Zamiast wspaniałej wycieczki po Sztokholmie, bolesna lekcja zwyczajów zagranicznej policji. - Ktoś ukradł żonie torebkę. Policja prowadziła śledztwo przez pięć minut. Zadzwonili tylko do kawiarni, gdzie nas okradziono. I na tym koniec - żalą się tvn24.pl turyści spod Łodzi.
Gamla Stan to historyczna dzielnica w samym sercu stolicy Szwecji. Tutaj, w pobliżu XIX wiecznego Zamku Królewskiego zatrzymali się na kawę turyści spod Łodzi.
- Żona straciła na chwilę torebkę z oczu. Po chwili już jej nie było - opowiada pan Marek.
W środku był laptop, pieniądze, kluczki do samochodu (który został w Polsce) i dowód rejestracyjny. Po kradzieży dla turystów zaczęła się prawdziwa droga przez mękę. Chociaż jeszcze o tym nie wiedzieli.
- Byliśmy przekonani, że padliśmy ofiarą wyjątkowo lekkomyślnego złodzieja. W końcu byliśmy w ścisłym centrum zamożnego kraju. Wszędzie dookoła muszą być kamery. A policja zrobi wszystko, żebyśmy do kraju nie przywieźli złych wspomnień - mówi dziś kwaśno nasz rozmówca.
"Pięć minut śledztwa"
Pracownicy kawiarni na informację o kradzieży wzruszyli ramionami. Pytani o nagrania z kamer powiedzieli tylko, że "to atrapy". Polacy liczyli na pomoc policji.
- Najpierw nie mogliśmy się dodzwonić ani na policję, ani na numer alarmowy - mówi pan Marek.
W końcu się udało. Polacy usłyszeli, że muszą przyjść na komisariat. - Skoro nie było złapanego przestępcy, to zdaniem dyżurnego, nie było sensu wysyłania radiowozu - dodaje.
Po kilkudziesięciu minutach turyści pojawili się na komisariacie w Norrmalm - dwa kilometry od pechowej kawiarni.
Funkcjonariuszka sporządziła protokół, w którym zapisała wersję turystów.
Wtedy jeszcze małżeństwo było przekonane, że policjantce przydadzą się zdjęcia skradzionej torebki. Zrobili je na rynku, tuż przed kradzieżą
- Pani powiedziała, że ich nie chce. Potem zniknęła za drzwiami. Po pięciu minutach wróciła i oznajmiła, że czynności policyjne się zakończyły - relacjonują okradzeni.
Polscy turyści usłyszeli, że "przestępcy nie udało się ustalić". Dopiero potem policjantka wyjaśniła, że "w lokalu nie ma monitoringu".
Pan Marek opowiada, że oburzony zaczął dopytywać o kamery w innych lokalach. Albo o monitoring uliczny. - Usłyszeliśmy, że to nic nie da. A decyzja została już podjęta - kręci z niedowierzaniem głową.
"Bez świadków, bez szans"
Zadzwoniliśmy na szwedzką komendę. Niestety, policjantki, która zajmowała się sprawą miała wolne. Rozmawialiśmy za to z jej przełożonym, który potwierdził wersję przedstawianą nam przez turystów. - Nie mieliśmy świadków. Żadnych dowodów, które pozwoliłyby na zatrzymanie sprawcy - usłyszeliśmy.
- Ale dlaczego żaden z policjantów nie udał się na miejsce? Nie sprawdził innych lokali?
- To już pytanie do konkretnego funkcjonariusza. Sam je zadam, jak będę miał okazję - skwitował Szwed.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź