Czy grożą nam kolejne pandemie? - zastanawiają się światowe media. Przyglądają się też, jak zagrożenie koronawirusem wpływa na działalność europejskich mafii oraz śledzą, co dzieje się w Wuhanie - chińskim mieście, w którym zaczęła się epidemia. Przegląd prasy zagranicznej przygotował Jacek Stawiski, redaktor naczelny TVN24 BiS.
Mafie stawiają na produkcję i sprzedaż podrabianych leków i uszkodzonego sprzętu medycznego – informuje francuski tygodnik "L’Express", opisując zamieszanie na rynku dostaw w czasie pandemii. Obecne braki i strach przed nową chorobą to wielka gratka dla mafii. Światowa Organizacja Handlu (WTO) ocenia, że do ubiegłego roku rynek nielegalnych lekarstw i sprzętu dla służby zdrowia wart był 200 miliardów euro, dwa razy więcej niż rynek narkotyków; teraz prawdopodobnie jego wartość jeszcze wzrosła. Jak pisze "L’Express", ten rynek wkraczają mafie, obecne w biznesie od tajemnych fabryk w Chinach po podziemne laboratoria w Ameryce Południowej. Lekarstwa są sprzedawane na ulicach afrykańskich miast i transportowane także do portów europejskich. Choć Europa jest bardziej zabezpieczona niż Afryka przed zalewem podrabianych leków, to jednak musi zachować czujność – przestrzega "L’Express".
Czytaj więcej w raporcie tvn24.pl: Koronawirus - najważniejsze informacje.
Inny francuski tygodnik , "Le Point", analizuje pochodzenie nowej choroby, która doprowadziła do globalnego paraliżu zdrowotnego, społecznego i gospodarczego. W obszernym artykule cytuje ekspertyzy, które wskazują, że rozwój naszej cywilizacji i ingerencja w naturę oznacza uwolnienie wirusów i czających się chorób.
Kate Jones, badaczka z Uniwersytetu w Londynie ocenia, że w ostatnich czterech dekadach 80 procent chorób zakaźnych, rozpoznanych na świecie, pochodzi od zwierząt, szczególnie dzikich. Podkreśla przy tym, że nasza wiedza o wirusach i zagrożeniach dla zdrowia jest coraz szersza, dla przykładu w 2017 r. ekipa badaczy amerykańskich odkryła w malezyjskiej dżungli prawie 50 nieznanych wirusów.
Na Zachodzie też nie jesteśmy do końca bezpieczni, kontaktując się z naturą. Wielu z nas z własnego doświadczenia wie, że w lasach, gdzie lubimy spacerować, jest coraz więcej kleszczy, którym sprzyja ocieplenie klimatu oraz zmniejszenie populacji ptaków na skutek stosowania nawozów sztucznych.
Podobny w tonie artykuł, zwracający uwagę na potrzebę przemyślenia stosunku człowieka do natury oraz kwestię epidemii, spowodowanych przez nas samych, opublikował portal Foreign Affairs. "Ludzie mogą zrobić więcej, by uniknąć pandemii, ale będzie to wymagało fundamentalnej zmiany sposobu życia, który opiera się na konsumpcji zasobów naturalnych” – to jedna z głównych tez artykułu. Industrializacja i dalsza urbanizacja spowodują - twierdzą autorzy - że patogeny rozszerzą się na ludzi, znajdując drogę do naszych organizmów poprzez zwierzęta. Już teraz połowa obszarów lądowych na Ziemi to osiedla ludzkie, a środowiska dzikich zwierząt to mniej niż jedna trzecia tych obszarów. To powoduje, że nasz kontakt z dziką naturą jest coraz szerszy i częstszy - czytamy.
Ukrywanie prawdy o chorych i zmarłych
Korespondentka brytyjskiego dziennika "Guardian", Lily Kuo, opisuje, co dzieje się w chińskim mieście Wuhan i prowincji Hubei, gdzie po raz pierwszy pojawiła się choroba COVID-19 i skąd rozprzestrzeniła się na całe Chiny, Daleki Wschód i resztę świata. W mieście i okolicach można znaleźć ludzi, którzy nie zważając na represje i ograniczenia, decydują się na kierowanie do sądów skarg i zażaleń na postawę władz w czasie epidemii.
Te osoby podkreślają, że zaniedbania i ukrywanie prawdy doprowadziły do śmierci ich bliskich, którzy w ocenie bliskich nie musieliby umrzeć, gdyby udzielono im należytej pomocy i należycie informowano o zagrożeniu nowym koronawirusem. Wśród obywateli, którzy chcą przynajmniej przeprosin od władz, jest syn 65-letniej kobiety, która zmarła, prosząc sześć szpitali o przyjęcie, ponieważ ma silne zapalenie płuc, oraz urzędniczka, matka 24-latki, która także zmarła na COVID-19.
Korespondentka "Guardiana" przypomina, że początkowo, gdy rozwijała się epidemia, wielu Chińczyków było oburzonych na władze za ukrywanie prawdy i represjonowanie tych, którzy chcieli informować o nowym zagrożeniu. Oburzenie przybrało formy niespotykane w autorytarnym kraju od protestów na Placu Niebiańskiego Spokoju w 1989 r. Ale dzisiaj, w drugiej połowie kwietnia, oburzenie słabnie, a coraz więcej obywateli akceptuje rządową propagandę, która głosi, iż państwo chińskie skutecznie zdusiło epidemię i jeszcze na dodatek pomaga innym krajom w walce z chorobą. Organizacje pozarządowe, które gromadzą skargi obywateli, są zdania, że nawet jeśli ich autorzy niczego nie doczekają się od państwa, albo jedynie przeprosin, to ich opisy osobistych zmagań i tragedii w czasach zarazy będą stanowić źródło dla badaczy tych wydarzeń, źródło dodatkowo wolne od oficjalnej, upiększającej fakty propagandy państwowej.
O sytuacji w Chinach pisze także chińska korespondentka singapurskiego dziennika "Strait Times". Elizabeth Law wyjechała z Pekinu do Wuhanu pociągiem, wyposażona w torbę odzieży ochronnej i wiele butelek z płynem dezynfekującym. Na dworcu w Pekinie mierzono jej gorączkę i sprawdzano dokumenty na temat stanu zdrowia. Pociąg, którym podróżowała, był właściwie pusty, a pasażerowie siedzieli od siebie daleko. Na miejscu w Wuhanie wysiadło ledwie kilkanaście osób. Gdy wysiadła, także mierzono jej temperaturę, a policja towarzyszyła jej w przejeździe do hotelu, aby upewnić się, czy jedzie na to miejsce, które zadeklarowała, wyjeżdżając do Wuhanu.
Tymczasem w Wietnamie
Odmienna od Chin sytuacja panuje w sąsiednim Wietnamie – pisze francuski "Journal du Dimanche". Mimo że kraj ma tysiąc kilometrów wspólnej granicy lądowej, zanotowano tam - jak się podkreśla - "tylko" ok. 270 zakażeń i żadnego zgonu. Aż trudno w to uwierzyć. Jak opisuje gazeta, Wietnam już 1 lutego zamknął granicę z Chinami, zawiesił połączenia lotnicze z potężnym sąsiadem oraz rozpoczął zamykanie różnych instytucji u siebie. Każdy przypadek zakażenia jest uważnie sprawdzany, a kwarantanna skrupulatnie wprowadzana. Kilka dni temu w Hanoi zamknięto fabrykę Samsunga, ponieważ u jednego z pracowników stwierdzono koronawirusa. Zapobiegliwość wietnamskich władz to także skutek doświadczeń z 2003 r. Kraj był jedną z pierwszych ofiar epidemii SARS, ale także jako pierwsze państwo na Dalekim Wschodzie, pokonało zagrożenie.
Amerykański portal Politico zwraca uwagę na wzrost znaczenia korporacji, które oferują usługi w płatnościach zdalnych, bezgotówkowych. Pandemia COVID-19 powoduje, że gotówka jest mniej chętnie widziana w sklepach, a rosną obroty przy użyciu kart bankowych. Portal obawia się, że na spadku znaczenia gotówki stracą najbiedniejsi Amerykanie, którzy nie mają dostępu do kont bankowych i żyją jedynie z bezpośrednich wypłat. Politico pisze też, że obrońcy prywatności zwracają uwagę, iż korzystanie z tradycyjnych banknotów pozwala na zachowanie większej prywatności i nie daje państwu możliwości śledzenia, jak i na co wydajemy własne pieniądze.
Źródło: TVN24 BiS