- Potrzebowałam pieniędzy. Mam kredyt do spłacenia i muszę płacić na leczenie - mówiła prokuratorom 52-latka z Łodzi. Przez lata była ulubienicą starszych i niepełnosprawnych ludzi, którzy ufali jej bezgranicznie. Nie wiedzieli, że opiekunka jest jednocześnie złodziejką.
Była dobrze przygotowana. Kiedy weszła do mieszkania chorej 84-latki z Łodzi, minęła się w drzwiach z pielęgniarką.
- Podopieczna siedziała w pokoju. Ja poszłam do salonu i otworzyłam szufladę segmentu. Wyjęłam złote kolczyki, obrączki i pierścionek - powiedziała prokuratorom 52-latka, która przyznała się do tego, że od lat okradała tych, którzy jej ufali.
Tego dnia, 7 lutego, chciała zadbać o dobre alibi.
- Powiedziałam właścicielce, że szuflada w jej komodzie jest otwarta. Ona się zmartwiła, bo wiedziała, że tam są jej kosztowności - mówiła podejrzana.
Opiekunka niedługo potem wyszła z mieszkania.
- Mówiłam, że muszę iść na moment do innej, starszej osoby. Pobiegłam wtedy do domu mojej matki i schowałam biżuterię w jej mieszkaniu - zeznała.
Kwit z lombardu
Co chciała zrobić dalej? Jak tłumaczyła, chciała z "łupem" iść do lombardu. Pieniądze miały być wydane "na leczenie i spłatę kredytu". Podobnie - jak twierdzi - robiła już wcześniej. Tym razem jednak było inaczej.
- Kiedy wróciłam do mieszkania 84-latki, w środku była już jej sąsiadka i wnuczek - opowiadała prokuratorem.
Kobieta twierdzi, że chciała skierować podejrzenia na wnuka. W końcu to on miał klucze do domu babci i wiedział, gdzie staruszka chowa biżuterię. Plan jednak się nie powiódł.
- Policjanci podczas rozmowy z nią od razu podejrzewali, że może mieć coś wspólnego z zaginięciem biżuterii - mówi Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury.
Funkcjonariusze mieli rację. Przy 52-latce znaleźli kwit z lombardu. Kobieta sprzedawała "łupy" skradzione innej staruszce.
"Wszystko tu jest"
Kobieta przyznała się, że to ona obrabowała 84-latkę. Potem opowiedziała o tym, jak kradła u innych.
- Opiekowałam się niewidomym, starszym mężczyzną. Dwa lata temu zabrałam mu trzy obrączki i sprzedałam w lombardzie. Ten człowiek bardzo mi ufał. Prosił, żebym otwierała szufladę i mówiła mu, co jest w środku. Ja mu opowiadałam o sprzedanych dawno temu obrączkach i mówiłam, żeby się nie martwił - zeznała podejrzana.
52-latka mówiła śledczym też o dwóch innych staruszkach, którym zabrała pieniądze. Jedna nigdy się nie zorientowała, że została okradziona.
- Potrzebowałam pieniędzy. Mam kredyt do spłacenia i muszę płacić na leczenie - tłumaczyła się podejrzana.
Na razie usłyszała zarzuty w związku z ostatnią kradzieżą. Wszystko wskazuje na to, że śledczy rozszerzą zakres podejrzeń.
- Kobiecie grozi do pięciu lat pozbawienia wolności. Nie wnioskowaliśmy o areszt, bo przyznała się ona do winy i złożyła obszerne wyjaśnienia - tłumaczy prokurator Krzysztof Kopania.
Podejrzana pracowała w ramach Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej.
- Myślałam, że to taka dobra osoba. Z sercem na dłoni. Szczera i serdeczna - kręci głową jedna z byłych podopiecznych 52-latki.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock