Ludzie się umówili, że muszą być rocznice, to myślą o tym tylko, kiedy są rocznice. Ale tak naprawdę to człowiek jest tym przesiąknięty. Ludzie może są nieświadomi, że są przesiąknięci, ale są. Szczególnie ci, którzy mieszkają tu, w Polsce. Bo ten dramat stał się w Polsce - powiedział w rozmowie z Agatą Adamek reżyser i biofizyk Aleksander Edelman, syn powstańców w getcie warszawskim.
W lutym minęło trzynaście lat od śmierci Marka Edelmana, jednego z dowódców powstania w gettcie warszawskim. Z jego synem, reżyserem i biofizykiem Aleksandrem Edelmanem rozmawiała reporterka TVN24 Agata Adamek.
Edelman pytany, jak obchodzi 80. rocznicę powstania w getcie warszawskim, przyznał, że "jest to moment, kiedy należy o tym myśleć więcej niż normalnie".
Stwierdził, że dzisiejsza rocznica jest "jak każda inna". - A dla mnie, to jest jak każdy inny dzień. Ludzie się umówili, że muszą być rocznice, to myślą o tym tylko, kiedy są rocznice. Ale tak naprawdę to człowiek jest tym przesiąknięty. A jak mówię człowiek, to nie tylko ja. Ludzie może są nieświadomi, że są przesiąknięci, ale są przesiąknięci. Szczególnie ci, którzy mieszkają tu, w Polsce. Bo ten dramat stał się w Polsce - przypomniał.
SERWIS SPECJALNY TVN24.PL: 80. ROCZNICA POWSTANIA W GETCIE WARSZAWSKIM
Na zauważenie, że w dniu rocznicy nie nosi wpiętego w marynarkę żonkila, zapytał: - Czy dobrze jest naznaczać ludzi, że są inni? Przecież ten żonkil przypomina Gwiazdę Dawida. To symbol, którym oznaczano Żydów w czasie wojny, choć nie tylko, bo to zaczęło się wcześniej - zauważył.
- Teraz jest łatwo to nosić. W czasie wojny nikt nie założył sobie, oprócz Duńczyków. Nikt - podkreślił. - Tu chodzi o pamięć. Ale co to za pamięć na jeden dzień? - zapytał.
Edelman zauważył, że żyjemy w drugim i trzecim pokoleniu po Holokauście. - Ludzie coraz mniej o tym wiedzą, szczególnie młodzi ludzie. W Holandii były badania, które pokazały, że 23 procent licealistów w ogóle nie wierzy, że zagłada Żydów miała miejsce - przyznał. - Ma się pretensje do edukacji w szkole. Ona prawdopodobnie jest zła. Ale pierwsza edukacja jest w domu. Jeśli się nie nauczy w domu tolerancji do drugiego, to nic z tego nie będzie - dodał.
Nie opowiadali. Ale mieli w sobie
Na spostrzeżenie, że w jego domu nie mówiło się wiele o tamtych wydarzeniach, Edelman tłumaczył, że "to pokolenie nigdy nic nie mówiło". - To nie jest tylko sprawa moich rodziców. Pokolenie, które wyszło z wojny, nie opowiadało. Mordercy też nie opowiadali. Ci, którzy pomogli Żydom też nie opowiadali. Ci, którzy donieśli też nie opowiadali. Niemcy też nie opowiadali dzieciom, co zrobili. To mnie nie dziwi. Natomiast co by nie było, wszyscy to mają w sobie. Tego się człowiek dowiaduje przez powietrze. Nie trzeba o tym opowiadać - tłumaczył.
Pokolenie, które wyszło z wojny, nie opowiadało
Sięgając do swojego zawodowego słownika, Edelman przywołał znaczenie słowa "epigenetyka". - To jest to, co przechodzi z pokolenia na pokolenie, ale nie przez geny - opisał.
Wracając z kolei do wydarzeń z 1968 roku, gdy w kraju szerzył się antysemityzm, Edelman, zaprzeczał, jakoby był to dla niego osobisty dramat. - Przecież nikomu nie groziła śmierć - argumentował. Edelman w 1973 roku na stałe przeniósł się do Paryża.
