"Nieuzasadniona" forma startu, incydent "wnikliwie badany"

lpr
Helikopter LPR o mało co się nie rozbił. "Pilot w ostatniej chwili zauważył druty"
Źródło: Dariusz Łapiński/Fakty TVN

Nie było uzasadnienia do stosowania takiej formy startu - tak Lotnicze Pogotowie Ratunkowe odpowiada na pytanie o sposób rozpoczęcia lotu śmigłowca, który niemal rozbił się pod Lublinem. Incydent został zgłoszony do bazy ECCAIRS (Europejski Centralny System Koordynacji Powiadamiania o Zdarzeniach w Lotnictwie).

Refleks pilota uratował trzyosobową załogę śmigłowca Lotniczego Pogotowia Ratunkowego przed wypadkiem w gminie Batorz (woj. lubelskie). Incydentu można było jednak uniknąć, gdyby nie popełniony wcześniej poważny błąd.

Nagranie zdarzenia, które miało miejsce 26 kwietnia, pokazały już "Fakty" TVN. Na filmiku widać wzbijający się w powietrze helikopter, należący do Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Eurocopter EC-135. Śmigłowiec powoli nabierał wysokości, lecąc jednocześnie prosto przed siebie – a nie, jak to często bywa, pionowo w górę.

W pewnym momencie maszyna niepokojąco gwałtownie wzbiła się w górę, tracąc na chwilę stabilność lotu. Manewr był konieczny, by w ostatniej chwili ominąć linię średniego napięcia, której pilot wcześniej nie zauważył. Następnie załoga odleciała. Nikomu nic się nie stało. Śmigłowiec, na szczęście, nie transportował pacjenta.

Śmigłowiec przeszedł przegląd

Jak poinformowała tvn24.pl Marta Chylińska, rzeczniczka prasowa Urzędu Lotnictwa Cywilnego, incydent został zgłoszony do bazy ECCAIRS (Europejski Centralny System Koordynacji Powiadamiania o Zdarzeniach w Lotnictwie). To sieć służąca do współpracy europejskich urzędów lotnictwa cywilnego z organami, które zajmują się badaniami zdarzeń lotniczych.

Po zdarzeniu sprawie zaczęły przyglądać się władze jednostki, a pilot został zawieszony i skierowany na dodatkowe szkolenia. Jak poinformowała nas rzeczniczka Lotniczego Pogotowia Ratunkowego Justyna Sochacka, sam śmigłowiec "był zawieszony przez dwa dni", jednak okazało się, że nie został uszkodzony i wrócił do służby. Na czas przeglądu w bazie w Lublinie – jak napisała Sochacka – podstawiony był inny helikopter.

Dane z rejestratora lotu wciąż są analizowane przez władze lotniczego pogotowia. Już teraz wiadomo jednak, że gdy pilot znajdował się już tak blisko linii średniego napięcia, nie miał on innej możliwości niż nagłe poderwanie maszyny.

"Każdy gwałtowny manewr może stanowić zagrożenie dla osób obecnych na pokładzie. Takie zagrożenie z pewnością wystąpiłoby w przypadku zerwania linii energetycznej" – przekazała w odpowiedzi na nasze pytania Sochacka.

"Nie było uzasadnienia do tej formy startu"

To jednak nie kończy sprawy, bo pilot popełnił przynajmniej dwa poważne błędy. Pierwszy: tuż po starcie. Przypomnijmy, że na nagraniu widać, jak śmigłowiec od razu po poderwaniu się do lotu kieruje się na wprost, zamiast pionowo w górę.

"Taka forma startu jest dopuszczalna, jednak w ściśle określonych sytuacjach. W tym konkretnym przypadku nie było uzasadnienia do stosowania tej formy startu" – wyjaśniła rzeczniczka LPR-u.

Start "na płasko" do przodu powoduje, że co prawda maszyna mniej obciąża silniki, ale, co pokazał ten incydent, pilot powinien wziąć pod uwagę przede wszystkim bezpieczeństwo. - Nie powinien wykonywać startu płaskiego na wprost, nie znając i nie mając pełnej informacji na temat potencjalnych przeszkód – ocenił w "Faktach" TVN Bartłomiej Florczak, zastępca dyrektora do spraw szkoleniowych Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Po uniknięciu linii energetycznej pilot popełnił jednak jeszcze jeden błąd: nie wylądował, mimo że w kokpicie pojawił się sygnał ostrzegawczy i czerwone światło. Lot do bazy trwał kilkanaście minut.

"Ponieważ pilot był świadomy faktu, iż w trakcie manewru doszło do przekroczenia parametrów eksploatacyjnych śmigłowca (co napisał w zgłoszonym po zdarzeniu raporcie), w tych konkretnych warunkach powinien wykonać lądowanie zapobiegawcze w celu sprawdzenia stanu technicznego śmigłowca i podjęcia decyzji o możliwości lotu powrotnego" – wyjaśniła w odpowiedzi na nasze pytania Justyna Sochacka.

"Sprawa jest wnikliwie badana w każdym aspekcie potencjalnych przyczyn zaistnienia zdarzenia przez kierownika operacji lotniczych, kierownika Działu Zarządzania Bezpieczeństwem i szefa wyszkolenia pilotów HEMS (Zespół Śmigłowcowej Służby Ratownictwa Medycznego – red.)" – podkreśliła rzeczniczka Lotniczego Pogotowia Ratunkowego.

Czytaj także: