokiem z 5 sierpnia 1985 roku, wydanym przez Sąd Wojewódzki w Gdańsku, Paweł Tuchlin ps. Skorpion został uznany winnym dziewięciu zabójstw oraz co najmniej 10 usiłowań morderstwa i skazany na karę śmierci. Orzeczenie to zostało później podtrzymane przez Sąd Najwyższy. Rada Państwa nie zdecydowała się na zastosowanie wobec niego prawa łaski, w efekcie czego 27 maja 1987 roku Tuchlin zawisł na szubienicy w Areszcie Śledczym przy ulicy Kurkowej w Gdańsku.

Seria zabójstw trwała osiem lat

Na przełomie lat 70. i 80. "Skorpion" siał postrach w ówczesnym województwie gdańskim. Jego ofiarami padały kobiety, w wieku od 18 do 35 lat, wracające samotnie do domu. Atakował w lasach i na drogach. Działał brutalnie, a swoich ofiar często szukał we mgle. Ograniczona widoczność miała pomagać mu w realizacji planów. Pierwszą z kobiet zabił w 1975 roku, ostatnią - w 1983.

Paweł Tuchlin ps. Skorpion
Paweł Tuchlin ps. Skorpion
Źródło: Stefan Kraszewski/PAP

Długo pozostawał więc nieuchwytny. Mieszkańcy Pomorza Gdańskiego bali się. Kobiety samotnie nie wychodziły z domów. Przed "Skorpionem" ostrzegała ówczesna telewizja, co w czasach PRL zdarzało się rzadko. Nawet w przypadku takich serii brutalnych zabójstw.

Tuchlin, już po zatrzymaniu. twierdził, że w okresie dojrzewania był odrzucany przez dziewczyny. Miały go wyszydzać, że ma problemy z trzymaniem moczu. Drwiny te miały być wytłumaczeniem dla jego bestialstwa.

ZOBACZ: Paweł Tuchlin zabił dziewięć kobiet. Dlaczego stał się bestią?

Zbrodni mogło być jeszcze więcej

Choć sprawa "Skorpiona" została zamknięta wraz z jego skazaniem 40 lat temu, wciąż są aspekty budzące wątpliwości. Jak wyjaśnia dr Adrian Wrocławski, adwokat i adiunkt w Katedrze Prawa Karnego Materialnego i Kryminologii na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego, do dziś nie udało się przypisać mu jednej zbrodni oraz prawdopodobnie jednego zaginięcia.

Napisał książkę o "Skorpionie", ale nigdy nie zaprzestał badania sprawy. - Śledczy wyjaśnili wtedy tylko to, co było najważniejsze do zamknięcia sprawy i skazania mordercy. Gdyby się w to wszystko jednak dokładnie wgryźć, to ta sprawa miałaby szansę nigdy się nie skończyć, a wszystko rozmyłoby się dowodowo - podkreśla. Dodaje, że niewiele brakowało, by "Skorpion" uniknął kary śmierci. W kwietniu 1988 roku w Polsce wprowadzono bowiem moratorium na wykonywanie kary śmierci.

Kupił dom seryjnego mordercy

Jesienią ubiegłego roku, dr Wrocławski, wraz z kolegą odwiedził Kociewie, by raz jeszcze szczegółowo przyjrzeć się miejscom, w których dochodziło do zbrodni. Podczas przeprowadzania rekonstrukcji odwiedzili miejscowość Góra, gdzie znajduje się dawny dom Pawła Tuchlina.

- Wcześniej nie chcieliśmy się tam zjawiać, ponieważ jeszcze do niedawna mieszkała tam rodzina "Skorpiona". Nie chcieliśmy robić tam zdjęć i naruszać ich spokoju. Kiedy dowiedzieliśmy się, że posesja została sprzedana, postanowiliśmy spróbować spotkać się z nowym właścicielem. Okazało się, że kupując dom nie miał pojęcia, do kogo wcześniej należał. Zorientował się dopiero, gdy zaczęły przyjeżdżać pielgrzymki miłośników historii kryminalnych - mówi dr Wrocławski.

Rozmawiając z nabywcą działki, dowiedzieli się, że podczas porządkowania terenu po dawnych właścicielach, mężczyzna znalazł w ziemi za stodołą damską biżuterię. Większość błyskotek przez lata skorodowała, a jedynym zachowanym elementem była niepozorna bransoletka, wykonana prawdopodobnie ze stali nierdzewnej. Włożył ja do szuflady i tam leżała do wizyty gości.

Znaleziona za stodołą bransoletka, mogła należeć do jednej z ofiar "Skorpiona"
Znaleziona za stodołą bransoletka, mogła należeć do jednej z ofiar "Skorpiona"
Źródło: Archiwum dr Adriana Wrocławskiego

Nie wszystkie łupy spieniężył

Po zatrzymaniu "Skorpiona" w 1983 roku milicja zabezpieczyła wiele przedmiotów, które zrabował kobietom. - Niewykluczone, że planował spieniężyć je w niedalekiej przyszłości - wyjaśnia Wrocławski.

Te mniej wartościowe mogły zostać ukryte przez "Skorpiona". - Prawdopodobnie, gdyby przeszukać ten teren georadarem, to kto wie, co jeszcze by się tam znalazło. Nie zamierzam jednak więcej nachodzić w tej sprawie właściciela działki. Zależy mu na spokoju i anonimowości - mówi badacz. - Próbowałem dowiedzieć się czegoś więcej o odnalezionej bransoletce poprzez powrót do akt. Niestety, ich analiza nie doprowadziła do ustalenia, do kogo należała biżuteria. Listy skradzionych przedmiotów nie są kompletne, bo rodziny ofiar często nie były w stanie wskazać konkretnie, jakie ozdoby miały kobiety w chwili napaści. Koncentrowały się na przedmiotach najbardziej wartościowych, jak choćby obrączkach, które bezspornie dałoby się zidentyfikować w przypadku ich odnalezienia u sprawcy - wyjaśnia.

Istnieje również możliwość, że biżuteria została komuś skradziona, a nie odebrana ofierze zabójstwa. Przestępstwa towarzyszyły bowiem Tuchlinowi przez całe życie - popełniał je już jako dziecko.

Choć dr Wrocławski pokazywał znalezisko byłym milicjantom, którzy przed laty prowadzili śledztwo, żaden z nich nie potrafił powiązać bransoletki z konkretną osobą.

Bransoletki nikt nie rozpoznał

Pomimo apelu skierowanego do czytelników portalu Trójmiasto.pl, który jako pierwszy opisał sprawę, nikt nie rozpoznał odnalezionej bransoletki. Nie ma też nadziei, że analiza śladów biologicznych pomoże w rozwikłaniu zagadki. - Niestety, przez lata biżuteria przeszła przez zbyt wiele rąk, a odciski palców nie zostały zabezpieczone w odpowiednim momencie - zaznacza dr Wrocławski.

Co stanie się ze znaleziskiem? Jak wyjaśnia badacz, najprawdopodobniej w przyszłości trafi ono do Muzeum Kryminalistyki Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Gdańskiego. To właśnie tam można zobaczyć między innymi szubienicę, na której wykonano wyrok na Tuchlinie, a także młotek, którym zadawał ciosy swoim ofiarom.

TVN24
Dowiedz się więcej:

TVN24

Czytaj także: