W tajnej wili CBA na warszawskim Wawrze agenci fałszowali dokumenty i podpisy urzędników w sprawie "afery gruntowej". Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik w 2007 roku kazali wicedyrektorowi Zarządu Operacyjno-Śledczego CBA sfałszować podpis wójta gminy Mrągowo. Był to zresztą niejedyny bezprawnie wytworzony dokument na zlecenie Kamińskiego. Sąd ocenił później, że wytworzono fałszywe dowody na nieistniejące w rzeczywistości przestępstwo, które rzekomo miałby popełnić Andrzej Lepper, ówczesny wicepremier i minister rolnictwa w rządzie Jarosława Kaczyńskiego. - Wymyślono przestępstwo, a następnie sprawdzano, na ile osoby z zewnątrz będą podatne na jego popełnienie - powiedziała sędzia Anna Bator-Ciesielska w uzasadnieniu do prawomocnego już wyroku skazującego polityków PiS.
W 2020 r. "Superwizjer" wyemitował reportaż "Pokuta agenta Tomka" Macieja Dudy i Łukasza Rucińskiego. Były funkcjonariusz CBA Tomasz Kaczmarek ujawnił w nim kulisy operacji Centralnego Biura Antykorupcyjnego i opisywał bezprawne polecenia, jakie dostawał od swoich przełożonych, byłych szefów CBA – Mariusza Kamińskiego i jego zastępcy Macieja Wąsika.
Kaczmarek zaczynał pracę w CBA w strukturach Zarządu Operacyjno-Śledczego, którym kierowali wtedy Grzegorz P. i Krzysztof B. skazani w grudniu 2023 roku razem z Kamińskim i Wąsikiem. Kaczmarek wraz z kilkoma innymi funkcjonariuszami tworzył od podstaw wydział przykrywkowy w nowo powstałej służbie.
Niejawną siedzibą wydziału była willa na warszawskim Wawrze. Dla niepoznaki funkcjonowała w niej fikcyjna agencja reklamowa gotowa obsłużyć każdego, kto chciałby skorzystać z jej usług.
Tomasz Kaczmarek i inni funkcjonariusze mieszkali na górnych piętrach willi.
W piwnicy budynku CBA stworzyło fałszernię dokumentów na potrzeby operacyjne.
To także tam dochodziło do zakrapianych imprez, w których - zgodnie z relacją Kaczmarka – mieli uczestniczyć Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik.
Kaczmarek trzy lata temu relacjonował reporterom wiele nieprawidłowości w CBA. Nie na wszystkie wątki znalazło się miejsce w reportażu. Dziennikarze "Superwizjera" wrócili więc do sprawy "afery gruntowej", o której kulisach opowiedział wtedy Kaczmarek. Jeszcze raz porozmawiali z byłym funkcjonariuszem.
Dzwonią szefowie CBA
- Byłem świadkiem rozmowy telefonicznej Krzysztofa B. z Maciejem Wąsikiem. Razem z Kamińskim byli wtedy w centrali CBA na Alejach Ujazdowskich. A ja i Krzysztof B. w wilii na Wawrze. Stałem obok Krzysztofa B., rozmawiał z nimi na głośnomówiącym. Byliśmy pochyleni nad stołem kreślarskim, nad podrobionymi dokumentami gminy Mrągowo. Wąsik powiedział "złóż na tych pieczęciach podpisy". Krzysztof B. ćwiczył te podpisy na podstawie innych oryginalnych dokumentów z podpisami wójta Mrągowa, pisał najpierw przez kalkę, a później już uczył się sam składać ten podpis – opowiada Tomasz Kaczmarek.
Według jego relacji, by stworzyć podrobione dokumenty gminy Mrągowo CBA zatrudniło dawnego znajomego Macieja Wąsika – Adama K.
- On miał zdolności plastyczne, graficzne. Kupili komputery, kupili specjalne plotery, wypalarki do pieczęci, urządzenia komputerowe do tworzenia podrabianych dokumentów - relacjonuje Kaczmarek.
Twierdzi, że nigdy nie został przesłuchany w tej sprawie. - Nikt mnie nigdy nie wezwał. Ani prokuratura, ani sąd – odpowiada.
Nie ma przestępstwa, to je sprowokujemy
To, że Kamiński i Wąsik kazali podrobić dokumenty i podpisy, było jednak przedmiotem śledztwa prokuratury oraz znalazło się w wyrokach sądów dwóch instancji, które odtworzyły przebieg wydarzeń sprzed lat.
W skrócie: 2006 rok. Rządzi koalicja PiS z Samoobroną i LPR. Jarosław Kaczyński jest premierem, zaś Andrzej Lepper wicepremierem. Delegatura CBA we Wrocławiu od swojego informatora z kręgów biznesowych dowiedziała się, że dwie osoby spoza Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi chwalą się, że w kierowanym przez Andrzeja Leppera resorcie potrafią odrolnić każdą działkę.
Ale CBA nie miało żadnego tropu wskazującego na to, że została obiecana konkretna łapówka za odrolnienie konkretnej działki. Mimo to Kamiński kazał rozpocząć operację i przygotować prowokację - stworzyć sytuację, w której agenci z podrobionymi dowodami mogliby podać się za kogoś innego, kto rzekomo ma dużą działkę pod Mrągowem i chce dać łapówkę za jej odrolnienie. Jak wykazało śledztwo i procesy sądowe, CBA sporządziło plan operacji specjalnej, który przewidywał m.in., że w sprawie odrolnienia gruntów trzeba sfałszować dokumenty razem z podpisami. Plan zaakceptował ówczesny szef CBA.
Jak stwierdził w 2015 roku Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście oraz w 2023 roku w drugiej instancji Sąd Okręgowy w Warszawie – Mariusz Kamiński nie miał do tego prawa. CBA nie mogło wytwarzać takich dokumentów. Wydając decyzję, Kamiński stworzył jednak fałszywe dowody. A Maciej Wąsik zaakceptował decyzję Kamińskiego i zgodnie z nią wydawał polecenia podwładnym – Grzegorzowi P. i Krzysztofowi B.
Sądy potwierdzają sfałszowanie podpisów
W 2015 roku ówczesny sędzia Wojciech Łączewski z Sądu Rejonowego dla Warszawy (był później ścigany dyscyplinarnie, a w 2019 zrzekł się sędziowania) w uzasadnieniu wyroku napisał (pogrubienia od redakcji):
"Bezspornie oskarżeni zlecili umyślnie, z zamiarem bezpośrednim i w celu wywołania określonego skutku podrobienie nie tylko dokumentów 'tożsamościowych' dla funkcjonariusza 'pod przykryciem', ale przede wszystkim dokumentów w postaci:
- wniosku Wójta Gminy Mrągowo do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 23 lutego 2007 roku (...) z podrobioną pieczęcią o treści 'Wójt Gminy J. K.' z podrobionym odręcznym podpisem J. K. (wójt gminy Mrągowo – przyp. red.)".
Sędzia wymienił jeszcze dodatkowych osiem podrobionych dokumentów nie tylko z gminy Mrągowo, ale także z Zarządu Warmińsko-Mazurskiej Izby Rolniczej i Marszałka Województwa Warmińsko-Mazurskiego.
Pierwszy wyrok w sprawie afery gruntowej zapadł 30 marca 2015 roku. Sąd Rejonowy Warszawa-Śródmieście orzekł wobec Kamińskiego i Wąsika trzy lata więzienia i 10-letni zakaz zajmowania stanowisk. Dwaj inni funkcjonariusze CBA zostali skazani na kary po 2,5 roku więzienia i 10 lat zakazu sprawowania stanowisk.
Z kolei w grudniu 2023 roku, w prawomocnym wyroku sędzia Anna Bator-Ciesielska z Sądu Okręgowego w Warszawie potwierdziła (pogrubienia od redakcji), że Mariusz Kamiński "kierował popełnieniem niżej opisanego czynu zabronionego przez podległych mu funkcjonariuszy CBA, pomimo braku podstaw prawnych do przeprowadzenia niżej wskazanych czynności operacyjno-rozpoznawczych podejmowanych w celu uzyskania i utrwalenia dowodów przestępstwa, a odnośnie wskazanych niżej czynności operacyjno-rozpoznawczych zaplanował, zorganizował i zrealizował przy wykorzystaniu wykonujących jego polecenia funkcjonariuszy CBA Macieja Wąsika, Grzegorza P. i Krzysztofa B. oraz innych prowokację (…)".
