Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu skierowała do sądu rejonowego akt oskarżenia przeciwko Bartłomiejowi Ciążyńskiemu (Lewica), byłemu wiceministrowi sprawiedliwości i wiceprezydentowi Wrocławia. Miał on w okresie od czerwca do lipca przekroczyć swoje uprawnienia.
Bartłomiej Ciążyński (zgodził się na publikację nazwiska i wizerunku po postawieniu mu zarzutów - red.) jest oskarżony o to, że "w okresie od 2 czerwca 2024 roku do 28 lipca 2024 roku we Wrocławiu i innych miejscowościach, będąc funkcjonariuszem państwowym, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, przekroczył swoje uprawnienia wynikające z umowy o zarządzanie i doprowadził Sieć Badawczą Łukasiewicz PORT do niekorzystnego rozporządzenia mieniem w łącznej kwocie 4619,82 złotych" - czytamy w komunikacie prokuratury.
Niekorzystne rozporządzanie mieniem miało być wykonywane poprzez "wprowadzenie w błąd co do faktu wykorzystywania samochodu służbowego oraz przypisanej do tego pojazdu karty flotowej do celów służbowych, podczas gdy w rzeczywistości (Ciążyński - red.) wykorzystywał je do celów prywatnych wbrew procedurze 'Zasady użytkowania samochodów służbowych P-DT-01'".
W związku z tym jego karta flotowa została obciążona co najmniej ośmiokrotne w skutek zatankowania paliwa do celów prywatnych, jak i został zakupiony płyn do spryskiwaczy, "działając w ten sposób na szkodę interesu publicznego".
Dymisja po miesiącu pełnienia funkcji
Ciążyński - wcześniej wiceprezydent Wrocławia, do 2023 roku radny miejski i szef tamtejszego klubu Lewicy - został wiceministrem sprawiedliwości na początku lipca tego roku.
Już w drugiej połowie sierpnia podał się do dymisji. Wcześniej Wirtualna Polska informowała, że pojechał na wakacje do Słowenii służbową limuzyną i "dwukrotnie zatankował pojazd, płacąc służbową kartą". Jak dodano, auto i karta należały do Polskiego Ośrodka Rozwoju Technologii (PORT) wchodzącego w skład ogólnopolskiej Sieci Badawczej Łukasiewicz, gdzie Ciążyński pracował przed objęciem funkcji w Ministerstwie Sprawiedliwości.
Ciążyński pod koniec listopada odniósł się do sprawy. Zaprzeczył, by dokonał przestępstwa. Wskazał, że jest niewinny, a "jedyne, czego się dopuścił - za co już wielokrotnie przeprosił i poniósł bardzo daleko idące konsekwencje – to błędne wykorzystanie mienia pracodawcy dla niewłaściwych celów (prywatnych), co miało miejsce właśnie wskutek wprowadzenia go w błąd przez samego pracodawcę (jego służby) – mam nadzieję, że nieintencjonalnie".
Za zarzucany czyn grozi kara pozbawienia wolności od 1 roku do 10 lat.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Albert Zawada/PAP