Nową płytą doprowadził do szału miłośników szant, zaskoczył swoich fanów i spełnił marzenie o solowym debiucie. Frontman grupy Lao Che Hubert Dobaczewski, czyli "Spięty" zdradził nam dlaczego w tawernach dostałby kuflem od piwa, po co na najnowszej płycie śpiewa o bzykaniu i dlaczego nowa płyta Lao Che będzie "absurdalna" spod znaku "pierdzenia pachą" .
Papierosa?
Nie. Rzuciłem. Rok już nie palę.
Z okładki nowej płyty wyniakałoby co innego...
To zdjęcie sprzed siedmiu lat.
To dlatego tak dobrze wyglądasz. Na wkładkach do ostatnich płyt Lao Che waszych zdjęć w ogóle nie było, w materiałach prasowych przewijały się trzy te same. Myślałem, że w końcu pofolgowałeś swojej próżności...
Nie. Stara fota. Autorem jest Marcin Klinger, mój przyjaciel, który robił zresztą wkładkę do tej płyty. Ale także do "Powstania", EP-ki „Czerniaków” i DVD z koncertu w Proksimie. Jest też autorem naszych klipów. Kumplujemy się od wielu lat, byłem z nim na Mazurach 7 lat temu i zrobił mi taką sesję.
Czyli zdjęcie z wyprawy na żagle, a skąd durszlak, który masz na głowie?
To był pomysł Marcina, żeby je umieścić na okładce. Na pewno jest tam jakieś puszczenie oka związane z treściami, jakie są na płycie. A durszlak? Banalna historia. Była kompletna flauta. Przybiliśmy do brzegu, nie mieliśmy, co robić. Pływały tam takie małe rybki przy brzegu, więc przywiązaliśmy do durszlaka sznurek i tak je łowiliśmy.
Ludzie mnie pytają, „czy ty naprawdę jesteś taki sprośny?”. Mam nadzieję, że nie. Ale jak myślałem o tych swoich szantach, to zależało mi, by nie robić ich w zupełnym oderwaniu od tradycji. A w nurcie szantowym, takim typowo folkowym, śpiewa się o babach, dziwkach, bzykaniu i to jest normalne. Spięty
Po "Powstaniu Warszawskim", wszyscy cię pytali o twój patriotyzm, po "Gospel" - o wiarę, teraz musisz odpowiadać, kiedy ostatnio byłeś na morzu?
Nie, nikt mnie o to jeszcze nie pytał. Od razu deklarowałem, że czynnie żegluję na Mazurach. Na morzu byłem dwa razy, ale bez większych wyników.
Do pierwszego...
Tak, do pierwszego rzygania. Byłem na Zawiszy Czarnym, fajny czterodniowy rejs, tyle że z tego trzy dni non stop wymiotowałem. Na morzu nie dałem rady. Natomiast na Mazurach jestem co roku od 1988.
I po dwudziestu latach żeglowania szanty traktujesz z przymrużeniem oka?
Stosunek mam ambiwalentny. Od lat sam je wykonywałem przy piwku, na Mazurach więc wiem jak "to się je". Natomiast to, co prezentują zespoły szantowe, to w większości jest coś, co ja nazwałem "szanto-polo". Za co psy na mnie wieszają różnej maści szantymeni i szantymaniacy.
Ale wiesz, moją płytą, nie chciałem pokazać, że mam fajniejszy pomysł na szanty. Chciałem zrobić coś inaczej. Szanty mi nie wyszły, więc nazwałem to „antyszanty”.
W "Antyszantach" mocno eksplorujesz seksualne motywy. Wcześniej omijałeś "te tematy". Wsadziłeś kij w mrowisko. Pojawiły się zarzuty o plugawy język…
Ludzie mnie pytają, „czy ty naprawdę jesteś taki sprośny?”. Mam nadzieję, że nie. Ale jak myślałem o tych swoich szantach, to zależało mi, by nie robić ich w zupełnym oderwaniu od tradycji. A w nurcie szantowym, takim typowo folkowym, śpiewa się o babach, dziwkach, bzykaniu i to jest normalne. To są morskie sprawy, tak się śpiewało, bo tak to wyglądało. Są szanty o zachodzącym słońcu i skaczących delfinkach, ale są też o cyckach. I to się nawzajem przenika, bo bywali romantyczni marynarze, a bywali i plugawi, sprośni. A bywało, że byli i tacy i tacy. Byli romantyczni, ale chcieli grzmocić.
Natomiast to, co prezentują zespoły szantowe, to w większości jest coś, co ja nazwałem "szanto-polo". Za co psy na mnie wieszają różnej maści szantymeni i szantymaniacy. Spięty
Jak jedziecie z Lao Che w trasę, was siedmiu, akustyk, kierowca, wszyscy zamknięci w busie, to klimat musi być podobny?
To jest prosta analogia. Jak wracamy z trasy, to żony narzekają, że jesteśmy jak zwierzęta: bluzgi, głupie żarty, wiesz, jak to w męskim towarzystwie. A teraz wyobraź sobie rejs, który trwa rok, powiedzmy w 40 chłopa. Coś na ten temat wiem, bo chodziłem do męskiej szkoły - technikum samochodowego. To też był dla mnie jakiś probierz.
Chwalisz się, że całą płytę zrobiłeś sam. Kolejna próżność...
Wszystko zrobiłem sam. Jak po wydaniu „Gospel” rzuciłem robotę (był zawodowym kierowcą - red.), to stwierdziłem, że mam czas i zrobię w końcu tę solową płytę. Nasz klawiszowiec "Wierza”, z wykształcenia jest realizatorem dźwięku, dał mi kartę muzyczną i taką dwu, trzygodzinną szkółkę. Okazało się, że to wystarczyło, bym sobie poradził. Pracowałem od zeszłego października, no i w rok zrobiłem płytę.
Ale z jej nagraniem nosiłeś się dużo wcześniej?
Pomysł narodził się już pięć lat temu. Ale od października byłem konsekwentny - schodziłem, do piwnicy, dłubałem dwie, trzy godziny, a czasem i pięć. Jak już wypłynąłem to wiedziałem, że prawdopodobnie zawinę.
Trudniej było pracować samemu?
Targnąłem się na tą solową płytę, bo...
...Chłopaki nie chcieli grać szant?
Chyba nie. Pamiętam, że rzuciłem kiedyś taki pomysł na próbie, że chętnie bym jakieś szanty zrobił. Taki koncepcik i przeszło bez echa. Ale to nie o to chodzi. Jak jesteś w zespole, odpowiedzialność inaczej się rozkłada. Pracujemy razem. Ktoś podrzuci jakąś melodię, ty coś zagrasz od siebie i fajnie. No i jak jedziesz na koncert z taką obsadą, to nikt ci nie podskoczy. Mnie zawsze jednak intrygowało, jak to jest samemu stanąć na scenie. Z jednej strony czułem, że dałbym radę, a z drugiej - miałem sporo obaw i leków.
Ostatnio mówiłeś, że jesteś już zmęczony koncept albumami, ale „Antyszanty” też są bardzo spójne.
Ta płyta wyszła w ten sposób, bo pomysł na nią jest zamierzchły, i pochodzi jeszcze z czasów, gdy uwielbiałem koncepty. Teraz trochę mniej, ale byłem konsekwentny i ukończyłem ją w takim duchu.
Od premiery minął już prawie miesiąc, a nie było jeszcze pierwszego koncertu?
Jeszcze nie. Mam taką minitraskę, cztery koncerty, zaplanowane na luty.
Hybrydy w Warszawie, Łódź Kaliska na Piotrkowskiej, nie będziesz grał w tawernach?
Oj nie, nie. Tam mógłbym kuflem w głowę zarobić.
Uwielbiam ironię. Jadę po bandzie. Jest tekst "Urodziła mnie ciotka" i tego typu bzdury. Śmiejemy się, że to będzie taka płyta spod znaku pierdzenia pachą. Trzeba trochę wypuścić powietrza. Spięty
Martwisz się o frekwencję?
Jestem jakoś tam rozpoznawalny, więc z tym nie ma problemów. Mam problem raczej w drugą stronę - bardzo bym nie chciał w dużych miejscach grać. Nie bardzo sobie to wyobrażam, że ja siedzę na scenie, a tu kilkaset osób stoi. Wolałbym bardziej knajpiano-teatralnie, tak kameralnie.
Podobnie jak szanty odbierane jest country. Większość ludzi traktuje je z uśmieszkiem. A tobie ten rodzaj muzyki nie powinien być obcy, w końcu jeździłeś tirami. Może to pomysł na następną płytę?
Korzenie country były szczere, później jakoś się ten kierunek wyświechtał. To samo dotyczy szant. Dla mnie te współczesne, to jest zwykły pop, czy nawet piosenka biesiadna. Takie szanty można zagrać na weselu. Z całym szacunkiem, ale nie bardzo wierzę, że ktoś przeżyje przy tym coś ważnego. Nie twierdzę, że jak wyjdę na scenę, to wszyscy padną. Ale przynajmniej będę to ja. Będzie to moje, bez zasłony.
Czyli pomysłu na antycountry nie odrzucasz?
Zaintrygowałeś mnie.
Znajdziemy go w nowej płycie "Lao Che"?
Nie. Na pewno nie będzie konceptem.
Zdradzisz, o czym będzie?
Nie za bardzo mi się uśmiechało, żeby wrócić do tego Gospelowego podejścia. Tam pisałem o duchu, religii, ważnych dla mnie rzeczach, ale zaraz dorobiono do tego ideologię, że ten gościu, zespół, to takie ważne tematy podejmują. Dlatego na nowej płycie będzie więcej absurdu. Wyjdzie na wiosnę. Od strony muzycznej będzie sporo zimnej fali, ale nie zabraknie i tanecznych momentów.
Żartowaliśmy sobie, że następna płyta będzie o Wietnamie. Ludzie pytali: „ale jak to?” Odpowiadaliśmy: „no normalnie..., z punktu widzenia napalmu”. Ukuliśmy jeszcze parę takich aroganckich odpowiedzi. „O czym będzie płyta?”, „O tobie!". Spięty
???
Uwielbiam ironię. Jadę po bandzie. Jest tekst "Urodziła mnie ciotka" i tego typu bzdury. Śmiejemy się, że to będzie taka płyta spod znaku pierdzenia pachą. Trzeba trochę wypuścić powietrza.
To znaczy?
Wszystko będzie ubrane w absurd. Jest nawet piosenka, która się nazywa "Wielki kryzys". Chodzi w niej o kryzys duchowy, a nie finansowy.
Ostatnio po tym jak wyciekły przed premierą nagrania z najnowszej płyty Kultu, Kazik mocno zaatakował, tych, którzy ściągają nielegalnie muzykę z internetu. Zrobiła się prawdziwa burza, co o tym myślisz?
Ja go cenię, ale nie wypowiedziałbym się jak on. Mam inne podejście. Nie sądzę też, żeby był człowiekiem, który liczy na każdy profit i jak mu nie skapnie z tych płyt, co zostały skopiowane, to będzie tragedia. Raczej chodzi mu o to, że to nie jest fair. Tylko, że czasy się zmieniają. To, że jesteś "piratem" jest już chyba elementem kultury i nie do końca musisz być "skurwysynem i spierdalać po dwakroć", jak to Kazik potrafi napisać na wkładce. Ale go rozumiem.
A czym dla ciebie jest internet?
Ma swoje dobre i złe strony. Fajnie, że można się wypromować nie trzymając palca w dupie dużej wytwórni tylko zrobić sobie myspace'a, nagrać samemu płytę i wrzucić ją do sieci. Natomiast nie podoba mi się, że byle chłystek wypowiada się, często krzywdząco, nie biorąc żadnej odpowiedzialności za swoje słowa.
W wywiadach rzadko wypowiadasz się na inne tematy niż twoja muzyka, teksty. Dlaczego?
Bo ja tego nie lubię, to mnie peszy. Poza tym, nie czuję się jeszcze w pełni dojrzały. Tak, jak Kazik może sobie na różne tematy opowiadać. Nie widziałbym się też na kanapie u Wojewódzkiego. To nie jest moja bajka.
A była taka propozycja?
Solo nie, ale z Lao nas zapraszali.
To może jakieś show, mała rólka w serialu? Teraz piosenkarze są aktorami, tancerze śpiewają, a aktorzy tańczą...
Jak coś służy do wszystkiego, to wiadomo, ile jest warte. A propos - właśnie kupiłem wózek dla dziecka, który jest jednocześnie fotelikiem, gondolką i czymś jeszcze. Wiadomo, że jak to jest trzy w jednym to nie będzie dobre... i nie jest.
Podbijecie z Lao Che świat płytą po angielsku?
Po wydaniu płyty "Powstanie Warszawskie" mieliśmy taki moment zmęczenia. Wymyślaliśmy coraz bardziej absurdalne odpowiedzi na pytania dziennikarzy. Żartowaliśmy sobie, że następna płyta będzie o Wietnamie. Ludzie pytali: „ale jak to?” Odpowiadaliśmy: „no normalnie..., z punktu widzenia napalmu”. Ukuliśmy jeszcze parę takich aroganckich odpowiedzi. „O czym będzie płyta?”, „O tobie!". Ale nigdy nie traktowaliśmy poważnie pomysłu nagrania płyty po angielsku.
Zbliża się kolejna rocznica stanu wojennego. Jaki masz stosunek do tamtych czasów?
Chłopaki z zespołu śmiali się ze mnie, bo za każdym razem jak oglądaliśmy "Alternatywy 4" (a uwielbiamy) oni zrywali boki, a ja siedzę, i co rusz tylko mówię "jebana komuna". W końcu się przekonałem do "Alternatyw", ale faktycznie mam straszną alergię na komunę.
Pamiętam swój ogromny kompleks, że żyję w takim kraju: zindoktrynowanym, szarym. Wkurzało mnie, że jest szaro i nie mogę pojechać na wakacje do RFN-u. To też w jakimś stopniu wynikało z tego, że jestem estetą. Denerwują mnie krzywe chodniki i mam już jakieś natręctwa z tym związane. Zachwycam się, jak jestem w innych krajach, i jest ładnie i schludnie. Może mam jakieś korzenie niemieckie, cholera?
Pochwaliłeś, się że właśnie zostałeś tatą. Mała Matylda zmienia twoje życie?
Nawet nie mam czasu o tym pomyśleć. Ogromnie się cieszę. Mam już swoje lata, zacząłem 35 rok a dziecko chciałem mieć już jakiś czas temu, no i zawsze marzyłem o córce. Ale jakie to na mnie odciśnie piętno, to za wcześnie o tym mówić. Kruszynka ma dopiero miesiąc. Prawie w tym samym czasie wydałem płytę, więc musiałem się bardziej zorganizować. Wcześniej pisałem teksty po pół roku, a teraz w miesiąc nie tylko je napisałem, ale i nagrałem.
Jak już ci stuknie 36 lat, to będziesz mógł zostać prezydentem.
Trzeba mieć aż tyle? To Chrystus by nie dał rady.
Rozmawiał Jaś Zaborowski
Zdjęcia Błażej Górski
Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: "Bajka o śmierci", Spięty\fot. Błażej Górski