Już od 25 lat cała Polska czyta dzieciom w myśl akcji społecznej, którą zapoczątkowała jej pomysłodawczyni Irena Koźmińska. W sobotnim programie Wstajesz i weekend opowiedziała, czy z jej pomocą udało się wpłynąć na rozwój lingwistyczny młodych Polaków.
Fundacja Cała Polska Czyta Dzieciom w ubiegłym roku świętowała 25-lecie swojego istnienia. Gościem Wstajesz i weekend była w sobotę Irena Koźmińska, prezeska i założycielka fundacji. Opowiedziała w programie o tym, jak z ich perspektywy wygląda obecnie lingwistyczny rozwój dzieci, podkreślając przy tym, że misją fundacji nie jest wbrew pozorom promocja literatury, tylko "wspieranie zdrowego, wszechstronnego rozwoju dziecka i jego mądre wychowanie".
Dziecko uczy się języka, słuchając
- Rodzice nie zdają sobie sprawy z tego, że dziecko nie ma na brzuszku przycisku, dzięki któremu zacznie ono mówić. Mówienie i znajomość języka trzeba zbudować poprzez mówienie do dziecka. Dziecko uczy się języka, słuchając. Moja córka, w wieku 19 miesięcy powiedziała "dzidzia sama nie umie suszyć główkę suszarką". Zrobiła błąd i powiedziała "główkę". To jest siedem wyrazów, a ja czytam, że dwuletnie dzieci potrafią składać zdania dwuwyrazowe. Jeżeli się z dzieckiem bardzo dużo rozmawia, to to nie jest fenomen i to nie jest jakiś "baby Einstein", tylko to jest naturalna zdolność mózgu, żeby rozumieć i żeby ten język u dziecka kształtować. Dziecko samo go rozwija, ale wymaga to obecności rodzica i mówienia do dziecka, a nie języka z ekranu - powiedziała.
Przytoczyła tu historię opisaną przed laty w rozprawie "Zastygłe spojrzenie" Rainera Patzlaffa, poświęconej toksycznemu działaniu odbiornika telewizyjnego na dziecko.
- Rodzice, oboje niemówiący, głuchoniemi, sadzali swoje dziecko przed ekranem telewizora, żeby nauczyło się języka. Nie nauczyło się, ponieważ do nauki języka potrzebne jest emocjonalne zaangażowanie. Dziecko musi wiedzieć, że ktoś czeka na to, co ono mówi. Na początku są to głównie piski, ale stopniowo dziecko zaczyna rozumieć, a po kolejnych miesiącach zaczyna mówić. Mam wrażenie, że my ciągle nie doceniamy roli dzieciństwa dla całego życia. Ono jest najważniejsze. Wtedy w mózgu powstają pewne struktury, pewne połączenia neurologiczne, bez których dziecko w przyszłości nie będzie tak swobodnie używać języka, a może nawet w ogóle będzie mieć trudności. A język to jest podstawowe narzędzie myślenia, zdobywania wiedzy, komunikacji z ludźmi - wyjaśniła.
Rodzice "szukają podwykonawców"
Zapytana przez prowadzącego, dlaczego sytuacja pogorszyła się, w stosunku do tego, co miało miejsce przed 25 laty, odparła, że rodzice współcześnie stali się jeszcze bardziej zajęci i starają się "iść na skróty", szukając "podwykonawców", dając dziecku coś, co zajmie jego uwagę.
- Okazuje się, że w Polsce, 10 procent dzieci przed ukończeniem 1 roku życia dostaje do rączki smartfon lub tablet, bo to daje rodzicom swobodę, czas, nie muszą się dzieckiem zajmować. Ale to jest zgubne. Potem, jeśli chodzi o nastolatki, to około 30 procent jest już uzależnionych od mediów społecznościowych. Na pewno przyczynia się do tego technologia, ale myślę też, że styl życia. Bo jeżeli mamy samotną matkę, która wychowuje dzieci i pracuje, to ona nie ma już tej energii do rozmowy, czy do czytania. Natomiast brakuje świadomości, że jest to absolutnie fundamentalne do rozwoju dziecka, do sukcesu w szkole i w życiu - powiedziała Koźmińska.
Źródło: TVN24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock