Krzyczeli „wynocha” i przynieśli taczkę, na której chcieli wywieźć księdza. Tak mieszkańcy Gowarczowa (woj. świętokrzyskie) wyrzucili w zeszłym roku swojego proboszcza. – To biznesmen, nie duchowny! – podkreślali parafianie. Czarę goryczy przelała informacja, że nielubiany ksiądz uderzył wikarego za zbyt mały „zbiór” z kolędy. Wyrzucony proboszcz poczuł się dotknięty i pozwał część parafian do sądu za zniesławienie.
Proces ruszył w sądzie w Końskich (woj. świętokrzyskie) i odbywa się za zamkniętymi drzwiami. W prywatnym akcie oskarżenia za zniesławienie duchownego oskarżonych jest czworo parafian. Były proboszcz żąda od nich przeprosin i zapłaty datków na cele charytatywne.
- Robi z nas kozłów ofiarnych – denerwuje się Ewa Jarosławska, jedna z oskarżonych. – Rok temu, pod kościołem pojawiło się prawie 300 osób. A on sobie wybrał kilka, które będzie prześladował – dodaje.
Ksiądz nie chciał rozmawiać z dziennikarzami. Powiedział jedynie, że „chce sprawiedliwości”. Jego pełnomocnik, mecenas Maciej Kabziński wyjaśnił, że oskarżone zostały tylko te osoby, które w przekazach dziennikarskich z Gowarczowa zniesławiły jego klienta.
- Chodzi o szkalujące wypowiedzi, które mogły narazić księdza na utratę zaufania niezbędnego do prowadzenia posługi – wyjaśnił.
„Ksiądz-biznesmen”
Były proboszcz (prosił o nie pokazywanie jego wizerunku) został wyrzucony z parafii w styczniu zeszłego roku. Grupa około 300 osób pojawiła się przed wieczorną mszą. Parafianie byli zdenerwowani, bo po Gowarczowie rozeszła się wieść o tym, że proboszcz uderzył wikarego. Według innych uderzenia nie było, ale była słowna reprymenda. Za co?
- Wikaremu oberwało się, bo za mało przyniósł pieniędzy – przekonywali parafianie.
To przelało czarę goryczy. Bo proboszcz już wcześniej był nielubiany za to, że – jak słyszymy – „bardziej był biznesmenem niż księdzem”.
- Miał cennik. Każda rodzina musiała rocznie zapłacić 100 złotych na parafię. Jeżeli ktoś nie zapłacił, to trafiał na listę dłużników. A dłużnik mógł zapomnieć np. o pochówku osoby bliskiej na cmentarzu – opowiada Ewa Jarosławska.
Na tym niecodzienne decyzje miały się nie kończyć. Wierni opowiadają np. o dyżurach sprzątania w kościele.
- Była informacja, że ta ulica danego tygodnia sprząta. A każdy sprzątający miał zapłacić 10 złotych na kwiaty – mówi inna parafianka. Też pozwana.
Taczki, okrzyki i policja
W styczniu ubiegłego roku ksiądz był na tyle wystraszony, że zabarykadował się przed wiernymi w plebanii. Wezwał policję. Ci funkcjonariusze, którzy pojawili się na miejscu szybko stwierdzili, że ze zdenerwowanym tłumem nie ma żartów i wezwali posiłki. Ostatecznie pod kościołem porządku pilnowało ponad 20 policjantów. Znienawidzony proboszcz wyjechał w asyście policji. Do Gowarczowa już nie wrócił.
„Na wszelki wypadek” pod miejscowym kościołem i tak przez kilka dni gromadzili się wierni. Żeby „ksiądz nie wrócił”. Niedługo potem kuria wyznaczyła parafianom nowego proboszcza.
Jeśli chcielibyście nas zainteresować tematem związanym z Waszym regionem - czekamy na Wasze sygnały/materiały. Piszcie na Kontakt24@tvn.pl
Autor: bż/sk / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24 Łódź