Pół miliarda złotych w ciągu pełnej kadencji - to suma, jaką posłowie dostają z budżetu państwa na wynajem biura, samochodu, ale też, jak się okazuje, na zakup porcelany czy drona. - Podatnik pomyli się o złotówkę czy dwa grosze i jest wielka afera w urzędzie skarbowym, a nasi posłowie mogą coś rozliczyć, mogą nie rozliczyć. Są to publiczne pieniądze, ale publice na to patrzeć nie wolno - mówił Rafał Stangreciak w programie "Czarno na białym. Podcast" w TVN24+. Współautor cyklu reportaży "Drogie posłanki, drodzy posłowie" podkreślił, że "tu absolutnie nie mają znaczenia barwy polityczne, bo od lewa do prawa wszyscy robią dokładnie to samo". - Im bardziej zaczęliśmy się wgryzać w rozliczenia biur poselskich, przyglądać się też innym wydatkom, tym bardziej nasze oczy zaczynały się szeroko otwierać, bo trafialiśmy na coraz więcej dziwnych wydatków, gdzie posłowie wydawali czasem po kilkadziesiąt tysięcy na różne cele - mówił drugi z autorów cyklu, Grzegorz Łakomski. Wspomniał, że w trakcie realizacji reportażu obaj odwiedzili 46 biur poselskich. Otwartych było zaledwie 12, a posłów spotkali w nich jedynie trzech. - Jeśli poseł dogada się z innym posłem i mają wspólne biuro poselskie, to nadal jeden i drugi dostaje pełną kwotę ryczałtu - podkreślił. Mówiąc o kilometrówkach, Rafał Stangreciak zauważył, że "rekordziści okrążają Ziemię", a największy "nakręcił prawie 50 tysięcy kilometrów". - Wpadliśmy na pomysł, jak zweryfikować ich przebiegi, bo Kancelaria Sejmu mówi, że nie wie, jak. Poprosimy posłów o podanie numerów rejestracyjnych, numerów VIN i daty pierwszej rejestracji. Dostaliśmy te dane od dwóch posłów - wspomniał. Grzegorz Łakomski dodał, że niektórzy parlamentarzyści "jeżdżą takimi furami, że nawet jako ministrowie nie mieliby szans na tak dobre samochody".