Ujawniono kolejną korespondencję mającą pochodzić ze skrzynki mailowej szefa kancelarii premiera Michała Dworczyka - dotyczy przebiegu ogólnopolskiego strajku nauczycieli z 2019 roku. - Tak wtedy, jak i teraz uważam, że to rząd uruchomił wobec nas zorganizowany przemysł pogardy - skomentował Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego. Jeden z upublicznionych maili zawierał wpis "co mamy na Broniarza", inny zachęcał do powiązania nauczycieli z Grzegorzem Schetyną.
W ogólnopolskim strajku nauczycieli w kwietniu 2019 roku brało udział kilkanaście tysięcy placówek (szkół i przedszkoli). Według Związku Nauczycielstwa Polskiego - blisko 80 proc., według Ministerstwa Edukacji Narodowej - ok. 48,5 proc. Ale o ile ZNP było w stanie podać liczby bezwzględne (ok. 15 tys. placówek), o tyle resort edukacji nie potrafił wtedy odpowiedzieć na to pytanie. Bez względu na to, które szacunki przyjąć i tak był to największy strajk w oświacie po 1989 roku.
Choć resortem edukacji kierowała wówczas Anna Zalewska, to negocjacje ze związkowcami prowadzili przede wszystkim ówczesna wicepremier do spraw społecznych Beata Szydło i szef kancelarii premiera Mateusza Morawieckiego - Michał Dworczyk.
I to właśnie ujawniona 14 stycznia korespondencja, która ma pochodzić ze skrzynki mailowej Dworczyk rzuca nowe światło na przebieg tamtych wydarzeń.
Rządzący kwestionowali prawdziwość maili, ale do tej pory nie pokazali ani jednego przykładu maila nieprawdziwego. Istnieje co najmniej kilka maili, których prawdziwość została potwierdzona przez uczestników korespondencji.
>> > Jacek Sasin: ujawniony mail od premiera jest prawdziwy >>> Brudziński komentuje wyciek korespondencji. To "była prośba o przeniesienie na równorzędne stanowisko"
"Zostaną dobici i poniżeni"
Autorem ujawnionych maili z 16 kwietnia 2019 roku (strajk zaczął się 8 kwietnia) ma być - według publikujących maile - Andrzej Klarkowski, dyrektor Departament Studiów Strategicznych w KPRM. Jego wiadomość m.in. Michałowi Dworczykowi miał przekazać Tomasz Poręba, który kierował wówczas kampanią PiS w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Ujawniona wiadomość to komentarz do analizy przebiegu i odbioru strajku nauczycieli w mediach społecznościowych. W komentarzu opublikowanym przez Klarkowskiego (jednak z treści maila wynika, że to nie on jest jego autorem), czytamy m.in.: "dane jednoznacznie wskazują, że pomimo wsparcia (coraz słabszego #strajknauczycieli w dużych miastach, partia rządząca skutecznie komunikuje się ze swoim elektoratem na terenach wiejskich oraz małe miasta" (pisownia oryginalna), "nauczyciele jako grupa w następnych kilkudziesięciu godzinach zostaną dobici i poniżeni falą hejtu", "dynamika zasięgów i zainteresowania wskazuje, że strajk będzie tracił na dynamice, a zdenerwowanie rodziców będzie rosło", "politycznie i wizerunkowo #PiS utrzyma poparcie w swoim twardym elektoracie". Jest tam też przestroga, że "pomimo porażki strajku nauczycieli opozycja zyskała bardzo zmobilizowaną grupę potencjalnych sympatyków przed zbliżającymi się wyborami".
Do wiadomości załączony był link do analizy mediów społecznościowych przeprowadzonych przez portal "Polityka w sieci". To w tej analizie znajdują się m.in. informacje, że "nauczyciele od początku trwania strajku są eksterminowani hejtem płynącym z sieci. Zjawisko niepohamowanego hejtu, które głównie spotyka ich podopiecznych spadło na nauczycieli z ogromnym impetem".
Michał Fedorowicz, analityk Instytutu Badań Internetu i Mediów Społecznościowych, który w rzeczywistości jest autorem przytoczonej przez Klarkowskiego w korespondencji analizy i komentarza, mówi teraz tvn24.pl: - To była ogólnodostępna analiza, więc nie jestem zdziwiony, że z niej korzystano. Na co dzień prowadzimy analitykę mediów społecznościowych, która polega między innymi na badaniu zainteresowania i sentymentów wobec różnych tematów. Wtedy już po 12 godzinach strajku obserwowaliśmy niezadowolenie narastające w małych miastach.
Broniarz i "kierunki ataku"
14 stycznia ujawniono również mail, którego autorem ma być Krzysztof Wilamowski, szef biura prasowego PiS. Tytuł tej wiadomości to: "Co mamy na Broniarza….Możliwe kierunki ataku". Mail pochodzi z 8 marca 2019 roku. Wśród jego adresatów są oprócz Dworczyka m.in. Beata Mazurek, ówczesna rzeczniczka PiS.
Treść wiadomości to "propozycja materiału do emisji w mediach". W jej treści znajdują się m.in. zdjęcia Sławomira Broniarza z politykami partii opozycyjnych z różnych publicznych wydarzeń. Dokument zawiera też sześć "możliwych kierunków ataku", m.in. komunikaty, że "gdy PO zamroziła zarobki nauczycieli nie organizował strajku generalnego, teraz gdy zarobki rosną chce zablokować pracę szkół" czy "sam Broniarz dba o swoje zarobki, bierze kilka razy więcej niż nauczyciel". Broniarzowi wypominana miała być "bierna postawa" za rządów PO-PSL, "jawne zaangażowanie po stronie opozycji" i to, "że protestuje przeciwko temu, co akurat jest mu wygodne".
Broniarz: to ma katastrofalne skutki
- Bez względu na to, kto jest autorem tej analizy, tak wtedy, jak i teraz uważam, że to rząd uruchomił wobec nas zorganizowany przemysł pogardy - komentuje Broniarz w rozmowie z tvn24.pl. - Nie mam powodu, by wątpić w prawdziwość tych wiadomości, tym bardziej że załączone do nich zdjęcia z politykami opozycji właśnie pan Michał Dworczyk przyniósł na prowadzone z nami negocjacje i próbował mnie nimi zdyskredytować w odbiorze pozostałych uczestników tych spotkań - dodaje.
Prezes ZNP wspomina, że frazę "Broniarz jest w totalnej opozycji" powtarzali w tym czasie przede wszystkim w mediach państwowych czołowi politycy PiS, m.in. Jacek Sasin i Mariusz Błaszczak. - To się nakręcało, a w efekcie obcy ludzie atakowali mnie na ulicy, gdy byłem z rodziną. Ale to nie jest tak naprawdę najgorsze. Gorsze jest, że ten przekaz, który wtedy szedł od władzy, pokazywał, iż należy nas gnoić i gnębić, jest katastrofalny z punktu widzenia przyszłości edukacji - komentuje szef ZNP. I dodaje: - To był zorganizowany przemysł pogardy, pal licho wobec mnie, ale to było wymierzone we wszystkich nauczycieli. Oni sobie na to nie zasłużyli.
I przypomina między innymi wpisy dzisiejszej sędzi Trybunału Konstytucyjnego Krystyny Pawłowicz, która pisała tuż przed wybuchem strajku na Twitterze: "To NIE jest strajk 'szkolny', bo NIE strajkują UCZNIOWIE, LECZ wbrew zasadom etyki nauczyciel. NAUCZYCIELE I WYCHOWAWCY, PRZECIWKO dobru UCZNIÓW!!! I to jest postawa niewiarygodnie nieuczciwa, wymierzona w całe polskie PAŃSTWO i demokratycznie wybrane władze. To PUCZ NAUCZYCIELSKI!". (pisownia oryginalna, 5 kwietnia 2019 r.).
"Przekierować na Schetynę"
Kilka godzin po publikacji z analizą mediów społecznościowych i planami wobec Broniarza ujawniono kolejną wiadomość. Tym razem autorem ma być Piotr Agatowski, który miał być nieoficjalnym doradcą prezydenta Andrzeja Dudy.
W mailu czytamy: "Tak, wszyscy nasi w mediach 'odpowiedzialni za ten strajk panowie Broniarz i Schetyna… itp.' w TVP i innych obiektywnych mediach, nie dać mu uciec, bo strajk się skończy, a on wyjdzie suchą nóżką. Dziś słyszałem rozmowę dwóch osób popierających opozycję, że pokłócili się w domu kto z dziećmi zostaje i że już ich szlag trafia. To musimy przekierować na Scheta. W necie ich wspólne fotki itd.". Wiadomość z 17 kwietnia ma tytuł "strajk polityczny".
Na jej końcu jest zdanie: "Panie Broniarz, Panie Schetyna zakończcie strajk, bo szkodzicie nie tylko dzieciom, ale też rodzicom dzieci, którzy coraz częściej przez wasze działania mają trudności w codziennym funkcjonowaniu w pracy, w obowiązkach. Następnie przystąpimy do okrągłego stołu, by wypracować nowoczesny model systemu edukacji uwzględniający również wynagrodzenia nauczycieli".
Agatowski miał dołączyć do niego komentarz: "to zdanie co rozesłałem poniżej, oczywiście nie musi być takie, bo to na szybko pisałem ale chodzi ogólnie o sens".
Z tym, że do narracji o strajku należy "wciągnąć" Schetynę mieli zgodzić się premier Morawiecki oraz Anna Plakwicz (w tym czasie sprawowała stanowisko dyrektora Wojskowego Centrum Edukacji Obywatelskiej, ale wcześniej odpowiadała m.in. za obsługę medialną w KPRM).
Tomasz Poręba miał zalecić Michałowi Dworczykowi, by właśnie tak mówił w programie Moniki Olejnik.
Nauczyciele jak terroryści?
O hejcie na nauczycieli dyskutowano w mediach już w trakcie strajku. Broniarz przypomina na przykład, że gdy tylko strajk wybuchł, "Gazeta Polska" zatytułowała tekst na ten temat "Kasa ważniejsza niż dzieci". A jego samego przedstawiała jako terrorystę z kałasznikowem, którzy bierze dzieci na zakładników.
- Nie pozwaliśmy wówczas "Gazety Polskiej" tylko dlatego, że nie chcieliśmy nakręcać ataków tego tytułu i woleliśmy dyskutować merytorycznie, przedstawiając fakty i dane - komentuje dziś Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP. Dodaje jednak: - Wkrótce podobną narrację przyjęła jednak małopolska kurator oświaty Barbara Nowak i ta sprawa znalazła finał w sądzie.
Na początku października 2021 roku poinformowaliśmy, że Nowak przegrała z ZNP w pierwszej instancji. Sąd Okręgowy w Warszawie zobowiązał małopolską kurator do przeproszenia ZNP za słowa o "wzorowaniu się na totalitarnych systemach takich jak komunizm i faszyzm". Wyrok nie jest prawomocny.
Efekty szczucia na nauczycieli
W czasie samego strajku głośnym echem odbiło się wystąpienie Nauczyciela Roku 2013 na antenie TVN24. - Chciałem zaapelować do pana prezydenta, aby jego media i media jego rządu przestały szczuć na nauczycieli. Dlatego że we wtorek rano w Jastrzębiu-Zdroju została zaatakowana nasza koleżanka... - mówił łamiącym głosem nauczyciel języka angielskiego Marcin Zaród. I dodawał: - Została zhejtowana rano przed wejściem do swojej szkoły, kiedy szła z dzieckiem. Takie są efekty szczucia na nauczycieli. Dzieje się to samo, co wcześniej z sędziami.
Germanistka Marta Florkiewicz-Borkowska, Nauczyciel Roku 2017, która wcześniej z uczniami prowadziła kampanię społeczną na temat hejtu, mówiła z kolei "Gazecie Wyborczej": - Nie przypuszczałam, że temat dotknie także bezpośrednio grupy zawodowej, do której ja należę. Wstyd mi, że rząd nakręca spiralę hejtu kierowaną w nauczycieli. Przykro mi z tego powodu. Bo moi uczniowie to widzą. Rozumiem, że każdy ma prawo mieć swoje zdanie, swoją opinię, poglądy, ale nie ma mojej zgody na traktowanie ludzi w tak ohydny sposób, jakim jest publiczne obrażanie, wyzywanie, oczernianie i znieważanie. Martwi mnie także brak reakcji rządu, a przykład idzie z góry. Przecież podstawową wartością człowieczeństwa jest szacunek do drugiego człowieka. Czyżbyśmy zatracali nasze człowieczeństwo? - pytała.
Strajk nadal tematem
W czerwcu 2021 roku ukazał się raport "Między pasją a zawodem" na temat statusu nauczycielek i nauczycieli w Polsce w 2021 roku. Badacze na zlecenie Fundacji Orange sprawdzali, czy strajk mógł mieć wpływ na postrzeganie nauczycielskiej profesji.
Spośród badanych nauczycieli 81 proc. popierało strajk, a 52 proc. brało w nim czynny udział. Również zdecydowana większość ankietowanych uczniów (70 proc.) popierała strajk nauczycieli. Większą polaryzację widać natomiast w ocenach protestu przez rodziców uczniów (54 proc. popierało go, a 46 proc. - nie).
"Warto jednak zaznaczyć, że brak poparcia dla strajku ze strony rodziców często wynikał z frustracji – obecność dzieci w domu zamiast w szkole wymuszała zasadniczą reorganizację życia zawodowego i rodzinnego" - zauważają autorzy raportu.
Co ciekawe, politycy obozu rządzącego od wielu miesięcy podtrzymują narrację, że strajk nauczycieli dla uczniów był równie dotkliwy co zdalna szkoła w pandemii. Przemysław Czarnek już w październiku 2020 roku, tuż po przejęciu rządów w resorcie edukacji, mówił: - Mamy świadomość, że uczniowie klas maturalnych i klas ósmych są poszkodowani potrójnie. Raz przez strajk nauczycieli, który wyłączył nauczanie przez długi czas, dwa – przez wiosenną pandemię koronawirusa i obecny stan, gdy nauczanie zdalne, jak wiemy, nie zastąpi nauczania stacjonarnego.
Fakty są takie: strajk nauczycieli miał miejsce w kwietniu 2019 r. i trwał trzy tygodnie. Większości uczniom przepadło wówczas tylko kilka dni nauki, bo strajk nakładał się na rekolekcje, Święta Wielkanocne i egzaminy zewnętrzne, gdy część szkół i tak zawieszała normalne zajęcia (egzaminy gimnazjalne i ósmoklasistów). Natomiast wiosenny lockdown rozpoczął się w połowie marca 2020 roku (od 12 do 25 marca nie było nawet obowiązku prowadzenia zdalnych lekcji) i zakończył się dopiero z nastaniem wakacji, czyli pod koniec czerwca. A więc po trzech miesiącach.
Wiele pytań, jedna odpowiedź
Centrum Informacyjne Rządu od początku afery oświadczało, że "Polska doświadczyła ataku cybernetycznego i dezinformacyjnego prowadzonego z terenu Federacji Rosyjskiej", w związku z czym "Kancelaria Prezesa Rady Ministrów nie będzie komentować treści materiałów". Aktualnie informuje, że nasz kraj "doświadczył ataku cybernetycznego i dezinformacyjnego prowadzonego z kierunków wschodnich".
Źródło: tvn24.pl