Oszpecenie - to dla wielu aktorek najlepsza recepta na Oskara. Zwykle piękne Charlize Theron ("Monster"), czy Nicole Kidman ("Godziny"), dzięki takiej charakteryzacji sięgnęły po statuetki Akademii. Mickey Rourke w "Zapaśniku" też w niczym nie przypomina przystojniaka z "9 i 1/2 tygodnia". Tyle, że on nie potrzebował charakteryzacji - wystarczyły: bezwzględny czas, alkohol i narkotyki.
W tytułowej roli wygląda naprawdę odpychająco - przerost masy mięśniowej, potworne długie tlenione włosy i błyszczące zapaśnicze stroje - są niczym w porównaniu ze zniszczoną twarzą. Aktor i grany przez niego główny bohater Randy "The Ram" Robinson, były mistrz Wrestlingu, mają ze sobą tak wiele wspólnego, że Rourke o swojej kreacji mówi wprost: "to ja". I trudno traktować to jako kokieterię.
Oczywiście "wygląd to nie wszystko" - Rourke daje w filmie popis aktorskiego kunsztu, o który nikt nie podejrzewał go w czasach "Dzikiej Orchidei". Rourke to zresztą nie tylko świetny aktor, ale i... były zawodowy bokser, a doświadczenie z ringu okazało się w "Zapaśniku" bezcenne.
Oscar murowany?
I dlatego Rourke ze swoją kreacją jest murowanym faworytem do Oscara dla najlepszego aktora. Krytycy i bukmacherzy są zgodni - większą sensacją, niż jego porażka, byłoby tylko nieprzyznanie nagrody za rolę drugoplanową Heathowi Ledgerowi.
Niegdyś noszony na rękach przez fanów gwiazdor mieszka samotnie w przyczepie kempingowej, by związać koniec z końcem bierze nadgodziny w hipermarkecie. Żyje od weekendu do weekendu, kiedy to znów zakłada zapaśniczy trykot i odcina kupony od niegdysiejszej sławy występując na salach gimnastycznych dla garstki najwierniejszych fanów wrestlingu. Dawno już jednak stuknął mu piąty krzyżyk - zniszczone treningami i końskimi dawkami sterydów ciało odmawia posłuszeństwa. Gdy tuż po walce dostaje ataku serca i musi zakończyć karierę, postanawia odzyskać miłość porzuconej córki (Evan Rachel Wood), o pomoc prosi jedyna bliską mu osobę - strpitizerkę Cassidy (nominowana do Oscara za żeńską drugoplanową rolę Marisa Tomei).
"To ja"
Film Aronofsky'ego to prosta historia opowiedziana jednak w autentyczny i przekonujący sposób. Zbliżona do manifestu Dogmy konwencja, dodaje obrazowi bolesnego naturalizmu. Największym atutem filmu jest jednak oczywiście sam Rourke. Widz, który chociaż pobieżnie śledził wzloty i upadki kariery aktora, film ogląda z przybijającą świadomością jak bliska musi mu być ta postać.
Partnerująca Rourke'owi Tomei, z powodzeniem dotrzymuje mu kroku. Jako striptizerka wypada naprawdę przekonująco, a na wybiegu nocnego klubu prezentuje się znacznie bardziej atrakcyjnie niż Rourke na ringu. Słowa uznania należą się też trochę nie docenionej Evan Wood, która jako córka Rande'go dopełnia świetne aktorskie trio.
W Europie już wygrał
"Zapaśnik", który w kategorii "najlepszy film" nie dostał nawet nominacji do Oscara, w Wenecji został nagrodzony główną nagrodą. Paradoksalnie Rourke drogo za to zapłacił - przeszła mu koło nosa nagroda dla najlepszego aktora. Dlaczego? Regulamin mówi jasno, że aktor grający w filmie nagrodzonym Złotym Lwem nie może otrzymać indywidualnego wyróżnienia. Z tą zasadą nie chciał się pogodzić... nawet przewodniczący jury Wim Wenders. Niemiecki reżyser otwarcie skrytykował regulamin festiwalu, co wywołało niemały skandal wśród dumnych wenecjan.
Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by Rourke otrzymał Nagrodę Amerykańskiej Akademii Filmowej. Według bukamacherów przyjmujących zakłady na oscarową galę już ją zgarnął. Konkurencja w tym roku nie jest silna i chyba tylko Sean Penn mógłby wejść zapaśnikowi w paradę.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: SPInka