Szedł na obchód, ale broni z jakiegoś powodu brać ze sobą nie chciał. Schował ją do... kuchenki mikrofalowej. A ona - w tajemniczych okolicznościach - się włączyła. Tak 36-letni ochroniarz opowiada o tym, co wydarzyło się na jego samotnym dyżurze w Bogatyni (woj. dolnośląskie).
Wtedy wiadomo było tyle, że broń służbowa pracownika ochrony trafiła do mikrofali. Agnieszka Goguł, rzecznik policji w Zgorzelcu tłumaczyła, że "działanie urządzenia spowodowało rozerwanie dwóch łusek naboi".
Teraz, w prokuraturze, dowiedzieliśmy się, jak całe zdarzenie opisywał sam zainteresowany. Trudno jednak stwierdzić, że rzucił dużo światła na tę sprawę....
- Mężczyzna był 10 marca na dyżurze nocnym. Był sam na terenie ochranianego obiektu - mówi tvn24.pl Artur Barcella, prokurator rejonowy w Zgorzelcu.
Było po północy, kiedy - jak wyjaśniał przesłuchiwany mężczyzna - chciał iść na obchód. Z jakiegoś powodu uznał, że nie warto ze sobą brać broni służbowej. Co zatem z nią zrobić?
- Ochroniarz stwierdził, że nie mógł tak po prostu zostawić broni na widoku - informuje prokurator.
Cuda, dziwy
Mężczyzna uznał, że dobrą kryjówką dla pistoletu i dwóch magazynków będzie... kuchenka mikrofalowa. Z jego relacji wynika, że urządzenie od dawana nie było używane.
- Po schowaniu broni mężczyzna miał się oddalić - mówi prokurator.
Od tego momentu narracja 36-latka staje się jeszcze bardziej tajemnicza. Wynika z niej, że po powrocie mężczyzna miał stwierdzić, że urządzenie się włączyło. Dwa podgrzane naboje eksplodowały i uszkodziły kuchenkę.
- Mężczyzna nie wie, kto i dlaczego miał włączyć grzanie. Zaznacza, że sam tego nie zrobił - informuje prokurator Artur Barcella.
36-latek o incydencie poinformował przełożonego. A ten zadzwonił na policję. Funkcjonariusze przedstawili mu dwa zarzuty: narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia albo spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu oraz naruszenia przepisów ustawy o broni i amunicji.
Śledztwo w toku
Jak się dowiedzieliśmy, zarzuty przedstawione przez policję mogą nie obronić się w sądzie. Prokuratorzy mają wątpliwości zwłaszcza co do tego, czy ochroniarz faktycznie naraził czyjeś zdrowie i życie.
- Na obiekcie był sam. On był zatem jedyną osobą, której mogła stać się krzywda - tłumaczy prokurator Artur Barcella.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock