- Żołnierze podejrzani o umyślne ostrzelanie afgańskiej wioski przejdą badania psychiatryczne - dowiedziała się "Rzeczpospolita". O badaniach zdecydowała prokuratura wojskowa prowadząca śledztwo.
- "Należy sprawdzić, czy żołnierze działali racjonalnie, czy może coś stało się z ich psychiką. To przecież weterani misji wojskowych", mówi Janusz Zemke, przewodniczący Sejmowej Komisji Obrony Narodowej, poseł LiD. Ale to nie jedyny trop, który badają śledczy. Zepsuty moździerz albo uszkodzona amunicja – to jedna z domniemanych przyczyn tragedii w afgańskiej wiosce Nangar Khel. "Rzeczpospolita" twierdzi, że dotarła do wyjaśnień żołnierzy, na podstawie których można zrekonstruować przebieg ostrzału: Rankiem 16 sierpnia w rejonie osady dwa wozy bojowe wpadają na ładunki podłożone przez talibów. Na miejsce zostaje wysłana grupa komandosów, która ma osłaniać odwrót kolegów. W bazie otrzymują rozkaz, który dosłownie miał brzmieć: "trzeba opie...lić wioskę".
Żołnierze rozstawiają moździerz. Celem nie są jednak zabudowania, lecz okoliczne wzgórza, gdzie kryją się talibowie. Wiadomo, że wieczorami schodzą oni do wiosek, więc trzeba ich trzymać na dystans. Żołnierze rozpoczynają ostrzał. Podejmują ryzyko, ponieważ pociski przelatują w pobliżu zabudowań. Moździerz obsługują jednak doświadczeni żołnierze. Cztery pierwsze salwy trafiają we wzgórza. Kolejna w dom. Ale następna – jak mówi osoba zbliżona do śledztwa – znów we wzgórza.
Z innych źródeł wiadomo, że na domy nie spadła na pewno pierwsza ani druga salwa. Tymczasem żołnierze obsługujący moździerz zgodnie zapewniają, że nie zmieniali jego ustawienia. Wniosek – wadę mógł mieć jeden z ładunków albo zawinił sprzęt. To też muszą ustalić śledczy.
Źródło: Rzeczpospolita