"Przeżyli coś, co jest nie do wyobrażenia"
Jego zdaniem, ludzie w czasie wojny przeżyli coś, co jest nie do wyobrażenia. - Teraz można sobie trochę to wyobrazić na podstawie tego, co przeżyli ludzie w (ukraińskim) Mariupolu, ale my nie możemy sobie to wyobrazić. My możemy mieć jakąś empatię, ale to byłoby niezdrowie, bo nikt się nie postawi na ich miejscu. Empatia musi być aktywna, coś trzeba zrobić, żeby pomóc fizycznie, przestać siedzieć w fotelu i rozmawiać, ale coś zrobić, żeby równowaga została zachwiana. Uratować jednej osobie życie, to czasami jak uratować świat - powiedział
Empatia musi być aktywna, coś trzeba zrobić, żeby pomóc fizycznie, przestać siedzieć w fotelu
W rozmowie Agata Adamek przypomniała słowa Marka Edelmana: "Mówienie o powstaniu w getcie ma tylko jeden sens: przypominanie światu, że ludobójstwo jest zbrodnią przeciwko samej istocie człowieczeństwa i że nie można być bezkarnie obojętnym świadkiem, bo wychodzi się z tego okaleczonym".
Edelman wobec tego był pytany, czy według niego powstanie w getcie powinno być właśnie pamiętane poprzez właśnie takie przesłanie, żeby nie być obojętnym.
- To rodzaj buntu, który był bez szans powodzenia. Buntu, żeby krzyknąć światu, że tu zabijają, mordują ludzi tylko dlatego, że są Żydami. I to się może zdarzyć każdej narodowości. Z dnia na dzień może się okazać, że Polacy są niechciani. I co? I wtedy Polacy są inni - odpowiadał.
Powstanie w getcie warszawskim było rodzajem buntu, żeby krzyknąć światu, że tu zabijają, mordują ludzi tylko dlatego, że są Żydami. To byli ludzie, którzy postanowili krzyknąć światu, jaki jest obojętny
Jak mówił, "o tym trzeba pamiętać dlatego, że to byli ludzie, którzy postanowili krzyknąć światu, jaki jest obojętny". - A obojętność jest najgorsza, bo naznacza wszystkich i nie tylko tych, którzy są świadkami, ale też tych, którzy się urodzą potem, bo oni będą wiedzieli, że rodzice nic nie zrobili. Nie wolno nic nie robić - podkreślił.
ZOBACZ W TVN24 GO: Strażnicy pamięci
Edelman: sprawa tolerancji chyba najważniejsza u człowieka
Wypowiadając się o naszych czasach, Edelman uczulał, żebyśmy zdawali sobie sprawę, że odrzucenie może spotkać każdego z nas. - Trzeba pomyśleć, że to się może człowiekowi zdarzyć, że go gdzieś nie wpuszczą, że będzie płynął statkiem od kraju do kraju i powiedzą: "Polak? A nie, do widzenia" - mówił.
Zauważył przy tym, że to może się zdarzyć także wewnątrz naszego kraju. - Ale ci, którzy tak będą mówić, muszą pomyśleć, że im też się to może zdarzyć, że sytuacja się odwróci - zwracał uwagę. - Dlatego sprawa tolerancji jest chyba u człowieka najważniejsza - zaznaczył.
"Tak powinien wyglądać świat"
Czym dla niego jest teraz Polska? - To kilka przyjaciół, lubię do nich przyjeżdżać - odparł.
A co z kwestią narodowości? - Narodowość to dziwna rzecz, bo dzieli ludzi. To paszport, żeby móc jeździć po świecie - odparł Edelman. - Ja czuję się Żydem, na pewno. Czuję się Żydem przez to, co się stało w czasie wojny, przez zagładę Żydów. Czy czuję się Polakiem? W jakimś sensie tak, dlatego że czytam wiersze, najlepiej po polsku, najlepiej je rozumiem. To znaczy, że coś mam wspólnego z tym językiem. Naród to chyba trochę język - opisywał.
Edelman dodał, że czuje się także Francuzem. - Całe moje życie zawodowe spędziłem we Francji, pracowałem nad mukowiscydozą - przypomniał. - Jak zaczynałem pracę, to nikt nie przypuszczał, że uda się znaleźć lekarstwo, a dzieci umierały. Umierały, jak miały siedem lat. Nikt sobie nie może wyobrazić, co to za straszna choroba. W ciągu czterdziestu lat jest lekarstwo, to jest wspaniały sukces nauki. To wspólny sukces pacjentów i lekarzy - przyznał.
- I tak powinien wyglądać świat. A nie, że bez przerwy tutaj kogoś wyrzucają, kogoś nie chcą, kogoś wsadzają do więzienia, dlatego że mówi prawdę, jak na Białorusi, albo Rosja... Kto by przypuszczał, że będzie faszyzm w Rosji? - zapytał na koniec.
Aleksander Edelman jest synem Marka Edelmana i Aliny Margolis. Mieszka we Francji. Jest biofizykiem i reżyserem filmów dokumentalnych. Wraz z Anne Agranat nakręcił "Eksterminacje" o pamięci dwóch ludobójstw: przeciw Tutsi, popełnionym przez Hutu w Rwandzie w 1994 roku oraz eksterminacji europejskich Żydów w czasie drugiej wojny światowej.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24