Dziennikarze w Cannes obejrzeli już startujący w konkursie filmów krótkometrażowych obraz 24-letniej polskiej reżyserki Elżbiety Benkowskiej "Olena", jurorzy zobaczą go dopiero w sobotę. O tym, co było inspiracją dla filmu i w jaki sposób Roman Polański zdecydował o jej życiowym wyborze, młoda artystka opowiada w rozmowie z tvn24.pl.
Tvn24.pl: - Jest pani świeżo upieczoną absolwentką Gdyńskiej Szkoły Filmowej. Taki "prezent" jak szansa ubiegania się o Złotą Palmę w Cannes to chyba więcej niż dyplom?
Elżbieta Benkowska: To o tyle wyjątkowa sytuacja, że 4 kwietnia zdążyłam się obronić, a dwa tygodnie później przyszła wiadomość, że mój film zakwalifikował się do konkursu w Cannes. Właśnie ten, który był moją pracą dyplomową.
Rozmawiamy tuż po pierwszym pokazie pani filmu - na razie tylko prasowym. Jakie wrażenia?
Nic jeszcze nie wiem, bo sama w nim nie uczestniczyłam. Zresztą ten najistotniejszy pokaz, dla jurorów, odbędzie się dopiero w ostatnim dniu festiwalu – w sobotę 25 maja. Widziałam za to niektóre filmy, startujące obok mojego w konkursie krótkiego metrażu i mogę powiedzieć, że najbardziej podobał mi się islandzki, a niezwykle oryginalny był japoński. Myślę, że konkurencja jest bardzo wyrównana.
Podobno zdała pani na reżyserię, by poznać Romana Polańskiego? Jeśli tak, to marzenie szybko się spełni, bo przecież Polański startuje z filmem w konkursie głównym. I jego film jurorzy także zobaczą w sobotę.
To nie był główny powód mojego wyboru, choć faktycznie zawsze chciałam bardzo Polańskiego poznać. Przede wszystkim jednak chciałam nauczyć się robić dobre filmy. Nie wiem, czy uda mi się go spotkać - jeśli ja mam bardzo napięty grafik, trudno mi nawet wyobrazić sobie, jak wyglądać musi jego.
"Olena", którą pokazuje pani w festiwalowym konkursie, to opowieść o parze Ukraińców, którym podczas podróży ginie paszport. To zdaje się prawdziwa historia?
Po części. Inspiracją do filmu było zdarzenie, które przytrafiło się mnie samej. Gdy jechałam na praktyki do Czarnogóry przez Serbię, wypadł z pociągu mój paszport. W końcu po długich poszukiwaniach i wielu przygodach, znalazłyśmy go z koleżanką na torach. Wtedy pamiętam, pomyślałam, że po coś to musiało się wydarzyć, i może kiedyś nakręcę o tym film. Gdy opowiedziałam o tym po wakacjach w szkole filmowej, proponując całą historię jako pomysł na scenariusz, usłyszałam, że jest bardzo ciekawa i to dobry pomysł. Z tym, że potraktowałam ją bardziej jako punkt wyjścia, bo w moim filmie wygląda to nieco inaczej. Bohaterami uczyniłam dwoje młodych Ukraińców, którzy jadą do Szwecji przez Polskę, również pociągiem. Niespodziewanie kradną im paszport, później wybucha bójka, ktoś wyrzuca go na tory, a oni muszą paszport znaleźć, nim odpłynie ich prom. Przy okazji wychodzi na jaw prawdziwy cel ich podróży. Autorem zdjęć do filmu jest mój kolega z roku, Sławomir Witek i oboje jesteśmy pierwszymi absolwentami tej nowej, gdyńskiej szkoły. Pracowało się nam wspólnie fantastycznie.
- Jak się pani wydaje: co zdecydowało, że spośród rzeszy ubiegających się o to filmów, właśnie „Olena” obok 8 innych tytułów, trafiła do Cannes?
E.B. Nie mam pojęcia, o to trzeba by zapytać festiwalowych selekcjonerów. Cieszę się bardzo, że mój film jest zrozumiały dla zagranicznej widowni, że wybrano go spośród aż trzech i pół tysiąca tytułów. Ale nie robię filmów dla nagród czy festiwali. Traktuję to jako rodzaj wisienki na torcie. Tym, co daje mi najwięcej radości, jest sam proces tworzenia filmu.
- To pani pierwszy profesjonalny film, ale zdaje się, że nie pierwszy w ogóle?
E.B. Zawsze lubiłam oglądać filmy i kiedy w liceum dostałam kamerę na urodziny, sama zaczęłam je kręcić. Ale to był bardziej rodzaj zabawy, wszyscy koledzy i koleżanki z klasy brali w niej udział. To były takie prześmiewcze obrazki, np. pastisze stereotypów Hiszpanii, bo chodziłam do klasy z językiem hiszpańskim. Później dopiero, krótko przed pójściem do szkoły, nakręciłam krótki film o hokeistce gdańskiego stoczniowca.
- Jaki rodzaj kina najbardziej panią interesuje, i co dalej? Sam fakt pojawienia się w konkursie w Cannes już otwiera drzwi do następnych projektów.
E.B. Jeszcze wiele muszę się nauczyć, by myśleć o kolejnych projektach, na razie przygotowuję się do nakręcenia 30-minutowego filmu. Właśnie pracuję nad scenariuszem do niego. Ale za wcześnie, by o nim mówić, póki nie będzie gotowy w ostatecznym kształcie. Co do moich preferencji gatunkowych, to tak naprawdę jeszcze nie wiem, od czego zacznę. Może za jakiś czas będę chciała nakręcić komedię, a za kilka lat odkryję, że chcę robić np. wyłącznie horrory? Ja się zmieniam i moje upodobania także, a na pewno nie będę chciała w żaden sposób się ograniczać.
Autor: Rozmawiała Justyna Kobus / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Gdyńska Szkoła Filmowa | Sławomir Pultyn