Co najważniejsze, Kamiński "w tym celu zlecił zainicjowanie, na podstawie podrobionych dokumentów, postępowania administracyjnego, którego przedmiotem miało być wyrażenie zgody na zmianę przeznaczenia na cele nierolnicze i nieleśne 39,75 ha gruntów rolnych położonych w gminie M. (Mrągowo – przyp. red.) (…) w sytuacji braku podstaw prawnych dających prawo funkcjonariuszom CBA do sporządzania, wydawania i posługiwania się podrobionymi dokumentami, których wytworzenie narusza prawa osób trzecich zlecił podrobienie szeregu dokumentów urzędów administracji rządowej i samorządowej, w tym: wniosku Wójta Gminy M. do Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 23 lutego 2007 roku, znak (…) z podrobioną pieczęcią o treści '(...) J.K.' z podrobionym odręcznym podpisem J.K., który w dniu 6 kwietnia 2007 roku został przekazany przez działającego 'pod przykryciem' funkcjonariusza CBA przedstawiającego się jako A.S. A.K. w celu użycia za autentyczny".
Sędzia wymieniła też kolejne sfałszowane dokumenty innych instytucji i podrobione podpisy innych urzędników, które w 2015 r. wymienił też sędzia Łączewski.
Sąd Okręgowy w Warszawie 20 grudnia 2023 roku prawomocnie skazał Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika na dwa lata pozbawienia wolności. Zgodnie z tym wyrokiem obaj mają także pięcioletni zakaz zajmowania stanowisk publicznych. Byli szefowie Centralnego Biura Antykorupcyjnego zostali uznani za winnych w związku z działaniami operacyjnymi podczas tzw. afery gruntowej. Była to prowokacja wymierzona przeciwko Andrzejowi Lepperowi, ówczesnemu wicepremierowi w rządzie Jarosława Kaczyńskiego.
Fałszywa teza, że zostali skazani za walkę z korupcją
W środę prezydent Andrzej Duda w swoim oświadczeniu powiedział, że Kamiński i Wąsik "za takie działania, właśnie związane z walką z korupcją na szczytach władzy, zostali skazani". Podobne stwierdzenie padało w wypowiedziach innych prominentnych polityków PiS.
Piotr Jaźwiński na łamach Konkret24 wytłumaczył, że twierdzenie polityków PiS, że Mariusz Kamiński i Maciej Wąsik zostali skazani "za walkę z korupcją" jest fałszywe.
Zarówno wyrokiem z 2015 roku, jak i tym prawomocnym już orzeczeniem z grudnia 2023 roku Wąsik i Kamiński zostali bowiem skazani za działania poza prawem: wymyślili przestępstwo i sprawdzali, na ile konkretne osoby będą podatne na jego popełnienie.
Warszawski sąd stwierdził, że Mariusz Kamiński: "przekroczył przyznane mu uprawnienia i nie dopełnił ciążących na nim obowiązków w ten sposób, że (...) zaplanował, zorganizował i zrealizował przy wykorzystaniu wykonujących jego polecenia funkcjonariuszy CBA (…) i innych prowokację polegającą na niedozwolonym podżeganiu J. W. do zachęcania A. K. do popełnienia czynu zabronionego, niedozwolonym nakłanianiu A. K. do popełnienia przestępstwa płatnej protekcji oraz wręczenia korzyści majątkowej znacznej wartości".
Wąsik nie odmawiał
Z kolei w przypadku Macieja Wąsika sąd stwierdził, że wykonując polecenia szefa CBA, "nie dopełnił ciążących na nim obowiązków", mimo że wiedział, iż wykonanie tych poleceń "spowoduje popełnienie czynu zabronionego"; nie dopełnił obowiązku odmowy wykonania polecenia, a także "przekroczył uprawnienia, zlecając podległym pracownikom przeprowadzenie czynności operacyjno-rozpoznawczych (…) pomimo braku podstaw faktycznych jak i prawnych do ich realizacji w celu uzyskania i utrwalenia dowodów przestępstwa, (…) co przekraczało dozwolone granice prowadzenia czynności operacyjno-rozpoznawczych, albowiem stanowiło podżeganie J. W. do zachęcenia A. K. do popełnienia czynu niedozwolonego, a to przyjęcia korzyści majątkowej w ramach przestępstwa płatnej protekcji".
W obszernym uzasadnieniu wyroku sędzia Wojciech Łączewski napisał m. in.:
"M. K. (Mariusz Kamiński - red.) twierdził, że motywacją jego działania była walka z korupcją, której obiektywnie w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi oraz Ministerstwie Budownictwa nie było, a na pewno nie było na to poszlak czy dowodów. Zachowanie A. K. (jeden z podejrzanych w aferze gruntowej - red.) należało traktować jako sygnał o możliwych nieprawidłowościach, jednak w tym zakresie nie poczyniono żadnych ustaleń i zdecydowano się na wykreowanie przestępstwa. Miał to być sposób na sprawdzenie tego sygnału, co w świetle obowiązujących przepisów prawa było niedopuszczalne".
"Nie było podstaw do przeprowadzenia kontrolowanego wręczenia korzyści majątkowej, ponieważ nie istniały wiarygodne informacje o korupcji w Ministerstwie Rolnictwa i Rozwoju Wsi".
"Cały szereg złożonych wniosków, czy to o zastosowanie kontroli operacyjnej, czy przeprowadzenie i kontynuowanie operacji specjalnej zawierało nieprawdziwe okoliczności. Prowadzi to do wniosku, że oskarżony M. K. (Mariusz Kamiński - red.), co zresztą zostało mu przypisane w wyroku, świadomie wprowadzał w błąd tak Prokuratora Generalnego, jak i Sąd Okręgowy w Warszawie, wyłudzając zgodę na przeprowadzenie określonych działań obejmujących kontrole operacyjne konkretnych osób lub prowadzenie kombinacji operacyjnej pozwalającej na kontrolowane wręczenie korzyści majątkowej".
Kamiński ponad prawem
"Szef CBA zachowywał się jak osoba stojąca ponad prawem, bo zlecał czynności, co do których już w początkowym okresie funkcjonowania CBA był informowany, że przeprowadzić ich nie może" - pisał w uzasadnieniu wyroku sędzia Łączewski.
"Nie jest możliwe zaakceptowanie sytuacji, w której funkcjonariusze demokratycznego państwa mogliby gromadzić dowody wbrew obowiązującemu prawu, natomiast zgodnie z prawem, na podstawie właśnie tych dowodów, obywatele mieliby ponosić odpowiedzialność karną".
Sąd okręgowy w wyroku z 20 grudnia 2023 roku zmienił wymiar kary dla byłych szefów CBA, ale podzielił argumentację zawartą w uzasadnieniu wyroku z 2015 roku. Jak powiedziała sędzia Anna Bator-Ciesielska, "sąd pierwszej instancji słusznie dopatrzył się w działaniach oskarżonych przekroczenia uprawnień, działania na szkodę interesu publicznego i prywatnego, a sąd odwoławczy w zakresie przypisanym w pełni te poglądy akceptuje".
Sędzia przypomniała art. 19 ustawy o CBA, który dopuszcza przeprowadzenie prowokacji pod warunkiem, że zmierza ona do "sprawdzenia uzyskanych wcześniej wiarygodnych informacji o przestępstwie" i nie polega "na kierowaniu działaniami wyczerpującymi znamiona czynu zabronionego pod groźbą kary". Jak wyjaśniła sędzia Anna Bator-Ciesielska, "prowokacja może nastąpić wtedy, kiedy przestępstwo zostało popełnione, a tu wymyślono przestępstwo, a następnie sprawdzano, na ile osoby z zewnątrz będą podatne na jego popełnienie".
Źródło: TVN24