Wyrok w całości podtrzymany w apelacji. 18 tysięcy złotych kary za sprzeciw wobec akcji służb we "Wprost" w 2014 roku – napisał we wtorek na Twitterze były dziennikarz "Wprost" Michał Majewski. W lutym ubiegłego roku prokuratura wniosła apelację od wyroku skazującego go na karę grzywny za przeszkadzanie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w akcji w redakcji przed kilkoma laty. Wyrok jednak podtrzymał sąd apelacyjny.
We wtorek były dziennikarz "Wprost" Michał Majewski poinformował na swoim profilu na Twitterze, że sąd apelacyjny podtrzymał wyrok skazujący go na 18 tysięcy złotych grzywny. Majewski został skazany "za przeszkadzanie funkcjonariuszom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego" w akcji w redakcji tygodnika "Wprost" w 2014 roku.
"Niestety, wyrok w całości podtrzymany w apelacji. 18 tysięcy PLN kary za sprzeciw wobec akcji służb we Wprost w 2014 roku (pisownia oryginalna – red.)" – napisał.
"Czuję się niesprawiedliwie w tej sprawie potraktowany"
W rozmowie z PAP Majewski podkreślił, że tym wyrokiem czuje się niesprawiedliwie potraktowany. - Mam problem z tą sprawą, bo nie mam poczucia, że została wymierzona sprawiedliwość – powiedział.
- Czuję absmak, czuję się niesprawiedliwie w tej sprawie potraktowany, bo chodziło o ochronę dobra, które dla dziennikarzy jest najbardziej istotne, czyli ochronę źródeł informacji – mówił.
Przypomniał, że funkcjonariusze służb specjalnych próbowali ówczesnemu redaktorowi naczelnemu gazety Sylwestrowi Latkowskiemu odebrać laptopa, w którym - jak poinformował były dziennikarz "Wprost" - miał zapisaną dokumentację różnych śledztw dziennikarskich, w tym "rzeczy związane z tajemnicą dziennikarską".
- Ci informatorzy zażyczyli sobie tego, żeby być anonimowi. To jest sięgnięcie po rzecz dla dziennikarzy świętą i po latach wydaje mi się, że zachowałem się odpowiednio. Tak trzeba było zrobić – ocenił.
Majewski mówił też, że "nie było żadnych oporów, żeby oddać te nagrania". - Oni po prostu byli nieprzygotowani, chcieli od nas jakichś nośników. Nie do końca potrafili zrozumieć, że to jest w chmurze internetowej i jest to link, a nie ma fizycznie płyty lub pendrive'a, gdzie były te nagrania. Nie potrafili zrobić kopii komputera Latkowskiego, aż wreszcie sięgnęli po siłę. Wyglądało to bardzo źle. Przypominało standardy białoruskie lub rosyjskie. Dlatego postanowiliśmy zaprotestować. Ale to był bierny opór. Przecież nikogo nie uderzyliśmy – dodał dziennikarz.
Prokuratura wniosła apelację
W czerwcu 2014 roku do redakcji "Wprost" weszła prokuratura i funkcjonariusze Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Stało się to kilka dni po tym, gdy tygodnik opublikował pierwsze nagrania i stenogramy nagrań związane z tak zwaną aferą taśmową. W ramach śledztwa dotyczącego nielegalnego podsłuchiwania między innymi polityków ówczesnego rządu, funkcjonariusze zażądali wydania nośników z nagraniami. Redakcja odmówiła, prokuratura zarządziła przeszukanie. Odstąpiono od tych działań po szamotaninie, podczas której funkcjonariusze chcieli wyrwać laptopa z rąk Sylwestra Latkowskiego, ówczesnego redaktora naczelnego "Wprost".
Według sądu Michał Majewski i wydawca "Wprost" Michał Lisiecki złamali wtedy przepisy dotyczące stosowania "przemocy lub groźby bezprawnej" wobec funkcjonariuszy. Sąd pierwszej instancji skazał ich na grzywnę w wysokości 18 i 20 tysięcy złotych.
Również w lutym 2020 roku Prokuratura Okręgowa w Łodzi wniosła apelację od wyroku Sądu Rejonowego dla m. st. Warszawy z 3 lutego 2020 r. skazującego dziennikarza Michała Majewskiego na karę 18 tys. złotych grzywny za stosowanie przemocy lub gróźb bezprawnych w celu zmuszenia funkcjonariuszy publicznych do zaniechania czynności służbowej.
- Prokuratura zawsze stała na stanowisku, że podczas wydarzeń z 18 czerwca 2014 r. Michał Majewski nie popełnił przestępstwa, a więc brak było przesłanek do postawienia mu zarzutów i skierowania aktu oskarżenia. Prokuratura w tej sprawie dwukrotnie umorzyła postępowanie: 30 kwietnia 2015 r. i 27 kwietnia 2016 r. uznając, że dziennikarz nie popełnił przestępstwa – informowała wtedy łódzka prokuratura.
Z decyzją prokuratury o umorzeniu śledztwa nie zgadzał się prokurator Józef Gacek, który przewodził akcji w redakcji "Wprost". Jego pełnomocnik skierował subsydiarny akt oskarżenia przeciwko Michałowi Majewskiemu o stosowanie przemocy lub gróźb bezprawnych w celu zmuszenia funkcjonariuszy publicznych do zaniechania czynności służbowej. Prokurator Prokuratury Okręgowej w Łodzi, który brał udział w postępowaniu sądowym, wnosił o uniewinnienie dziennikarza.
- Nigdy nie kierowałem się chęcią złamania tajemnicy dziennikarskiej. Zagwarantowaliśmy redaktorom wtedy, że laptop, na którym znajdowały się dowody przestępstwa, czyli nagrania, trafi do kancelarii tajnej i to sąd będzie decydował, jeśli zajdzie niebezpieczeństwo naruszenia tajemnicy zawodowej – tłumaczył wtedy prokurator Gacek.
Do sądowego postępowania, które uruchomiło wniesienie przez niego aktu oskarżenia, przyłączyła się również prokuratura. Chciała uniewinnienia dla dziennikarzy. Sąd jednak zdecydował inaczej, wydając wyrok w pierwszej instancji.
Źródło: PAP, TVN24