40 lat temu byłem zestresowanym człowiekiem. Urodziła mi się córka, wybuchł strajk, mnie wystawiono jako przewodniczącego - wspominał sierpień 1980 roku Lech Wałęsa, który był w poniedziałek gościem "Kropki nad i" w TVN24. Jak mówił, by walczyć z komunizmem "oddał wszystko, co miał". - Tylko tak można robić to dobrze - podkreślił.
W 1980 roku podpisane zostały Porozumienia Sierpniowe, które stanowiły wyłom w systemie politycznym bloku komunistycznego. Doprowadziły do powstania NSZZ "Solidarność" - pierwszej w krajach komunistycznych niezależnej od władz legalnej organizacji związkowej - i stały się początkiem przemian z 1989 roku. W poniedziałek w Gdańsku odbyły się obchody rocznicy podpisania Porozumień Sierpniowych.
Gościem poniedziałkowego wydania "Kropki nad i" w TVN24 był Lech Wałęsa, sygnatariusz Porozumień Sierpniowych, przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego z czasów Sierpnia 1980, były przewodniczący NSZZ "Solidarność" i były prezydent.
"Gdy zapadała decyzja, żeby mnie zamknąć, to ja już byłem na płocie"
- 40 lat temu byłem zestresowanym człowiekiem. Urodziła mi się córka. Tutaj strajk, a czułem, że to za wcześnie. Wystawiono mnie po to, żeby mnie aresztowano. Trzy dni wcześniej powiedzieli, że będę szefem strajku, a byłem najbardziej inwigilowanym człowiekiem. Ci, którzy mnie wystawiali, prawie wszystkie ruchy zrobili fatalnie. Ale los nam pomagał - wspominał sierpień 1980 roku.
Dodał, że w tym czasie "bezpieka inwigilowała go na krótko". - Ci, co mnie pilnowali, mieli prawo mnie zamknąć, dopóki nie było komendantów. Jak komendanci już przyszli do pracy, to nie wolno im było mnie zamknąć. Musieli dzwonić i uzgadniać, co zrobić z Wałęsą. Los nam podrzucił możliwość, żebym mógł się znaleźć na strajku. Dzwonili do Warszawy, Warszawa zadzwoniła do dyrektora. To wszystko udało się wykorzystać i gdy zapadała decyzja, żeby mnie zamknąć, to ja już byłem na płocie - opowiadał Wałęsa, odnosząc się do tego, jak przedostał się na teren Stoczni Gdańskiej przez ogrodzenie zakładu.
"Ja oddałem wszystko, co miałem"
Prowadząca program Monika Olejnik zapytała Wałęsę, dlaczego to właśnie on został przywódcą strajku. - Ja nie walczyłem z ludźmi, z bezpieką. Ja walczyłem z systemem. Dlatego mnie dzisiaj popierają ci z tamtego systemu, bo oni w pewnym momencie też doszli do wniosku, że ten system jest zły. Chcieli zostać u władzy, ale chcieli zmiany systemu - odparł były prezydent.
Jako drugi powód wskazał to, że "był wychowany na wsi, w biedzie". - Tam, kiedy się podejmowało decyzję, trzeba było to zrobić najlepiej. Ja oddałem wszystko, co miałem - rodzinę, żonę - do walki. Tylko tak można robić to dobrze. Ludzie to zauważają i wybierają - podkreślił.
- Ja wszystko właściwie przegrałem, przegrałem dom, przegrałem dzieci, przegrałem wszystko - dodał w dalszej części rozmowy.
"Bez Ojca Świętego byśmy się ani nie policzyli, ani nie uwierzyli, ani nie zorganizowali"
Wałęsa mówił o znaczeniu, jakie dla strajków i przemian w Polsce miał wybór Karola Wojtyły na papieża. - Komunizm nie pozwolił nam się zorganizować. Poniżał nas. "Ilu ich tam jest? Co oni reprezentują? Nie widzą, że pilnuje ich 200 tysięcy sowieckich żołnierzy?". Tym sposobem złamano naród polski i właściwie cały świat. Zwątpiliśmy w siebie - mówił gość TVN24.
Kiedy papież przyjechał do Polski w 1979 roku - mówił Wałęsa - "w spotkaniach z Ojcem Świętym brał udział prawie cały naród". - Policzyliśmy się, zobaczyliśmy, że to nieprawda, że nas nie ma. Uwierzyliśmy w siebie. Przez 20 lat szukałem chętnych do walki i miałem 10 sztuk, w tym dwóch agentów. A jak Polak został papieżem, przez rok mieliśmy 10 milionów ludzi. Naród zobaczył, że jest nas dużo, że możemy - powiedział.
Były prezydent powiedział, że ówczesna opozycja "była w stanie przejąć te modlitewne spotkania do zorganizowania się przeciwko komunizmowi". - Bez Ojca Świętego byśmy się ani nie policzyli, ani nie uwierzyli, ani nie zorganizowali - podkreślił.
Wałęsa: już nie zostało dużo, aż naród zrozumie i powie: "dość"
Wałęsa w "Kropce nad i" wystąpił - jak to robi zazwyczaj w ostatnich miesiącach - w koszulce z napisem "KonsTYtucJA". Jego zdaniem dzisiaj konstytucja jest w Polsce łamana.
- Wywalczyliśmy trójpodział władzy. Cały świat powinien stosować trójpodział władz. Inne systemy nie sprawdzają się. W Polsce jest to łamane - ocenił.
- Na początku (kiedy) Jarosławowi Kaczyńskiemu sąd przeszkadzał, to wyeliminował sąd. Ale jak się wyeliminuje jedno, to trzeba następne. I tak po kolei eliminuje wszystko - dodał były prezydent.
Jego zdaniem "już nie zostało dużo, aż naród zrozumie i powie: 'dość'". - Ale to się może źle skończyć - przestrzegał gość TVN24.
Wałęsa: jeśli zostanie udowodnione, że to Kaczyński zrobił "Bolka", to nie chciałbym być w jego skórze
Prowadząca zwróciła uwagę, że kiedyś najpopularniejszym człowiekiem w Polsce był Lech Wałęsa, a dzisiaj jest nim Jarosław Kaczyński. Zdaniem Wałęsy to "nieszczęście". - Jeśli wszystko mu udowodnicie, że zrobił "Bolka", że było to na jego zlecenie, nie chcę być w jego skórze. A prędzej czy później to wszystko musi wyjść. I wyjdzie - powiedział, odnosząc się do zarzutów o jego rzekomą agenturalną przeszłość i współpracę z SB.
- Czesław Kiszczak na koniec powiedział prawdę (…), że nie było żadnych dokumentów. A jego żona, postraszona, powiedziała co innego - dodał.
Na sugestię prowadzącej, że sam kiedyś przyznał, że "w tamtym czasie wszyscy podpisywali i on podpisał" dokumenty z SB, odparł: - Tak. Jeszcze raz powtarzam. Ja nie walczyłem z bezpieką, walczyłem z systemem.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: TVN2424