Nikt tego nie powiedział oficjalnie, ale to z powodu przeszłości ojca Arndt Freytag von Loringhoven miesiącami czekał na zgodę Polski na pełnienie misji - pisze piątkowa "Rzeczpospolita". Ambasador powiedział w wywiadzie udzielonym gazecie, że "nigdy nie dostał merytorycznego uzasadnienia, jeśli chodzi o opóźnienie wydania tej zgody. - Dlatego mogę opierać się tylko na debacie medialnej w Polsce - mówił. - Rozumiem, jak wciąż żywe są w Polsce uczucia z powodu zbrodni, których dopuściły się nazistowskie Niemcy - dodał.
Prezydent Andrzej Duda przyjął we wtorek listy uwierzytelniające od nowego ambasadora Niemiec w Polsce. To ostatni etap procedury, po którym Arndt Freytag von Loringhoven rozpocznie misję dyplomatyczną w Warszawie.
"Bardzo się cieszę, że uzyskałem agrément i mogłem złożyć listy uwierzytelniające prezydentowi Polski. (…) Polskę i Niemcy wiele łączy. Jako ważni partnerzy w centrum Unii mamy przed sobą pełną wyzwań agendę. Podchodzę do mojej misji tutaj z zapałem i cieszę się na współpracę" - powiedział w wywiadzie w "Rzeczpospolitej" nowy ambasador Niemiec w Polsce.
"Nigdy nie dostałem merytorycznego uzasadnienia"
Polska miesiącami zwlekała z wydaniem zgody na pełnienie jego misji w Warszawie. Pytany, czy rozumie powody wahania polskich władz, odpowiedział, że nigdy nie dostał merytorycznego uzasadnienia, jeśli chodzi o opóźnienie wydania zgody. Dlatego - jak dodał - może opierać się tylko na debacie medialnej w Polsce.
"Rozumiem, jak wciąż żywe są w Polsce uczucia z powodu zbrodni, których dopuściły się nazistowskie Niemcy w Polsce. Jeżeli chodzi o mojego ojca, to może podkreślę, że wstąpił do Reichswehry [niemieckich sił zbrojnych - przyp. red.] również dlatego, że to zwalniało go z nacisków przyjęcia legitymacji NSDAP [Narodowosocjalistycznej Niemieckiej Partii Robotników - przyp. red.]. Takie było wtedy prawo. Pod koniec wojny służył jako adiutant szefa sztabu generalnego. W tej roli był też w bunkrze Hitlera" - powiedział.
"Kto może powiedzieć, jak my byśmy się zachowali w totalitarnej dyktaturze?"
Ambasador Niemiec dodał, że nie może ani usprawiedliwiać, ani potępiać zachowania ojca. "Kto może powiedzieć, jak my byśmy się zachowali w totalitarnej dyktaturze? To było pokolenie wychowane w duchu pruskiego militaryzmu, przywykłe do bezwzględnego posłuszeństwa. Nigdy nie wspierał nazizmu, ale jednocześnie był przekonany, że jego obowiązkiem jest walka za swój kraj, nawet jeśli ta wojna była prowadzona od pierwszego dnia zbrodniczo, również przez części Wehrmachtu" - dodał.
Zapytany, czy w bunkrze jego ojciec rozmawiał z Hitlerem, powiedział, że z tego co wie - tylko raz. "To było w ostatnich dniach wojny. Mój ojciec wymyślił dla siebie fikcyjną misję, aby opuścić bunkier i uniknąć pewnej śmierci. Warunkiem tego była zgoda Hitlera. Ryzyko było ogromne, bo mój ojciec był przekonany, że Hitler przejrzy jego plan i uzna go za dezertera. Niesamowite, ale Hitler połknął haczyk, nawet mu doradził, jak ma zmylić czujność Rosjan" - mówił.
"Wielokrotnie powtarzał, że nazizm i rasizm dopuściły się największych zbrodni w XX wieku. Po wojnie ojciec pozostał zawodowym żołnierzem, uczestniczył w budowie nowej Bundeswehry, która wyciągnęła z historii naukę, że trzeba kształcić żołnierzy nie tylko w posłuszeństwie i dyscyplinie, ale także traktować ich jak 'obywateli w mundurach', którzy potrafią zachować krytyczne spojrzenie na otaczającą rzeczywistość" - mówił ambasador.
"Dla mojego pokolenia posunięta do skrajności lojalność wobec własnego kraju, szczególnie jeśli prowadzi to do zbrodniczej wojny, jest dzięki temu zupełnie niezrozumiała. Jednocześnie moje pokolenie przejęło pełną odpowiedzialność za zbrodniczą przeszłość Niemiec. Odczuwam to ze szczególną mocą tu, w Polsce" - powiedział w wywiadzie Arndt Freytag von Loringhoven.
Źródło: Rzeczpospolita, PAP