- To absurd, kierowca autobusu jest badany co chwilę, a nikt nawet nie próbuje sprawdzić kompetencji polityków - mówi Bartłomiej Wójcik, radny ze Skierniewic. Samorządowiec chce wprowadzić obowiązkowy test wiedzy dla polityków startujących w wyborach. - Pomysł interesujący, ale nierealny - kwitują politolodzy.
Czym różni się wojewoda od marszałka i dlaczego w niektórych miastach jest burmistrz, a w innych prezydent? Co to jest budżet i jak go zbilansować? Te, raczej dość proste pytania, teoretycznie nie powinny być wyzwaniem dla żadnego samorządowca. Jak jednak przekonuje Bartłomiej Wójcik, radny miasta Skierniewice, w praktyce bywa zupełnie inaczej. W radzie miasta zasiada dopiero od zeszłej jesieni. I już zdążył się przekonać, że system wymaga zmian.
- Byłem zaskoczony niewiedzą niektórych radnych. Też zresztą miałem olbrzymie braki - mówi tvn24.pl Wójcik.
I dodaje, że ta "niekompetentna grupa osób" tuż po wyborach musiała przyjąć budżet miasta.
- Absurdem jest to, że bez potwierdzenia kompetencji nie można w Polsce jeździć samochodem, a bez jakiejkolwiek weryfikacji wybiera się ludzi do rządzenia - załamuje ręce skierniewicki radny.
Polityku, zdaj test
Bartłomiej Wójcik wpadł na pomysł, jak walczyć z niewiedzą polityków.
- Chciałbym, żeby każdy kandydat musiał przystąpić do obowiązkowego testu, w którym mógłby udowodnić, że wie jak działa administracja publiczna - mówi samorządowiec.
I dodaje, że chodzi nie tylko o sprawdzanie potencjalnych radnych, ale też posłów czy senatorów.
- Test nie musi być trudny. Wystarczy, że startująca w wyborach osoba nie jest totalnie z przypadku. Że ma elementarną wiedzę i nie myli pojęć - wyjaśnia Wójcik.
Od pomysłu do realizacji
Polityk przyznaje w rozmowie z tvn24.pl, że wprowadzenie w życie jego pomysłu nie będzie łatwe. I nie chodzi nawet o to, że ewentualne zmiany w prawie musiałby przejść przez Sejm.
- Politycy raczej nie zgodzą się, żeby nakładać na nich jakieś nowe obowiązki - twierdzi radny.
Problemy pojawiają się jednak dużo wcześniej - na etapie formułowania pomysłu. Samorządowiec na razie nie potrafi jednoznacznie odpowiedzieć, kto, jak i kiedy miałby przygotowywać testy oraz jaka komisja miałaby oceniać odpowiedzi kandydatów.
Radni i ich pomysły potrafią zadziwiać. O zeszłorocznej dyskusji radnych Tuszyna zrobiło się głośno na całym świecie:
Wójcik wskazuje, że na razie wyniki testu kompetencji mogłyby być podawane dobrowolnie podczas kampanii przez kandydatów ubiegających się o mandat.
- Chciałbym, żeby było podobnie jak z informacją o współpracy kandydata ze służbami poprzedniego ustroju. Informacja o zdanym teście i dobry wynik byłaby drogowskazem dla wyborców - kwituje.
Himalaje problemów
Dr Jacek Reginia-Zacharski, politolog z Uniwersytetu Łódzkiego dość chłodno ocenia pomysł skierniewickiego polityka.
- Pomysł sam w sobie nie jest głupi. Większe kompetencje polityków to lepsza jakość sprawowania władzy - mówi nasz rozmówca.
Problem w tym, że testy dla polityków to - zdaniem politologa - utopia.
- Nie udałoby się uniknąć oskarżeń o polityczne sympatie komisji. Poza tym fundamentem demokracji jest to, że o mandat może ubiegać się każdy. Wprowadzenie testów ograniczałyby dostęp do konstytucyjnych praw - tłumaczy Reginia-Zacharski.
A co, jeżeli testy byłyby dobrowolne?
- To też nie jest rozwiązanie. Szybko doprowadziłoby to do absurdu. Znaczna część polityków po prostu ignorowałaby testy tłumacząc, że to zamach na demokrację - prognozuje ekspert tvn24.pl.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: materiały wyborcze KW Razem dla Skierniewic