24 lutego dla Ukrainek i Ukraińców zmienił się świat. Po latach ponownie zaatakowani przez Rosję, z dnia na dzień musieli zdecydować, co robić. Miliony szukają schronienia zagranicą, większość z nich w Polsce, ale miliony zostały. Walczą na miejscu, pomagają w obronie, dbają o żołnierzy i ochotników, organizują pomoc. Na wiele sposób, często zachowując poczucie humoru, tłumaczą, co sprawiło, że podjęli decyzje, by zostać.
Wiktor, Iwan, Aljona, Aleksander to jedni z wielu, którzy porzucili swoje dotychczasowe zajęcia. Teraz wspierają armię, gotując, robiąc broń, patrolując miasta. - Nie wiemy, jak zabijać. Nie jesteśmy profesjonalnymi wojownikami, ale możemy pomóc naszej armii - mówi Wiktor Skrypnik, kiedyś fotograf, teraz jeden z "żołnierzy bez broni". Razem z mieszkańcami Odessy postanowił zgłosić się do pomocy przy budowie umocnień w mieście. - Można tu znaleźć różne pokolenia, języki, narodowości, wszystkie przygotowane walczyć za Ukrainę i za całą Europę - relacjonuje jeden z wolontariuszy, komik Iwan Djubo.
Mieszkańcy, chcąc za wszelką cenę obronić swój dom, podejmują się wielu wyzwań. Tak jak Aleksander, który do tej pory był przedsiębiorcą, a teraz patroluje miasto. - Wojna to zła rzecz, ale ją wygramy. Nie mamy wyjścia, jeżeli chcemy żyć w demokratycznym kraju - mówił
"Jeżeli możemy zrobić cokolwiek, to nasz obowiązek"
Wielu Ukraińców zostało pozbawionych pracy, mimo to nie poddali się, robią co mogą, żeby pomagać armii, która codziennie staje w obronie ich rodzin i domów. - Zaczęła się wojna i spokojne życie odeszło. Prawie wszystko jest zamknięte, nie ma pracy. Dlatego jestem tutaj. Żeby zrobić co w mojej mocy, żeby pomóc ukraińskiej armii - mówi Aljona, trenerka fitness, która postanowiła pomóc, robiąc siatki maskujące. W ten sam sposób pomagają Lidia i Dzwenisława, mieszkanki Lwowa, które razem z wieloma innymi kobietami zbierają się w piwnicy, żeby wspólnie wesprzeć ich "obrońców w ogniskach walki". Jak same przyznają, niesienie pomocy żołnierzom to coś, co muszą zrobić. - (Żołnierze - red.) ryzykują życiem, umierają za nas. Jeżeli możemy zrobić cokolwiek, mieć mały wkład i im pomóc, to nasz obowiązek - przyznaje Lidia.
Niektórzy walczą, wykorzystując swoje umiejętności i dotychczasowe zajęcia. Chociażby szefowa kuchni z Charkowa, która razem ze swoimi pracownikami przygotowuje posiłki dla armii czy Andrij, konserwator zabytków ze Lwowa, który okłada cenne architektonicznie obiekty materiałami mającymi chronić je przed atakiem Rosjan. Warsztat samochodowy Ołeksandra Fedczenko zamienił się w fabrykę broni. 24 lutego zebrał swoich pracowników, żeby zastanowić się, co mogą zrobić, by pomóc żołnierzom. - Okazało się, że pracują u nas osoby, które znają się na broni - mówi Ołeksandr. Wykorzystali te umiejętności i wspólnie przerabiają "broń z pojazdów opancerzonych w broń ręczną".
"Postanowiliśmy zrobić to co zawsze chcieliśmy robić: pomagać ludziom"
23-letni muzyk z Charkowa, Timur Alijew, postanowił razem ze starszym bratem Ramilem pomóc tym, którzy zostali w mieście, a nie są w stanie sami dostarczyć sobie napotrzebniejszych rzeczy. - Postanowiliśmy zrobić to co zawsze chcieliśmy robić: pomagać ludziom - mówi Timur. Zebrali wszystkie pieniądze, jakie mieli, żeby kupić żywność i produkty pierwszej potrzeby, które rozwieźli między innymi starszym osobom. Akcja braci z Charkowa rozpowszechniła się w social mediach i do pomocy zaczęli zgłaszać się kolejni wolontariusze.
Źródło: TVN24, Reuters