Grupa badaczy zajmujących się zmianą klimatu ostro skrytykowała raport Departamentu Energii w administracji Donalda Trumpa dotyczący regulacji emisji zanieczyszczeń. Zdaniem ekspertów bagatelizuje on zagrożenia związane ze zmianami klimatu i przedstawia je jako rzekomo korzystne zjawiska.
Ponad 85 naukowców zajmujących się klimatem opublikowało obszerne, ponad 400-stronicowe stanowisko, w którym krok po kroku krytykują raport Departamentu Energii administracji Donalda Trumpa. Dokument ten, przygotowany przez grupę znanych amerykańskiej opinii publicznej sceptyków klimatycznych, miał przedstawiać skutki zmian klimatu jako przesadzone lub wręcz korzystne.
Raport Departamentu Energii Donalda Trumpa został ogłoszony 29 lipca, równolegle z propozycjami rozluźnienia lub zniesienia regulacji związanych z emisją zanieczyszczeń przez przedsiębiorstwa wybranych branży. Dokument został skrytykowany przez część ekspertów za brak rzetelności naukowej, selektywne cytowanie badań oraz niewłaściwe ich interpretacje. Autorami byli John Christy i Roy Spencer z Uniwersytetu w Alabamie, były doradca energetyczny Steven E. Koonin, emerytowana profesorka Georgia Tech Judith Curry oraz ekonomista Ross McKitrick - wszyscy znani są z kontrowersyjnych poglądów na temat zmian klimatu.
Celem deregulacja gospodarki
Andrew Dessler, klimatolog z Texas A&M University, który był jednym z inicjatorów opracowania wspólnego stanowiska środowiska naukowego, porównał dokument do "kiepsko napisanego wpisu na blogu". Zaznaczył, że raport zawiera liczne błędy i przeinaczenia, a fakt, że został wydany przez amerykańską administrację, sprawia, że może mieć poważne konsekwencje. - To coś, co rząd mógłby wykorzystać jako podstawę do polityki, dlatego nie można tego pozostawić bez odpowiedzi - wskazał Andrew Dessler.
Naukowcy szczególnie krytykują bagatelizowanie przyspieszającego wzrostu poziomu mórz, błędne wnioski dotyczące wpływu emisji dwutlenku węgla na rolnictwo oraz dezawuowanie wiarygodności modeli klimatycznych. W podsumowaniu ich analizy czytamy, że raport "wykazuje problemy związane z fałszywym przedstawianiem i wybiórczym cytowaniem literatury naukowej, selektywnym doborem danych oraz błędnymi lub brakującymi statystykami".
Jak wskazuje Andrew Dessler, celem autorów raportu nie jest pokonanie przeciwnika w debacie naukowej - tej bowiem nie da się wygrać wobec twardych dowodów na antropogeniczne zmiany klimatu - lecz "wytworzenie wrażenia niepewności". - Wszystko, co próbują zrobić, to zamieszać, stworzyć wrażenie, że toczy się debata, a następnie administracja wykorzysta to do cofnięcia regulacji - wskazał naukowiec.
Ten mechanizm zauważa także Rebecca Neumann z Uniwersytetu Waszyngtońskiego. Jej zdaniem, gdy prosta negacja zmian klimatu staje się coraz mniej wiarygodna, sceptycy zmieniają taktykę. Teraz bagatelizują zagrożenia i próbują eksponować rzekome korzyści - skomentowała badaczka.
Głos zabrały także organizacje naukowe
Raport Departamentu Energii spotkał się nie tylko z reakcją wspomnianych 85 badaczy, ale również organizacji naukowych. Amerykańskie Towarzystwo Meteorologiczne wydało w ubiegłym tygodniu własne stanowisko, w którym wskazało na "fundamentalne błędy" raportu i ostrzegło przed jego nieuczciwym podejściem do literatury naukowej.
Zwrócono uwagę, że dokument podkreśla wnioski marginalne i odstające od konsensusu, ignorując dowody najistotniejsze z punktu widzenia zdrowia publicznego i gospodarki. "Raport Departamentu Energii wybiórczo podkreśla niewielki zestaw niereprezentatywnych wyników badań, zwłaszcza tych, które mogą wydawać się korzystne przy powierzchownej analizie. Takie 'wybieranie najlepszych kawałków' pomija i wyklucza wyniki badań naukowych oraz może powszechnie być uznawane za szkodliwe" - czytamy w oświadczeniu Amerykańskiego Towarzystwa Meteorologicznego.
Kontekst polityczny
Na raport Departamentu Energii powołała się podlegająca administracji Trumpa federalna Agencja Ochrony Środowiska, opowiadając się za uchyleniem "endangerment finding" - dokumentu, który od 2009 roku stanowi naukowe i prawne podstawy działań administracji USA w walce ze zmianami klimatu. Stanowi on przykładowo, że gazy cieplarniane stanowią realne zagrożenie dla zdrowia publicznego. Uchylenie tego orzeczenia mogłoby otworzyć drogę do wycofania się z wielu kluczowych regulacji dotyczących ochrony środowiska i ograniczeń emisji w sektorach takich jak transport czy energetyka.
Co więcej, sekretarz ds. energii Chris Wright, były prezes firmy zajmującej się szczelinowaniem hydraulicznym, już zasugerował, że autorzy budzącego kontrowersje raportu mogą przeanalizować opublikowane wcześniej ustalenia na poziomie krajowym dotyczące zmian klimatu. Sekretarz wyraził także zainteresowanie zorganizowaniem debat publicznej na temat klimatu.
Andrew Dessler podkreśla, że argumenty przytaczane w raporcie nie miałyby realnych szans uzyskać pozytywną recenzję naukową. - Wiedzą, że nie mają szans w świecie prawdziwej nauki, próbują pisać własne zasady gry i znaleźć miejsce, gdzie ich narracja może brzmieć jak równorzędna alternatywa - podsumował badacz.
Źródło: CNN, The New York Times
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock