Prokuratura prosi o pomoc w dotarciu do kobiety, która - w kluczowym momencie - przechodziła niedaleko miejsca, gdzie policja zatrzymywała 34-letniego Bartosza z Lubina (woj. dolnośląskie). Mężczyzna zmarł po interwencji funkcjonariuszy. Poszukiwana kobieta została nagrana przez kamery monitoringu. Jej zeznania - jak przekazują śledczy - mogą mieć istotne znaczenie dla trwającego śledztwa.
Kobieta przemieszczała się 6 sierpnia rano ulicą Traugutta w kierunku ul. 1 Maja. Krzysztof Kopania z łódzkiej prokuratury okręgowej przekazuje, że o godzinie 6:27 zatrzymała się na wysokości ul. Traugutta 10, gdzie przez kilkadziesiąt sekund obserwowała przebieg interwencji policji wobec 34-letniego Bartosza.
- Kobieta przekazała informację, że jest pielęgniarką. Oddaliła się przed przyjazdem karetki pogotowia - mówi Kopania.
Prokuratura podaje rysopis i prosi o pomoc
Jak informuje prokuratura, poszukiwana kobieta poruszała się o lasce i miała ze sobą parasol w czerwono-bordową kratę. Miała też czarną torbę. Ubrana była w kurtkę w kolorze zielonym i długą czarną spódnicę.
- Mimo podjętych działań nie udało się ustalić jej tożsamości - mówi Krzysztof Kopania.
Dlatego też śledczy proszą o pomoc i kontakt z Prokuraturą Okręgową w Łodzi przy ul. Kilińskiego 152.
- Na informacje czekamy pod numerem telefonu 42 676 86 70 oraz pod adresem e-mail sledczy@lodz.po.gov.pl - przekazuje prokurator Kopania, który zaznacza, że zeznania poszukiwanej kobiety mogą mieć "istotne znaczenie w sprawie".
Czekają na opinię, potem kluczowe decyzje
Prokurator Kopania przekazuje, że w sprawie zdarzenia z 6 sierpnia 2021 roku w śledztwie zebrany został bardzo obszerny materiał dowodowy.
- Przesłuchano kilkudziesięciu świadków, w tym okolicznych mieszkańców, członków rodziny, funkcjonariuszy policji i przedstawicieli służb medycznych - przekazuje Kopania.
Dodaje, że zabezpieczono też monitoring z kilku źródeł oraz zapisy łączności radiowej, dane GPS, telefony komórkowe i dokumentację medyczną.
- Przeprowadzono analizy i oględziny. Załączono szereg dokumentów związanych z interwencją i obowiązującymi procedurami - informuje prokurator. Dodaje, że zebranie niemal kompletnego materiału dowodowego pozwoli na powołanie w najbliższym czasie biegłych, zwłaszcza ponownie z zakresu medycyny sądowej, a także ratownictwa medycznego.
Po uzyskaniu opinii śledczy, jak zapowiadają, będą mogli podjąć decyzję dotyczące ewentualnego przedstawienia zarzutów poszczególnym osobom.
Śmierć po policyjnej interwencji
Bartosz Sokołowski zmarł 6 sierpnia po interwencji policji. Mężczyzna - jak przyznali rodzice 34-latka - był uzależniony od narkotyków. Nad ranem pojawił się przed blokiem, w którym mieszkał i rzucał kamykami w okno, żeby ktoś otworzył mu drzwi. Matka wezwała policję. Na miejscu pojawili się funkcjonariusze.
Mieszkańcy sąsiedniego bloku nagrali przebieg policyjnej interwencji. Film trafił do sieci. Widać na nim, jak przez kilka minut policjanci próbują obezwładnić mężczyznę, który leży na ziemi. 34-latek krzyczy i próbuje się wyrwać. Do dwójki funkcjonariuszy dołącza kolejny, a także mężczyzna w białej bluzie z plecakiem (prawdopodobnie policjant w cywilu). We czwórkę pochylają się nad leżącym, próbują go obezwładnić. Po chwili przenoszą mężczyznę do radiowozu, jednak nie udaje im się go tam umieścić. Bartosz leży na ulicy, przy radiowozie. W pewnym momencie przestaje krzyczeć i wyrywać się. Prawdopodobnie traci przytomność. Na filmie widać, jak jeden z funkcjonariuszy próbuje cucić 34-latka klepnięciem w twarz. Policja utrzymuje, że funkcjonariusze wezwali karetkę i przekazali ratownikom mężczyznę, który miał zachowane funkcje życiowe.
Nagrania rozmów ratowników
Policja twierdziła, że mężczyzna żył w momencie przejęcia przez zespół ratownictwa. Jednak dziennikarze Onetu dotarli do nagrań, które podważają tę wersję. Chodzi o zapisy rozmów załogi karetki, która 6 sierpnia została wezwana do pomocy mężczyźnie.
Reporterzy dotarli do siedmiu nagrań. Pierwsze zostało zarejestrowane, jeszcze zanim karetka dotarła pod blok, gdzie mężczyznę próbowali zatrzymać policjanci. Podczas rozmowy z dyżurnym komendy w Lubinie ratownicy dowiadują się, że "pacjent odpłynął, ale znowu krzyczy, więc chyba oprzytomniał". Zespół karetki w pewnym momencie słyszy głos policjanta dopytującego, gdzie jest karetka.
Z drugiego nagrania wynika, że ratownicy nie próbowali ratować 34-latka, bo w momencie ich przyjazdu mężczyzna już nie żył. Ratowniczka mówiła do dyspozytorki, że "mamy w karetce zgon".
- Pojechaliśmy tam, na miejsce tej interwencji, i tam się okazało, że pacjent nie żyje. Wzięliśmy go do karetki, tam do przebadania - przekazała dyspozytorce, która wyraźnie zdziwiona dopytywała, dlaczego zespół karetki zdecydował się zabrać nieżyjącego pacjenta.
Ratowniczka odpowiedziała, że mężczyzna był w kajdankach i "trzeba było go wziąć, żeby wszystkie tam parametry, bo na tym deszczu na ulicy nie mieliśmy co badać". Z kolejnych nagrań wynika, że zespół karetki zastanawiał się, kto i kiedy będzie mógł stwierdzić zgon mężczyzny. Ratowniczka w rozmowie z kolejną dyspozytorką relacjonowała, że karetka podjechała pod Szpitalny Oddział Ratunkowy, żeby lekarz dyżurny stwierdził zgon. Zaznaczyła jednak, że w szpitalu im odmówiono.
Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Marlena Najman