W szkołach technicznych i zawodowych zaczyna brakować nauczycieli. Starsi wybierają się na emeryturę, młodsi nie chcą tyrać w kiepsko wyposażonych pracowniach i wybierają pracę w korporacjach - twierdzi "Metro".
Mechanika, nauczyciela informatyki, inżyniera budownictwa z przygotowaniem pedagogicznym - dziesiątki takich ogłoszeń już latem zalały portale i tablice w urzędach pracy. Dyrektorzy szkół zawodowych i technicznych od zaraz potrzebują nauczycieli. Skąd te kłopoty? Tylko w zeszłym roku na wcześniejsze emerytury poszło aż 4,5 tys. pedagogów. Na ich miejsca wcale nie pchają się nowi. Co więcej - ubywa kolejnych. Belfrzy z technicznym wykształceniem wolą pracować gdzie indziej.
Do szkół coraz częściej pukają przedstawiciele firm z ofertami dla inżynierów. "Zależy im na młodych, którzy w małym palcu mają najnowsze technologie. Od razu oferują cztery razy większe pensje" - opowiada Stanisław Jodko, dyrektor gorzowskiego Technikum Elektronicznego. W jego szkole z pracy ostatni odeszło ośmiu nauczycieli specjalistów. Poszli do tajwańskiego koncernu, który buduje w Gorzowie fabrykę monitorów, i barlineckiej fabryki podłóg. Nic dziwnego, szkolna pensja to ok. 1,5 tys. zł, w koncernie - od 4 do 8 tys. zł.
Dziennik podaje kolejne przykłady: po kilku pedagogów w taki sam sposób straciły też technika w Kamieniu Pomorskim i Koszalinie.
Szkoły próbują sobie radzić, zatrudniając na pół etatu emerytów i ściągając do pomocy studentów. Tyle że to nie gwarantuje odpowiedniego poziomu nauki. "Co z tego, że mam wspaniałą nową pracownię, skoro nie ma jej kto obsługiwać. Emerytowani nauczyciele nie orientują się już w najnowszych technologiach" - wzdycha Jodko. "Gdy zabrakło anglistów, podniesiono larum - finansowano studia podyplomowe i robiono wszystko, by ich ściągnąć do szkół. Naszymi problemami nikt się nie przejmuje" - ocenia.
Źródło: Metro