Zagraniczne firmy nie przestają wierzyć, że w Polsce można znaleźć młodych, wykształconych ludzi. W tym roku nad Wisłą w kilkunastu międzynarodowych centrach usługowych pracę może rozpocząć kolejnych kilka tysięcy księgowych, informatyków czy inżynierów - pisze "Rzeczpospolita".
Zdaniem Huberta Salika, w kraju, w którym bezrobocie spadło w ciągu trzech lat o prawie połowę, trudno komukolwiek zaimponować taką informacją. Bo miejsca pracy są, nie ma tylko kogo zatrudniać.
Tymczasem niska stopa bezrobocia, którą politycy tak chętnie nazywają swoim sukcesem, jest wskaźnikiem o coraz trudniejszym do zdefiniowania znaczeniu. Bo gdy ze statystyk znikali bezrobotni, z rynku pracy – za granicę – odpłynęły miliony osób. Ich brak to nie tylko zjawisko demograficzne, ale także poważny cios dla gospodarki.
Centra usług i związane z nimi tysiące miejsc pracy dają szanse na powstrzymanie tego exodusu. A kto wie, może nawet powrót z saksów wykształconej młodzieży. Czy jednak Polska jako kraj księgowych to nie zbyt mało, by zaspokoić ambicje jednego z największych państw Europy?
Nie narzekajmy - radzi publicysta. Polska nie jest i raczej w niedalekiej przyszłości nie będzie ojczyzną koncernów na miarę Microsoftu, General Motors czy Ikei. Centra usług dają nam szansę na znalezienie własnej niszy w międzynarodowym podziale pracy. A że blisko nam w tej specjalizacji do Indii, w których podobne centra od lat mnożą się jak grzyby po deszczu?
Bardziej powinniśmy się martwić, żeby za kilkadziesiąt lat nasza gospodarka nie przypominała chilijskiej lub portorykańskiej. Bo dziś oba te kraje w publikowanych przez Bank Światowy rankingach oceniających przyjazny stosunek państwa do biznesu wyprzedzają Polskę o prawie 50 miejsc.
Porównanie z Indiami to bardziej powód do chluby niż do poczucia urażonej dumy narodowej. Indie już teraz są krajem o większych perspektywach rozwoju gospodarczego niż Polska. A koncerny, takie jak ArcelorMittal czy Tata Group, zajęły w światowej gospodarce pozycję, której jeszcze długo żadna z polskich firm nie uzyska - zauważa Salik.
Źródło: Rzeczpospolita