W czerwcu kalendarz premier kinowych zdominował jeden tytuł: "Elvis" Baza Luhrmanna, który jest jedynym w swoim rodzaju widowiskiem muzyczno-filmowym, ale niejedyną ciekawą nowością w tym miesiącu. Co warto jeszcze zobaczyć w czerwcu? Oto autorski przegląd najciekawszych premier.
Piękno kina polega na jego różnorodności, a czerwcowy kalendarz premier kinowych świetnie odzwierciedla bogactwo sztuki filmowej. Mamy ciekawe, oszczędne w środkach wyrazu tytuły art-house'owe, ale również te głośne, wysokobudżetowe, na które miłośnicy czekali z ogromnym zaciekawieniem. Spośród bogatej listy czerwcowych nowości, reporter i dziennikarz tvn24.pl Tomasz-Marcin Wrona wybrał pięć najciekawszych, na które warto zwrócić uwagę.
"Między dwoma światami"
Juliette Binoche jest jedną z tych europejskich aktorek, która pomimo bogatej i długiej kariery nie przestaje zaskakiwać swoich widzów. W swoim najnowszym filmie "Między dwoma światami" używa szerokiej palety emocji w sposób, jak potrafią jedynie wybitne aktorki. Prawdopodobnie stworzyła właśnie najważniejszą rolę w swojej bogatej karierze, która zasługuje na wszystkie filmowe nagrody. I wcale nie trzeba być jej fanem, żeby dać się jej porwać, razem z nią się śmiać i pozwolić jej złamać serce.
"Między dwoma światami" to druga pełnometrażowa fabuła wyreżyserowana przez wybitnego francuskiego pisarza Emmanuela Carrere'a. Twórca sięgnął tym razem po jeden z najgłośniejszych francuskich tytułów literatury non-fiction "Le Quai de Ouistreham" autorstwa Florence Aubenas. Książka z 2010 roku rozeszła się na pniu w dniu premiery. Tekst ukazuje nierówności społeczno-ekonomiczne we Francji i codzienne zmagania współczesnego prekariatu. Od razu nasuwają się skojarzenia z oscarowym hitem "Nomadland" Chloe Zhao, czy filmami Kena Loacha - mistrza kina społecznie zaangażowanego. Ale Carrere buduje fabułę na własnych zasadach. Nie ma tu żadnych fabularnych fikołków, czy efekciarskich zabiegów. Są ludzie i ich codzienne zmagania.
Binoche wciela się w popularną paryską pisarkę Marianne Winkle, która właśnie pracuje nad swoim nowym bestsellerem, dotyczącym wyzwań współczesnego rynku pracy. W związku z tym postanawia wyruszyć do jednego z północnofrancuskich miast portowych, gdzie zatrudnia się jako sprzątaczka w hotelu. Tu poznaje - a my wraz z nią - ludzi, którzy łapią się najróżniejszych prac dorywczych, by móc związać koniec z końcem. Bez stałego zatrudnienia, zaplecza socjalnego, przepełnia ich niepokój o to, co przyniesie jutro. A że większość obsady to naturszczycy, jeszcze głębiej wchodzimy ich w codzienne doświadczenia.
"Między dwoma światami" w reżyserii Emmanuela Carrere'a w kinach od 10 czerwca.
"Buzz Astral"
Są filmy, na które wpada się z przyjemnością przy zmienianiu kanałów telewizyjnych. Do takich klasyków należy animacja "Toy Story" i kolejne jej części. Chyba wszystkich widzów bawiły i poruszały przygody Woody'ego, Buzza, Bo Peep i pozostałych bohaterów. Chociaż "Toy Story" jest odrębną serią, wytwórnia Disneya - Pixar, stworzyły historię osoby, która była inspiracją dla słynnej zabawki.
Reżyserem filmu, który jest świetną rozrywką zarówno dla najmłodszych, jak i dorosłych widzów, jest Angus MacLane, który pracował przy "Toy Story" i był współreżyserem "Gdzie jest Dory". W zapowiedzi czytamy, że film jest wypełniony międzygalaktycznymi przygodami. W oryginalnej, anglojęzycznej wersji głosów bohaterom użycza plejada gwiazd: Chris Evans, Keke Palmer, Taika Waititi, Uzo Aduba czy James Brolin.
"Buzz Astral" w reżyserii Angusa MacLane'a w kinach od 17 czerwca.
"Elvis"
Baz Luhrmann przez ostatnie ćwierć wieku przyzwyczaił swoich fanów, że jak mało kto, potrafi tworzyć wciągające filmy z absolutnym rozmachem. Wystarczy wspomnieć czy kultowy już dzisiaj musical "Moulin Rouge", czy równie świetną adaptację "Wielkiego Gatsby'ego". I jest jednym z tych filmowców, który za każdym razem mocno dzieli publiczność na swoich fanów i antyfanów, wywołując zupełnie skrajne emocje. Z całą pewnością trudno wobec jego filmów przejść obojętnie.
Informacja, że australijski filmowiec zabiera się za historię Elvisa Presleya, podsyciła zainteresowanie projektem, zrealizowanym w wytwórni Warner Bros. Pictures. Im bliżej było światowej premiery filmu na ostatnim Festiwalu Filmowym w Cannes, tym bardziej wzrastało zainteresowanie tym, co Luhrmann pokaże. Premiera na Lazurowym Wybrzeżu wzbudziła największy entuzjazm publiczności canneńskiej, owacje na stojąco trwały 12 minut - ustanawiając tegoroczny rekord. W pierwszych recenzjach, jakie pojawiły się w mediach branżowych, jednym z zarzutów było to, że Luhrmann po raz kolejny nie dostosował swojego stylu do podejmowanego tematu, a temat do stylu. Odczytuję to jednak jako atut.
"Elvis" nie ma w sobie nic ze standardowego filmu biograficznego. Fabuła została skonstruowana w taki sposób, że na króla rock'n'rolla (w tej roli niesamowicie charyzmatyczny Austin Butler) patrzymy z perspektywy jego wieloletniego menedżera "pułkownika" Toma Parkera (tu kolejna świetna rola Toma Hanksa - chociaż niektórych może drażnić jego charakteryzacja). Luhrmann odrzucił pokusę wchodzenia zbyt głęboko w intymne szczegóły biografii Presleya, dzięki temu dostajemy uniwersalną historię o chłopaku znikąd, który rozpala serca i wyobraźnie Ameryki i nie tylko. Mamy Elvisa, jego muzykę i fenomen, a także jego emocje - człowieka z krwi i kości.
"Elvis" jest wyjątkowym przykładem, jak kreatywnie wykorzystać biografię legendy, żeby nie otrzeć się o oczywistości i banały. Bardzo dynamiczny montaż, wielość obrazów jednocześnie pojawiających się na ekranie, sprawiają wrażenie, że film - którego warstwa wizualna jest zjawiskowa i perfekcyjnie wypełniona przepychem godnym Elvisa - jest blisko trzygodzinnym teledyskiem. Ale taki zabieg sprawia, że narracja utrzymuje swoje tempo i nie ma dłużyzn. Luhrmann, który przypomina o swoich teatralnych korzeniach, ma również niezwykłą świadomość, jak wciągnąć widzki i widzów w nurt tego, o czym właśnie opowiada.
"Elvis" w reżyserii Baza Luhrmanna w kinach od 24 czerwca.
"Paryż, 13. dzielnica"
Jacques Audiard jest jednym z czołowych przedstawicieli francuskiego kina autorskiego. W 2015 roku jego dramat "Imigranci" otrzymał Złotą Palmę Festiwalu Filmowego w Cannes. Natomiast "Prorok" w 2010 doceniony został Wielką Nagrodą Jury, czyli drugą co do ważności nagrodą canneńskiego wydarzenia. W Konkursie Głównym ubiegłorocznej edycji Festiwalu Filmowego w Cannes Audiard pokazał swoją najnowszą fabułę "Paryż, 13. dzielnica", którym udowodnił, że filmowo nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.
Audiard połączył siły między innymi z wybitną reżyserką i scenarzystką Celine Sciammą, która współtworzyła scenariusz do "Paryż, 13. dzielnica". Dzięki temu widzowie mogą zobaczyć inne oblicze francuskiej stolicy. Bo choć nie od dzisiaj wiadomo, że Paryż jest miastem zakochanych, to sposób, w jaki twórcy uchwycili romantyczne relacje współczesnych trzydziestolatków, budzi prawdziwy zachwyt. Francuska stolica staje się nie tylko tłem, ale i bohaterem filmu. A dokładnie 13. dzielnica, wypełniona brutalistyczną architekturą, wieżowcami, która niewiele ma wspólnego z pocztówkowymi, oklepanymi krajobrazami Paryża.
Audiard wykorzystał trzy powieści graficzne nowojorskiego grafika i twórcy komiksów Adriana Tomine'a. Jednak francuski klasyk postanowił stworzyć własną odpowiedź na to, jak Tomine rysuje zagubienie i czasami absurdalność życia we współczesnej metropolii. "Paryż, 13. dzielnica" daje nową jakość nurtowi kina przedmieść, którego chyba najlepszym przykładem jest słynna "Nienawiść" Mathieu Kassovitza. Jednak film Audiarda to studium współczesnych związków, portret codziennych zmagań millenialsów, w którym każdy może się odnaleźć. Ziarnista tekstura czarno-białych zdjęć oddaje niesamowity klimat i dynamikę opowiadanych historii, w których losy bohaterów splatają się w nie zawsze oczywisty sposób.
"Paryż, 13. dzielnica" w reżyserii Jacquesa Audiarda w kinach od 24 czerwca.
"Kolano Ahed"
Jeden z najwybitniejszych współczesnych twórców kina izraelskiego Nadav Lapid nie bierze jeńców. Każdy kolejny jego film to nie tylko artystyczne wydarzenie, ale też punkt wyjścia do głębszych przemyśleń. Izraelczyk międzynarodowe zainteresowanie wzbudził w 2014 roku, prezentując swoją "Przedszkolankę" podczas Tygodnia Krytyków Międzynarodowego Festiwalu Filmowego w Cannes. Film doczekał się amerykańskiej wersji z Maggie Gyllenhaal w jednej z głównych ról. W lutym bieżącego roku zaprezentował w Konkursie Głównym MFF w Berlinie swoją piątą pełnometrażową fabułę "Synonimy". Jury, pod przewodnictwem Juliette Binoche, uznało film za najlepszy w tegorocznej edycji. Nadav Lapid został pierwszym izraelskim reżyserem, który sięgnął po Złotego Niedźwiedzia. "Synonimy" otrzymały również Nagrodę FIPRESCI tego samego festiwalu.
"Kolano Ahed" jest prawdopodobnie jego najbardziej radykalnym filmem w dotychczasowej karierze. Światową premierę tytuł miał w ramach Konkursu Głównego ubiegłorocznej edycji Festiwalu Filmowego w Cannes, gdzie doceniony został Nagrodą Jury.
Film jest swoistym punkowym manifestem, w którym Lapid - jak to zwykle u niego bywa - miesza emocje i wątki autobiograficzne z fikcją. I chociaż akcja dzieje się we współczesnym Izraelu, bardzo łatwo można uchwycić uniwersalny przekaz filmu. Reżyser przypomina, że wolność artystyczna polega przede wszystkim na przekraczaniu kolejnych granic, wyrażaniu własnego spojrzenia na rzeczywistość niezależnie od tego, czy znajduje się przy tym poparcie władz. Główny bohater filmu Y - reżyser z Tel Awiwu mierzy się z żałobą po śmierci matki oraz po śmierci wolności, przede wszystkim tej kulturalnej, którą dobija prowadzona przez władze polityka kulturalna. Za pomocą Y, Lapid wytyka absurdy polityki i stara się przy okazji nie stracić własnego głosu. Ale to również film o tym, jak drastyczne podziały polityczne, konflikty i kryzysy z nimi związane, odbierają możliwość dialogu, próby znalezienia elementów wspólnych, które mogłyby być punktem wyjścia do rozmowy.
"Kolano Ahed" w reżyserii Nadava Lapida w kinach od 24 czerwca.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: dzięki uprzejmości Warner Bros. Pictures / © 2022 Warner Bros. Entertainment Inc. All Rights Reserved