W poniedziałek Nick Cave potwierdził publicznie śmierć swojego 31-letniego syna. To kolejna z wielu tragedii w życiu muzyka. Pierwszą była śmierć ojca. Zginął w wypadku samochodowym, gdy Nick miał 19 lat. Nie dogadywali się, ale może właśnie dlatego ta śmierć - która przekreśliła ewentualne nadzieje na pojednanie - bardzo Cave'a zabolała.
Nicholas Edward Cave czuł się wyobcowany już od najmłodszych lat. Spędził je na australijskiej prowincji, gdzie nawet podobał mu się krajobraz, ale też doskwierała małomiasteczkowa mentalność. Tak bardzo, że rodzice - nauczyciel i bibliotekarka - wysłali go do szkoły z internatem w Melbourne. Artystyczna wrażliwość i niechęć do sportu nie przysporzyły mu tam popularności. Znalazło się jednak kilku takich jak on outsiderów, z którymi założył swój pierwszy zespół The Birthday Party.
Młodzi gorsi
Cave i jego koledzy byli przez rówieśników nękani, uważani za gorszych, głupszych, podejrzewani o homoseksualizm. Jak głosi legenda, w pewnym momencie zaczęli nosić w torbach cegły i okładać nimi każdego, kto chciał im dokuczać. Czy to prawda? - Och, zależy ci tylko na prawdzie, a nie na dobrym, ciekawym artykule - żachnął się Cave zapytany o to kiedyś w wywiadzie.
"Zgoogluj to sobie"
Gdy miał 19 lat, jego ojciec zginął w wypadku samochodowym. Nie dogadywali się, ale może właśnie dlatego ta śmierć - która przekreśliła ewentualne nadzieje na pojednanie - bardzo Nicka zabolała. Nie chciał o niej mówić, a pytania dziennikarzy zbywał tekstem "zgoogluj to sobie". Wyniki wyszukiwania natomiast każą się zastanawiać, czy i jak duże znaczenie miał tu fakt, że kiedy doszło do tragedii, młody Cave siedział w areszcie za włamanie, a matka właśnie wpłacała za niego kaucję.
Parę lat po tych wydarzeniach, w 1980 r., Nick rzucił studia o profilu artystycznym i razem ze swoją kapelą ruszył podbijać Londyn. Sukces nie był jednak, oględnie mówiąc, spektakularny. Twórczość cokolwiek rozczarowanych życiem członków The Birthday Party stawała się coraz mroczniejsza i trudniejsza w odbiorze, a ich koncerty coraz bardziej kontrowersyjne. W pewnym momencie zdawało się, że to obrażanie publiczności stało się głównym celem zespołu, który ostatecznie rozpadł się w 1983 r.
Popie*****ny ćpun i pijak
Nikt wtedy nie przypuszczał, że z Cave'a jeszcze w ogóle coś będzie. Jak zgodnie twierdzą ci, którzy wówczas go znali, był "z lekka psychotycznym, popie*****nym pijakiem i ćpunem karmiącym się złudzeniami o sławie". Nic dziwnego, że nie miał w Anglii wielu przyjaciół. Wrócił więc na chwilę do Australii, a potem przeniósł się do Berlina. W tym właśnie czasie formował się zespół Bad Seeds, z którym Cave zaczął wreszcie odnosić większe sukcesy.
O ile jednak jego sztuka miała się coraz lepiej - a oprócz muzyki zajmował się również filmem i literaturą - o tyle on sam niekoniecznie. Wszyscy wiedzieli o jego uzależnieniu od heroiny, ale nikt głośno o tym nie mówił. Kiedy w 1988 r. spytał o to w wywiadzie Jack Barron z "Guardiana", Cave zrazu się przed nim otworzył, ale potem wpadł w gniew, pobił dziennikarza i zniszczył taśmy z nagraniem rozmowy.
"Nie zinternalizował w pełni konceptu monogamii"
O tym, że niemal dekadę później rzuciła go PJ Harvey, pisał na swojej stronie internetowej: "Byłem tak zaskoczony, że prawie upuściłem strzykawkę". Para miała inne problemy, jak choćby niewierność Cave'a (który "nie zinternalizował w pełni konceptu monogamii") czy skupienie każdego z nich na swojej własnej karierze. Wyznaniem o strzykawce muzyk sugeruje jednak, że nałóg był jednym z głównych powodów rozstania. Jego samego też przerażał i martwił, choćby z powodu fanów, którzy mogliby go chcieć naśladować. I dlatego, że nie był się w stanie uwolnić.
Udało się to po wielu latach, pobytach na odwyku i powrotach na spotkania Anonimowych Narkomanów. To właśnie dzięki nim, jak podkreśla, pokonał uzależnienie. Długo bardzo sceptycznie podchodził do całego pomysłu i nigdy nie poczuł się częścią grupy, ale zawsze był w niej akceptowany, niezależnie od tego, ile razy i jak bardzo znowu się stoczył. Wiadomo to ze strony Red Hand Files, którą założył, by otworzyć się przed fanami i szczerze odpowiadać na ich pytania - bez pośredników w postaci dziennikarzy, których chyba nigdy specjalnie nie polubił.
Śmierć dzieci
Strona powstała w odpowiedzi na ogromne wsparcie, jakiego muzyk doświadczył ze strony fanów po śmierci swojego 15-letniego syna. W 2015 r. Arthur Cave spadł z klifu. Był to nieszczęśliwy wypadek, związany jednak najpewniej z zażyciem narkotyku. Kolega Arthura zeznał, że tego dnia eksperymentowali z LSD, on sam miał silne halucynacje i paranoję - więc być może Cave junior również - a świadkowie zdarzenia widzieli, jak chłopiec się zataczał.
Przez kolejny rok Nick unikał koncertów i mediów. Skupił się na pracy w niewielkim studiu nagraniowym blisko cmentarza, na którym pochowano jego dziecko. W pewnym momencie jednak przeniósł się wraz z rodziną z Anglii do Los Angeles. W piosence "Heart That Kills You" tłumaczy, że w Brighton, gdzie mieszkali, było zbyt smutno. Ostatecznie jednak okazało się, że smutek towarzyszył im wszędzie, wrócili więc do Londynu. Tam, jak można przeczytać w Red Hand Files, Cave pogodził się z żałobą jako nieodłącznym elementem miłości i jest przez większość czasu szczęśliwy.
A w każdym razie był do teraz, kiedy znów musi pochować syna. Poznał go, dopiero gdy Jethro miał siedem czy osiem lat, i bardzo żałuje, że to nastąpiło tak późno, bo potem nawiązali - jak sam to określa - "świetną relację".
Cave ma jeszcze dwóch synów: Earla (bliźniaka Arthura) i Luke'a, który urodził się w Brazylii zaledwie 10 dni później niż jego przyrodni brat Jethro w Australii. Artysta przyznawał, że ta sytuacja rodzinna była początkowo dość napięta i dziwna, ale w końcu wszystko się ułożyło. Na pewno natomiast nie stanowiła największego kłopotu, z jakim musiał zmagać się muzyk. Nie były nim też oskarżenia o plagiat, kilkumiesięczny brak weny po odstawieniu dragów czy wzburzone reakcje na niektóre wypowiedzi Cave'a dotyczące polityki i molestowania.
Historia jego życia w przewrotny sposób rezonuje z wykreowanym wizerunkiem. Tak mrocznym, że wielu nie mogło uwierzyć, iż na koncert przyjechał po prostu pociągiem. A kiedy spytał swoją publiczność, czym mianowicie miałby przyjechać, usłyszał: - No nie wiem. Karawanem?
CZYTAJ TAKŻE: Nick Cave potwierdza śmierć syna Jethro Lazenby'ego. Kolejna taka tragedia w życiu muzyka
Źródło: Grunge.com, Red Hand Files