Reprezentowała interesy mieszkańców spółdzielni, z której znikały miliony. - Skandalem jest, że jedyną osobą skazaną w tej sprawie jestem ja. Osoba, która wykryła przekręt - mówi łódzka aktywistka. Sąd drugiej instancji uznał, że zniesławiła syndyka, który przeprowadzał upadłość spółdzielni Łódź Śródmieście.
Agnieszka Wojciechowska van Heukelom musi zapłacić trzy tysiące złotych na Polski Czerwony Krzyż i pokryć koszty postępowania sądowego. To prawomocny wyrok dla aktywistki, która od lat reprezentuje interesy mieszkańców Spółdzielni Mieszkaniowej Śródmieście.
- To ja wykryłam i udokumentowałam przestępczy proceder polegający na tym, że ze spółdzielni wyprowadzane były pieniądze. Chodzi o majątek warty 100 milionów złotych. Zgłosiłam sprawę do prokuratury i po moich ustaleniach zarzuty karnej niegospodarności usłyszał prezes i jego zastępca - podkreśla.
Kiedy nadzór nad spółdzielnią Śródmieście przejął syndyk masy upadłościowej, Agnieszka Wojciechowska van Heukelom - jak opowiada - doszukała się kolejnych nieprawidłowości.
- Napisałam do sędzi komisarz pismo, w którym wnosiłam o konieczność sprawdzenia działań podejmowanych przez syndyka. Zawarłam w nim zarzuty, które mieszkańcy stawiali jego przedstawicielom - opowiada.
To właśnie tym pismem Wojciechowska van Heukelom miała zniesławić syndyka. Taką decyzję najpierw podjął sąd pierwszej instancji.
- Sąd apelacyjny w Łodzi utrzymuje w mocy wyrok pierwszej instancji - poinformował w środę sędzia Tomasz Pintara.
Skazana
Sędzia zaznaczył, że wyrok jest prawomocny i przysługuje od niego kasacja. Przed jego uzasadnieniem wyprosił przedstawicieli mediów i reprezentację mieszkańców spółdzielni Śródmieście, którzy są oburzeniem problemami prawnymi Agnieszki Wojciechowskiej van Heukelom, która od lat ich reprezentuje.
"Skandal" - w taki sposób komentowali decyzję sądu.
- Proszę opuścić salę. Nie wiecie państwo nic o szczegółach sprawy - mówił sędzia Tomasz Pintara.
Wojciechowska van Heukelom podkreśla, że na tym etapie nie może pokazać treści pisma, za które została skazana - bo proces nie był jawny.
- Czekamy na uzasadnienie sądu na piśmie. Wtedy podejmiemy decyzję o kolejnych krokach. Z pewnością nie można wykluczyć kasacji od wyroku - zapowiedział pełnomocnik aktywisktki mec. Tomasz Gasiński.
- Będę walczyć do końca. Na pewno wystąpię do Prezydenta RP z wnioskiem o ułaskawienie. Do teraz reprezentowałam interesy poszkodowanych mieszkańców, teraz sama czuję się ofiarą - podkreślała Van Heukelom.
Zniesławiony mężczyzna nie chciał z nami rozmawiać. Prokuratura nie postawiła mu żadnych zarzutów w związku z pełnionymi przez niego obowiązkami.
- Trzeba podkreślić, że prokuratura ciągle bada okres upadłości spółdzielni - zaznacza Wojciechowska van Heukelom.
Podejrzani od lat, ale procesu wciąż nie ma
Prezes i zastępca spółdzielni Śródmieście również wytoczyli Agnieszce Wojciechowskiej procesy o zniesławienie.
- To były jawne sprawy cywilne. Sąd uznał, że miałam prawo otwarcie mówić o ich przewinieniach - tłumaczy aktywistka.
Obu podejrzanym grozi do 10 lat więzienia. Zarzuty niegospodarności usłyszeli pięć lat temu, ale do dziś nie udało się wysłać do sądu aktu oskarżenia.
Śledczy informują, że spółdzielnia kierowana przez zatrzymanych mężczyzn nabyła w 2009 roku nieruchomości od Gminy Łódź. Były to atrakcyjne parcele w ścisłym centrum miasta, m.in. przy ul. Piotrkowskiej.
Prokurator Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej mówi, że spółdzielnia kupiła nieruchomości z 98-procentową bonifikatą. Trzy lata później podejrzani, reprezentując spółdzielnię, przenieśli własność działek na korzyść innych podmiotów.
- Takie postępowanie nie mieściło się w ramach udzielonej bonifikaty. Tym samym spółdzielnia musiała oddać gminie jej zwaloryzowaną wartość - tłumaczy Kopania.
Autor: bż/ao / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź