Arkadiusz Kraska wyszedł na wolność po 19 latach spędzonych w celi za podwójne morderstwo. Więzienie opuścił, bo Sąd Najwyższy wstrzymał wykonanie kary dożywocia. Z tym wnioskiem wystąpiła prokuratura, która po latach stwierdziła, że skazany przed laty na dożywocie mężczyzna mógł zostać wplątany w zbrodnię.
- Nie miałem nic z tą sprawą wspólnego. Spędziłem dziewiętnaście lat, siedem miesięcy i sześć dni za przestępstwo, którego nie popełniłem. Siedziałem za niewinność, byłem traktowany jak zwyrodnialec - mówił chwilę po opuszczeniu zakładu karnego w Szczecinie Arkadiusz Kraska.
Podkreślał przy tym, że "musi się nauczyć żyć od nowa".
- Teraz jest za wcześnie, żeby o tym wszystkim opowiadać. Teraz mam plan taki, żeby coś zjeść - powiedział, czym wywołał wesołość zgromadzonych przed więzieniem.
Potem, już całkiem poważnie podkreślał, że "żadne pieniądze nie zwrócą mu straconego życia".
Decyzję o wstrzymaniu wyroku dożywocia za podwójne zabójstwo podjął w poniedziałek Sąd Najwyższy.
"Zachodzi obecnie wysokie prawdopodobieństwo, iż dojdzie - w wyniku rozpoznania nadzwyczajnego środka zaskarżenia - do uchylenia wyroków sądów I oraz II instancji, czego domaga się w skardze nadzwyczajnej prokurator" - czytamy w uzasadnieniu decyzji SN.
Sędzia Jacek Błaszczyk podkreślił, że decyzja o wstrzymaniu wykonania kary w żaden sposób nie przesądza ostatecznej decyzji co do uniewinnienia mężczyzny.
Zaznacza jednak, że szereg nowych dowodów wykazanych przed sądem jasno wskazuje, że należy zastosować nadzwyczajny środek zaskarżenia, jakim jest wstrzymanie wykonania kary.
Więcej o sprawie w dzisiejszym magazynie "Czarno na Białym", o 20.35 na TVN24.
Przed zakładem karnym w Szczecinie na Arkadiusza Kraskę czekali jego najbliżsi. W tym żona, z którą wziął ślub już po tym, jak trafił za kraty.
- Ja go znam z wolności, ale to był wtedy młody chłopak. Musimy się nauczyć siebie. Jacy jesteśmy w życiu codziennym, normalnym - mówiła wyraźnie szczęśliwa partnerka mężczyzny.
Dodała, że planuje wspólne odwiedziny u członków rodziny.
- Arek ich przecież nie wszystkich poznał. Bo niektórzy nie mogli przyjść na widzenie, albo Arek uważał, że to może być niebezpieczne - tłumaczyła kobieta w rozmowie z Alicją Rucińską, reporterką TVN24.
Żona Arkadiusza Kraski podkreśla, że sama miała wątpliwości co do tego, "czy da radę". Takich wątpliwości - jak opowiada - nie miał za to sam skazany.
Wrobiony?
8 września 1999 roku w Szczecinie doszło do bójki, która przerodziła się w strzelaninę. Zginęło dwóch mężczyzn. Za ich śmierć prawomocnie skazany został Arkadiusz Kraska.
Prokuratorski wniosek o wznowienie postępowania w sprawie został wysłany do sądu 8 marca tego roku.
- Prokurator doszedł do wniosku, że istnieją bardzo poważne wątpliwości co do tego, czy pan Arkadiusz Kraska faktycznie popełnił zarzucany mu czyn - mówił Marcin Lorenc z Prokuratury Regionalnej w Szczecinie.
Pod wnioskiem podpisała się Barbara Zapaśnik, która między innymi dla tej sprawy wróciła z prokuratorskiej emerytury. Jest doświadczonym śledczym, w latach 90. zajmowała się sprawami gangów. Przy okazji badania innej sprawy na jaw wyszły nowe fakty, które mogą dać Krasce wolność.
- Są to dowody na to, że policja wykonywała polecenia gangsterów i krok po kroku wrabiała Kraskę w podwójne zabójstwo - mówi dziennikarka Wirtualnej Polski Magdalena Mieśnik, która zapoznała się z dokumentami prokuratury, zanim zostały utajnione.
Czytała ona wniosek o wznowienie postępowania, z którego wynikało, że policjanci mieli wysłać do Centralnego Laboratorium Kryminalistycznego inną taśmę z monitoringu niż ta, na której było widać zajście.
Miały być podmienione protokoły z zeznań świadków, a także łuski miały być podrzucone w inne miejsce niż to, w którym doszło do zabójstwa. Zeznania świadków incognito też miały być niespójne. - Ranny mężczyzna, według tego, co powiedzieli, miał zostać postrzelony w rejonie ulicy Łokietka, tymczasem do zabójstwa doszło w pobliżu stacji benzynowej. Jeśli kierować się logiką prokuratury i sądu, postrzelony trzykrotnie mężczyzna, w tym w biodro, musiałby przebiec kilkadziesiąt metrów i nie zgubił klapków, które miał na nogach - relacjonuje Magdalena Mieśnik.
Prokuratura dotarła też do Izabeli Ł., świadka, który miał zniknąć po przesłuchaniu. - Ona, gdy pierwszy raz była przesłuchiwana, powiedziała, że to na pewno nie Arkadiusz Kraska był na miejscu zbrodni, nie on strzelał - mówi dziennikarka. - Policjanci nękali ją przez kilka dni, zmuszali do zmiany zeznań, straszyli więzieniem, przekonywali, że zabiorą jej dziecko, jeśli nie zmieni zeznań.
"Koszmar"
Z przebywającym w celi Arkadiuszem Kraską rozmawiał przez telefon Jacek Smaruj, reporter "Czarno na Białym". Skazany w 2001 roku Kraska podkreślał w czasie rozmowy, że czuje się niewinny.
- Ja nie mam nic wspólnego z takimi rzeczami. No ludzie, przecież to jest koszmar po prostu - podkreślał.
- Ludzie, którzy mnie wrobili, wywodzili się z tak zwanego półświatka przestępczego. Oni działają razem, w porozumieniu z policją i z organami ścigania - powiedział.
Mężczyzna przez cały proces podkreślał, że nie brał udziału w zdarzeniu, podczas którego zginęło dwóch mężczyzn.
Jego ówczesna partnerka podkreśla, że "tak jak wtedy, tak i dziś, i w przyszłości daje ręce i ręce syna na stół i nie boi się, że je straci, bo wie, że [Kraska - red.] tego nie zrobił".
Nie tylko ona dała mu alibi, ale także - jak twierdzi - dwóch jego kolegów, między innymi mężczyzna, z którym Kraska oglądał mecz. - Członkowie mojej rodziny dzwonili, oni również potwierdzili - dodaje.
Zaznacza, że sama nie była wiarygodnym świadkiem, bo była wtedy jego partnerką. - Najbliższa osoba nie jest wiarygodna dla pana sędziego - mówi. Istotna w sprawie może być przeszłość Kraski.
Ten - zanim usłyszał wyrok - znał przestępczy świat. - Był chuliganem - wspomina jego siostra. - Siedział w więzieniu za jakieś awantury, rozboje - wylicza.
Autor: bż / Źródło: TVN24 Łódź
Źródło zdjęcia głównego: TVN24