CBA w 2007 roku podjęło decyzję o przeprowadzeniu operacji kontrolowanego wręczenia łapówki, by ustalić, czy w proceder rzeczywiście są zaangażowani wspólnicy i kto nimi jest - powiedział Ernest Bejda, były szef CBA, współpracownik Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika. "Gazeta Wyborcza", która opisała wywiad przeprowadzony z Bejdą, oceniła, że w ten sposób "pogrążył" on Kamińskiego i Wąsika. - Nie można uruchamiać operacji specjalnej, żeby ustalić, czy ewentualnie w przyszłości ktoś weźmie łapówkę - tłumaczy prokurator Mariusz Krasoń.
Ernest Bejda od 2005 roku, jeszcze przed powstaniem CBA, współpracował z Mariuszem Kamińskim jako jego ekspert prawny. Kiedy Kamiński został szefem nowo utworzonego Biura, Bejda objął funkcję jego zastępcy, w 2009 roku został odwołany. Po powrocie PiS do władzy w 2015 roku, Bejda przejął stery w CBA, najpierw jako pełniący obowiązki, a później jako szef. Był na stanowisku przez całą kadencję - cztery lata.
W ubiegłym tygodniu Bejda udzielił wywiadu Anicie Gargas. Trwające blisko godzinę nagranie zostało opublikowane na jej kanale w serwisie YouTube. Głównym tematem rozmowy jest afera gruntowa i działania służb specjalnych w tej sprawie, za które Kamiński i Wąsik zostali skazani prawomocnym wyrokiem na więzienie.
Bejda opisywał, jak wyglądała akcja CBA. Jak mówił, pod koniec 2006 roku agenci dostali informację, że w spółce telekomunikacyjnej "Dialog" odbywa się proceder korupcyjny, a jeden z członków zarządu "na mieście składa propozycje korupcyjne, polegające na tym, że jest w stanie odrolnić każdy grunt" i "ma dojścia do wicepremiera Andrzeja Leppera". - W krótkim czasie udało nam się dotrzeć do dużych przedsiębiorców, że dokładnie takie propozycje były im składane - dodał.
- Mieliśmy wówczas taki stan sprawy. Dowody na jednego człowieka, poszlaki na jego kolegę (chodzi o Piotra Rybę) i informację o tym, że ten drugi ma kontakty i kontaktuje się z politykami Samoobrony. Ocena sytuacji przez Biuro jest następująca - co dalej można zrobić, żeby rozpoznać zasięg kontaktów tych ludzi, żeby można było w sposób zupełny ustalić, czy rzeczywiście są wspólnicy, kto nimi jest i w rezultacie, jak się będą ewentualnie dzielić korzyściami - mówił Bejda.
Dlatego - dodał - CBA "podjęło decyzję o tym, żeby przeprowadzić operację kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej".
CZYTAJ TEŻ: Afera gruntowa - co trzeba wiedzieć
Prokurator Krasoń: takie "testowanie" jest niezgodne z prawem
"Wyborcza", który opisała wywiad, zwraca uwagę, że uruchomiona przez CBA operacja "miała dopiero sprawdzić, czy rzeczywiście ktoś w resorcie jest skorumpowany i ewentualnie kto", a prawo zabrania takiego działania. Właśnie za to skazani zostali Kamiński i Wąsik. Zdaniem gazety wywiad Bejdy "pogrąża" skazanych polityków PiS.
"GW" o taką procedurę zapytała prokuratora Mariusza Krasonia ze Stowarzyszenia Lex Super Omnia. - Nie można uruchamiać operacji specjalnej, żeby ustalić, czy ewentualnie w przyszłości ktoś weźmie łapówkę. Jeśli jest ktoś, kto się powołuje na wpływy, to policja czy służba nie może wykreować takiej sytuacji, żeby dać łapówkę temu, kto się powołuje, i sprawdzać, czy ten drugi weźmie - wyjaśnił prokurator.
Podkreślał, że niedozwolone jest takie "testowanie". - Zgodnie z ustawą o CBA operację "kontrolowanego wręczenia łapówki" można wszcząć do sprawdzenia uzyskanych wcześniej wiarygodnych informacji o przestępstwie oraz wykrycia sprawców i uzyskania dowodów. Dopiero wtedy, kiedy jest uprzednia i wiarygodna informacja o popełnionym przestępstwie, czyli informacja, którą służba już potwierdziła i zweryfikowała jako wiarygodną - mówił.
Bejda: wiedzieliśmy, że Lepper jest "ponadstandardowo" zaangażowany
Bejda w wywiadzie mówił też, że we wniosku do prokuratora generalnego o przeprowadzenie tych działań CBA "było napisane, że będzie przedsiębiorca, który odpowie na ofertę". - CBA kierując wniosek do prokuratora generalnego zaproponowało taką metodę pracy, żeby odpowiedzieć na ofertę po to, żeby - dysponując wiarygodnymi informacjami o przestępstwie, potwierdzonymi wcześniej - sprawdzić zasięg kontaktów ludzi, którzy popełniają przestępstwa. Kto jeszcze z nimi współpracuje, a wiedzieliśmy już wtedy, że poszczególne inne osoby z nimi współpracują - dodał.
- Na pierwszym spotkaniu funkcjonariusza pod przykryciem z tym biznesmenem, który składał oferty, funkcjonariusz przedstawia się jako biznesmen i mówi, że zależy mu na decyzjach dotyczących danego gruntu i od razu otrzymuje propozycję korupcyjną. Człowiek mówi wprost o kwocie sześciu milionów złotych, że jest w stanie to załatwić, że ma dojścia do Andrzeja Leppera, opowiadał, jak się będzie dzielił i tak dalej - relacjonował Bejda.
Przekonywał, że CBA wiedziało, iż Andrzej Lepper jest "ponadstandardowo" zaangażowany w sprawę.
Bejda: należało wziąć pod uwagę fakt, że pieniądze mogą trafić do Leppera
- Mówi się o przygotowywanych kwitach, papierach, fabrykowaniu, żeby skorumpować Andrzeja Leppera. Nic podobnego, Andrzej Lepper, ani nikt z Samoobrony, nie był przedmiotem bezpośredniego kontaktu z funkcjonariuszem pod przykryciem. Sprawa nie była wymyślona, tylko była odpowiedzią na ofertę, którą składał jeden z tych przestępców. Cała reszta to była kwestia obserwowania zasięgu przestępczego procederu. Mówienie o tym, że ktoś wymyślił sprawę, by wodzić na pokuszenie Andrzeja Leppera czy polityków Samoobrony, jest po prostu nieprawdą - przekonywał Bejda.
- To miało polegać na tym, że kwota będzie wręczona jednemu z biznesmenów, wiedzieliśmy, że będą się dzielić. I następnie pieniądze miały być wiezione i tutaj jest pytanie - do kogo? Zgodnie z ich deklaracjami do Andrzeja Leppera. Byliśmy przygotowani, żeby prześledzić drogę tych wręczonych pieniędzy, jak ona będzie przebiegała - stwierdził.
Jak mówił, "należało wziąć pod uwagę fakt, że mogą trafić bezpośrednio do Andrzeja Leppera" i ówczesny minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przekazał informację o takiej możliwości Januszowi Kaczmarkowi, który był ministrem spraw wewnętrznych. - Przekazał, że może dojść do sytuacji, kiedy funkcjonariusze CBA będą chcieli, jeśli pieniądze trafią do Andrzeja Leppera, zatrzymać go bądź innego polityka Samoobrony, który dysponuje ochroną BOR - powiedział w wywiadzie.
Sprawa Kamińskiego i Wąsika
20 grudnia 2023 roku Sąd Okręgowy w Warszawie prawomocnie skazał Kamińskiego i Wąsika na dwa lata pozbawienia wolności za przekroczenie uprawnień w czasie tzw. afery gruntowej z 2007 roku. 9 stycznia obaj politycy trafili do zakładów karnych. Tydzień temu prezydent Andrzej Duda poinformował o ich ułaskawieniu, wieczorem tego samego dnia obaj politycy opuścili więzienia.
W 2007 roku CBA, którym kierował wtedy Mariusz Kamiński (Maciej Wąsik był jego zastępcą), zorganizowało prowokację, która miała uderzyć w ówczesnego ministra rolnictwa Andrzeja Leppera. Podstawieni agenci Biura mieli zaproponować urzędnikom kilkumilionową łapówkę za odrolnienie działki na Mazurach. Na skutek przecieku nie doszło do przekazania pieniędzy, akcja CBA zakończyła się niepowodzeniem. W efekcie Lepper został zdymisjonowany przez ówczesnego premiera Jarosława Kaczyńskiego. Polityczne trzęsienie ziemi doprowadziło do rozpadu koalicji PiS-Samoobrona-LPR i do przedterminowych wyborów, w wyniku których władzę przejęła koalicja PO-PSL.
Sędzia Anna Bator-Ciesielska, która ogłaszała w grudniu 2023 roku prawomocny wyrok w sprawie Kamińskiego i Wąsika, mówiła, że ich działanie przed laty, gdy stali na czele CBA, "dalece rozmijało się" ze standardem działania organów ścigania w ramach kontroli operacyjnej i prowokacji. - Opisane w wyroku czynności podejmowane przez oskarżonych były nie tylko działaniami bezprawnymi (...) Nie były to działania zmierzające do wykrycia przestępstw, lecz kreujące to przestępstwo - wskazała sędzia.
Źródło: tvn24.pl, "Gazeta Wyborcza"