Kiedy żyły, znajdowały się na marginesie codzienności. Miały maksymalnie od 16 do 25 lat. Często zawodem trudniły się również 12-latki. W okresie międzywojennym było ich w Warszawie od 40 do nawet 60 tysięcy. Pochodziły ze wsi. Codziennie prały, sprzątały, gotowały. W "Kobiecym Punkcie Widzenia" Małgorzata Mielcarek rozmawiała z Zofią Rojek, kuratorką wystawy o warszawskich służących w Muzeum Warszawy. - Często służąca była osobą, która nie potrafiła czytać i pisać, często wystraszoną, uciekającą do Warszawy w momencie, w którym w jej domu rodzinnym czekała na nią bieda, przemoc i bardzo wiele negatywnych skutków wykluczenia społecznego - powiedziała Zofia Rojek. Mieszkanie w Warszawie i posiadanie kąta do spania w kuchni było dla nich sporym awansem społecznym. Dla pracodawcy były własnością. Padały ofiarami gwałtów i molestowania seksualnego. Gdy zachodziły w ciążę, można było je wyrzucić z pracy. - Służące były narażone na bardzo wiele niebezpieczeństw ze względu na mieszczańską moralność, konserwatywny patriarchat i masę innych czynników, które sprawiały, że niektórym panom domu było bardzo łatwo przekroczyć granicę - wspominała Rojek. Jeśli służące nie mogły wrócić do domu rodzinnego, często popełniały samobójstwa bądź podejmowały pracę seksualną. - Niezamężna kobieta miała zakaz poszukiwania ojca swojego dziecka. Ten zakaz obowiązywał przez całe dwudziestolecie międzywojenne – dodała Rojek.