Jemu współcześni byli przekonani, że posiadł umiejętność tresury owadów. Widzieli szarżujące na siebie armie koników polnych i mordercze pojedynki jelonków rogaczy z potężnymi „szczypcami”. Następcy, w ponad pół wieku po jego śmierci wciąż nie potrafią wytłumaczyć sekretów techniki. Zagadkę reżysera, magika animacji Władysława Starewicza próbuje rozwiązać film dokumentalny „Treser żuków – Władysław Starewicz – pionier animacji lalkowej”.
W 1912 roku ukazał się film „Piękna Lukanida”. To w nim zawzięcie walczyły ze sobą armie owadów. Ówcześni widzowie nie potrafili pojąć: w jaki sposób reżyserowi udało się wytresować żuki do walki w zbrojach.
Film i owady
On sam, od najmłodszych lat miał dwie pasje: kino i entomologię. Animował swoje historyjki w szkolnych zeszytach, a w domu zbierał kolekcje owadów.
W wieku 28 lat, czyli w roku 1910, zapragnął nakręcić film, w którym zagrać miały jego owady. Miały walczyć.
Mimo usilnych starań, Starewiczowi nie udało się zmusić jelonków rogaczy do walki. Uciekł się więc do podstępu. Owady zabił, a przez ich kończyny przeprowadził cienkie druciki i przykleił je woskiem do tułowia. Zaopatrzył je w miniaturowy wojskowy oręż, ustawił na polu bitwy i – sfotografował. Po chwili całą scenę nieznacznie przesunął – rycerze zrobili po ułamku kroku w swoje strony. Lampa błyskała tysiące razy. Zdjęcia skleił w jedną filmową taśmę.
Pierwszy animator
W ten sposób Władysław Starewicz wymyślił animację i technikę poklatkową. Film „Piękna Lukanida” zadziwił bywalców ówczesnych kin. Odniósł ogromny sukces, wymieniany był potem przez lata jednym tchem obok Charliego Chaplina i braci Lumiere. Aż nagle – został zapomniany.
Pamięć o nim przywołują teraz twórcy filmu „Treser żuków – Władysław Starewicz – pionier animacji lalkowej”. Międzynarodowa koprodukcja przedstawia życie i twórczość pioniera, a przy okazji prezentuje klasyczne love-story z animowanym żukiem w tle.
Se-Ma-For przypomina o swoim mistrzu
Autorami filmu jest dwóch litewskich reżyserów Donatas Ulvydas i Linas Augutis oraz polski – Marek Skrobecki. W produkcję filmu zaangażowany jest m.in. łódzki Se-Ma-For. – Wraz z Rasą Miskinytą, litewską producentką chcieliśmy zrobić film, który przypomniałby szerokiej publiczności o twórczości Starewicza – powiedział w rozmowie z portalem tvn24.pl Zbigniew Żmudzki z Se-Ma-For-a. Jak tłumaczy, postać jest ważna dla obu narodów. – Nie ma wątpliwości, że Starewicz był Polakiem. Jednak jego pionierskie filmy powstały prawdopodobnie w Kownie, na terenach dzisiejszej Litwy – dodał.
Jednocześnie, wskrzeszenie pamięci o polskim filmowcu szczególnie mocno leży na sercu Se-Ma-For-owi, znanemu przede wszystkim z doskonałej animacji lalkowej. – Starewicz był pionierem i mistrzem tego, czym w znacznej mierze my się teraz zajmujemy – mówił Zbigniew Żmudzki.
Z czeluści rosyjskich archiwów
Żeby odsłonić tajemnice Władysława Starewicza, litewscy scenarzyści ruszyli do moskiewskich archiwów, w których przechowywanych jest wiele dotąd niepokazywanych filmów Starewicza i o Starewiczu. Ich fragmenty można teraz zobaczyć w „Treserze żuków”.
„Zabrał tajemnice do grobu”
- Starewicz zmarł w 1965 roku i bez wątpienia zabrał ze sobą kilka tajemnic do grobu – mówi tvn24.pl historyk filmu animowanego Marcin Giżycki. – Jego dorobek jest tak wielki, a osiągnięcia stoją na tak wysokim poziomie, że żaden lalkarz nie może odżegnywać się od spuścizny Starewicza – dodaje.
Laickim okiem łatwo się zachwycić animacją lalek tworzonych przez Starewicza, ale pod ich wielkim wrażeniem są także fachowcy. Królowa Lwica – 80-centymetrowa lalka, wyposażona w mechanizm mimiki całej twarzy, w filmie „Opowieść o lisie” ożywa w sposób imponujący, jej pysk zachowuje się jak ludzki, jest znacznie bardziej „mimiczny” niż jakiegokolwiek żywego lwa. – Nie mamy pojęcia jak on to robił. Bez tego całego sprzętu, bez komputerów, zaawansowanej hydrauliki, którymi posługujemy się dzisiaj – opowiada Zbigniew Żmudzki, który produkował lalkowego „Piotrusia i Wilka” – laureata Oscara (CZYTAJ WIĘCEJ).
Bracia Quay hołdują Starewiczowi
W "Treserze żuków", podobne zdanie wypowiadają najsłynniejsi współcześni animatorzy – bracia Quay. – Nie wiemy jak on to robił. Chcielibyśmy zapytać, ale pewnie odpowiedziałby: „Dojdźcie do tego sami”. I musielibyśmy się z tym pogodzić – mówią bliźniacy. (WIĘCEJ O BRACIACH QUAY CZYTAJ TUTAJ).
Władysław Starewicz swoich sekretów skrzętnie strzegł od początku do końca swojej kariery. Filmy animowane tworzył z niewielką ekipą – żoną, córkami, ewentualnie najbliższymi przyjaciółmi. To one, kobiety jego życia, wiedziały jak Starewicz doszedł do mistrzostwa, ale tajemnic jego warsztatu nigdy nie zdradziły.
Dlatego dzisiaj, w czasie dokonującej się rewolucji technologicznej, gdy nad filmami pracują dziesiątki, setki a bywa, że tysiące osób, magik animacji musi być uznany za postać wyjątkową. On sam stworzył animację lalkową i w czasie swojej - trwającej pół wieku - twórczości osiągnął poziom, którego nie powtórzył już nikt inny.
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Wikipedia