|

"Zastanawiam się nad zmianą nazwiska na Wnuk Ingmara Bergmana"

Halfdan Ullman Tøndel
Halfdan Ullman Tøndel
Źródło: PAP/EPA/Avalon

O norweskim filmowcu Halfdanie Ullmannie Tøndelu zrobiło się głośno w maju, gdy jego debiutancka pełnometrażowa fabuła "Armand" została doceniona Złotą Kamerą Cannes'24. Jest wnukiem Liv Ullmann i Ingmara Bergmana. Mówi, że wcale nie chciał wiązać się z kinem. - W mojej rodzinie są inni, którzy robili to na najlepszym poziomie, więc powinienem zająć się czymś innym - ocenia 34-latek w pierwszym wywiadzie dla polskich mediów.

Artykuł dostępny w subskrypcji

Halfdan Ullmann Tøndel jest wnukiem ikon światowego kina: norweskiej aktorki Liv Ullmann oraz szwedzkiego filmowca Ingmara Bergmana. Jego matką jest wybitna norweska pisarka i krytyczka literacka Linn Ullmann. 34-letni Norweg początkowo nie chciał wiązać się ani z kinem, ani z innymi formami kultury. Jak tłumaczył w pierwszej rozmowie z polskimi mediami, wychodził z założenia, że w jego rodzinie są artyści, którzy tworzą na najlepszym możliwym poziomie. Z czasem zmienił zdanie. W 2015 roku nakręcił swój pierwszy krótki metraż "Fuglehjetrter", który wyróżniony został nagrodą Best New Nordic Voice (Najlepszy Nowy Głos Nordycki) podczas szwedzkiego Nordisk Panorama Film Festival.

Liv Ullmann i Halfdan Ullmann Tøndel w marcu 2022 roku
Liv Ullmann i Halfdan Ullmann Tøndel w marcu 2022 roku
Źródło: PAP/Avalon

Później Ullmann Tøndel współpracował jako asystent reżysera z Joachimem Trierem przy słynnej "Thelmie". Z tym samym Trierem, który w 2021 roku zachwycił świat "Najgorszym człowiekiem na świecie". Film otrzymał między innymi dwie nominacje do Oscara (najlepszy film międzynarodowy i najlepszy scenariusz oryginalny). Główna rola w "Najgorszym człowieku…" stała się trampoliną do międzynarodowej sławy dla Renate Reinsve i przyniosła jej między innymi nagrodę dla najlepszej aktorki w ramach Konkursu Głównego Festiwalu Filmowego w Cannes 2021.

Reinsve dała kolejny wybitny popis aktorski w głównej roli w dramacie psychologicznym "Armand" - debiutanckiej pełnometrażowej fabule Ullmanna Tøndela. Film miał swoją światową premierę w ramach sekcji Un Certain Regard - drugiej co do prestiżu konkursowej sekcji canneńskiego festiwalu. Ostatecznie Ullmann Tøndel jest pierwszym norweskim reżyserem, którego film doceniony został Złotą Kamerą. To nagroda przyznawana od 1978 roku najlepszym debiutom z całej oficjalnej selekcji danej edycji festiwalu.

"Armand" to szalenie wciągająca, trzymająca w napięciu opowieść o spotkaniu rodziców i nauczycieli jednej ze szkół podstawowych. Elisabeth, grana przez Reinsve, dowiaduje się, że jej sześcioletni syn Armand oskarżany jest przez innych rodziców o szokujące zachowanie. Co ciekawe, chociaż film dotyczy dzieci, żadne z nich nie pojawia się na ekranie. W trakcie kolejnych rozmów na jaw wychodzą najróżniejsze fakty z życia poszczególnych rodziców. Jednak nic, co dotyczyłoby incydentu, który jest tematem spotkania. Ullmann Tøndel bawi się najróżniejszymi konwencjami narracyjnymi i artystycznymi oraz intensywnie sięga po filmowy symbolizm. Zachwycający efekt końcowy nie byłby możliwy, gdyby nie Reinsve, z myślą o której napisana została postać Elisabeth.

"Armand" jest jednym z tegorocznych faworytów, aby stać się norweskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy. Film Ullmanna Tøndela był w czwartek wieczorem jednym z pierwszych prezentowanych na Międzynarodowym Festiwalu Filmowym mBank Nowe Horyzonty we Wrocławiu (potrwa do 28 lipca), była to jego polska premiera. Do kin w naszym kraju "Armand" trafi 11 października.

Halfdan Ullmann Tøndel
Halfdan Ullmann Tøndel
Źródło: ©Erika Hebbert / Eye Eye Pictures 2024/Best Film

Tomasz-Marcin Wrona: Jesteś wnukiem dwóch kinowych legend, synem cenionej pisarki. Czułeś kiedykolwiek presję, żeby zostać filmowcem bądź ogólniej - artystą?  

Halfdan Ullmann Tøndel: Nie, nigdy nie odczuwałem presji, żeby profesjonalnie zająć się twórczością artystyczną. Moja rodzina była bardzo otwarta na to, jaką ścieżkę wybiorę. Sam zresztą jako nastolatek byłem zaintrygowany tym, jak znaleźć własną drogę. W zasadzie jako dwudziesto-, dwudziestoparolatek próbowałem uciekać od twórczości artystycznej.  

Dlaczego?  

Byłem przekonany, że nie mogę zajmować się kinem czy literaturą, bo niby dlaczego powinienem to robić? W mojej rodzinie są inni, którzy robili to na najlepszym poziomie, więc powinienem zająć się czymś innym.  

To co cię skłoniło do kina?  

Na jednych z zajęć na studiach mieliśmy elementy tworzenia filmów. Pokochałem to całym sercem i postanowiłem podążać tą drogą całkowicie.  

A czym zajmowałeś się wcześniej?  

Myślę, że robiłem wiele tych samych rzeczy, co moi ówcześni rówieśnicy. To, co typowy 23-, 24-latek robi. Próbowałem różnych kierunków studiów, podróżowałem, imprezowałem. Próbowałem swoich sił w różnych miejscach i szukałem tego, co chcę zrobić ze swoim życiem. Zastanawiałem się też, kim jestem, kim chcę być.  

Zupełnie szczerze, odnalezienie tworzenia filmów jako sposobu na życie było dla mnie w tamtym momencie doświadczeniem egzystencjalnym. Pomogło mi to wówczas zrozumieć bardzo mocno samego siebie.

HUT OK
Halfdan Ullmann Tøndel: nigdy nie czułem presji ze strony rodziny
Źródło: tvn24.pl

Pracowałeś wcześniej między innymi w szkole podstawowej?  

Tak, to prawda. Byłem asystentem nauczyciela przez mniej więcej trzy, cztery lata. To było w czasie moich studiów. To doświadczenie nauczyło mnie bardzo dużo. Mogłem poznać norweski system szkolnictwa od środka i wiele zaobserwować. Później to wszystko okazało się pomocne przy pisaniu scenariusza do "Armanda".  

Jesteś kolejną osobą z rodu Bergmanów, która związała się z filmem. Co czujesz, gdy padają pytania o dziadka, babcię czy mamę? 

Niesamowite jest to, że nawet gdy w 2015 roku zacząłem kręcić swój pierwszy krótki metraż, miałem przekonanie, że kwestia mojej rodziny nikogo nie obchodzi. Później, gdy moje dwa kolejne krótkie metraże zostały zauważone w Norwegii, Europie i na świecie, dużo podróżowałem i byłem wręcz zaskoczony, że pytania o rodzinę w ogóle się nie pojawiały.

Liv Ullmann i Halfdan Ullmann Tøndel
Liv Ullmann i Halfdan Ullmann Tøndel
Źródło: Jeff Kravitz/FilmMagic

Sytuacja, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, zmieniła się całkowicie, gdy zacząłem pracować nad pełnometrażową fabułą. Wówczas zaskoczyło mnie, że wszyscy dopytywali o rodzinę, zaczęli mnie porównywać z innymi moimi krewnymi. Nic na to chyba nie poradzę. Oczywiście jestem bardzo dumny ze wszystkich osiągnięć moich bliskich.

Staram się skupić na własnej pracy i nie pozwalać sobie na to, żeby zewnętrzne porównania do innych członków mojej rodziny miały na mnie wpływ. Z takim nastawieniem zacząłem pracę przy "Armandzie", tak też pracuję nad kolejną fabułą.  

Po premierze filmu w Cannes większość recenzji i relacji w tytule informowała o "triumfie wnuka Ingmara Bergmana".  

Otóż to. Żartując razem z bliskimi, powiedziałem, że zastanawiam się nad zmianą nazwiska na Wnuk Ingmara Bergmana (śmiech). Być może powinienem to zrobić oficjalnie, by doczekać się swojego nazwiska w tytułach prasowych (śmiech).  

Renate Reinsve, Halfdan Ullman Tøndel, Ellen Dorrit Petersen
Renate Reinsve, Halfdan Ullman Tøndel, Ellen Dorrit Petersen
Źródło: GUILLAUME HORCAJUELO/EPA/PAP

"Armand" porusza wiele aktualnych kwestii. Wśród nich jest ciekawa obserwacja, dotycząca stereotypowego, powierzchownego i jednocześnie pełnego uprzedzeń spojrzenia na aktorkę. Nawet jej syn oceniany jest właśnie przez pryzmat wizerunku matki. Doświadczyłeś kiedyś sytuacji, że wytykano ci, że jesteś synem słynnej pisarki, wnukiem ikon kina? 

Nie, w zasadzie nigdy mi się to nie zdarzyło. Nigdy nie byłem oceniany przez pryzmat swojej rodziny. W Norwegii ludzie starają się podchodzić do innych z szacunkiem.  

Filmowa postać Elisabeth jest efektem moich dramaturgicznych wyborów i nie ma w sobie nic z mojej rodziny. Od samego początku zależało mi, żeby Elisabeth była sławną osobą. Mam wrażenie, że dominuje powszechna obsesja na punkcie gwiazd, celebrytów, postaci powszechnie znanych. Społeczne nastawienie do nich jest raczej niepokojące.  

Co masz na myśli?  

Chciałem wykorzystać fakt, że Elisabeth jest aktorką, ponieważ z tym zawodem wiąże się wiele uprzedzeń, negatywnych uogólnień czy wyobrażeń o tym, kim jest aktorka, a kim wydaje im się, że jest. Jednocześnie mało kto zastanawia się nad tym, czy te wyobrażenia są prawdziwe, kim ta osoba jest w codziennych, prywatnych sytuacjach.  

zwiastun 1
"Armand" reż. Halfdan Ullman Tøndel
Źródło: Festival du Cannes

Postać Elisabeth jest wielowymiarowa, niejednoznaczna i budzi skrajne emocje. Miałeś jasną wizję, kim ta postać ma być czy zmieniała się w trakcie pisania scenariusza?  

Pomysł na Elisabeth był klarowny od samego początku, czyli od 2016 roku. W zasadzie wyobrażenie głównej postaci miałem, zanim jeszcze zbudowałem całą fabułę, umiejscowiłem ją w szkole. Zależało mi na stworzeniu postaci, która jest szalenie mądrą, manipulującą kobietą, która w jednym momencie jest bardzo silna, by w następnym stać się bezradną.  

W tym pomyśle utwierdziłem się po rozmowie z Renate. Opowiedziałem jej o swojej wizji, chociaż wtedy nie miałem jeszcze szczegółów tej bohaterki. Zapytałem Renate, czy miałaby ochotę zagrać taką postać; od razu się zgodziła. Ostateczną wersję Elisabeth napisałem z myślą o Renate. Wiedziałem, że jako aktorka ma niesamowite pokłady talentu, który pozwoli jej oddać mój punkt widzenia.  

Rzeczywiście nad Elisabeth pracowałem siedem lat i znam na wylot tę postać. Jest w niej sporo ze mnie i innych znanych mi osób. Jednak gdy zaczęły się zdjęcia, wydarzyło się coś magicznego.  

To znaczy?  

Chodzi mi o to, że jak wystartowaliśmy ze zdjęciami, to dzięki Renate i pozostałym świetnym aktorom Elisabeth ożyła jako nowa postać. Tak bywa, że z połączenia najróżniejszych elementów planu zdjęciowego powstają niesamowite rzeczy.  

Renate Reinsve w filmie "Armand" Halfdana Ullmana Tøndela
Renate Reinsve w filmie "Armand" Halfdana Ullmana Tøndela
Źródło: ©Eye Eye Pictures 2024/Best Film

Musiałeś jakoś mocno przekonywać Renate do współpracy?  

Poznaliśmy się w 2016 roku przy pracy nad moim bardzo eksperymentalnym krótkim metrażem, którego nikt nie widział. Praca przebiegała fantastycznie, złapaliśmy świetny kontakt, pomimo że mieliśmy tylko dwa dni zdjęciowe.  

Już wtedy uzgodniliśmy, że zrobimy razem jakiś większy projekt. To się przedłużało ze względu na brak budżetu. Później ona stała się międzynarodową gwiazdą. Cały czas jednak mi kibicowała, pokładała ogromną nadzieję w scenariuszu. W ciągu tych prawie 10 lat połączyła nas prawdziwa przyjaźń.  

Renate w jednym z wywiadów wyznała, że po zakończonych zdjęciach do "Armanda" potrzebowała dwóch miesięcy w łóżku, żeby odpocząć. Pół żartem: co jej zrobiłeś na planie? (śmiech) 

(śmiech) To prawda. Wzajemnie stawialiśmy sobie wysoko poprzeczkę. Postać Elisabeth była skrajnie wymagająca i bardzo intensywna emocjonalnie. Mieliśmy 22 dni zdjęciowe i Renate przez cały czas grała na skraju własnych emocji. Jednocześnie ta rola wymagała wysiłku fizycznego, czy to w scenach tańca, czy w scenie śmiechu. Renate musiała być niemal cały czas w pewnego rodzaju rozedrganiu emocjonalnym, przechodzić z jednej skrajnej emocji w drugą.  

Szczerze mówiąc, realizacja tylu tak obciążających scen w tak krótkim czasie musiała być bardzo ciężka i domyślam się, że Renate musiała odreagować na własny sposób. Mimo tej ciężkiej pracy nadal jesteśmy przyjaciółmi i oboje jesteśmy dumni z tego, co razem udało się nam zrobić.  

Renate Reinsve i Halfdan Ullmann Tøndel
Renate Reinsve i Halfdan Ullmann Tøndel
Źródło: ANDFE PAIN/EPA/PAP

W jednej z rozmów wyznałeś, że byłeś zły, że to film "Najgorszy człowiek na świecie" Joachima Triera stał się międzynarodowym przełomem dla Renate. To prawda?  

Zły to niewłaściwe określenie. Renate stała się częścią "Armanda" w 2016 roku. Dwa lata później byliśmy bardzo blisko, żeby film się urzeczywistnił. Myślę, że jakaś samolubna część nakręcała mnie, żeby być tym, który pokaże Renate światu.  

Na planie "Armanda" rozmawialiśmy o tym z Renate. Oboje doszliśmy do wniosku, że dobrze się stało, że zdjęcia do mojego filmu ruszyły po światowym sukcesie "Najgorszego człowieka na świecie" oraz po kilku innych jej filmach. Rola Elisabeth była dla niej ogromnym wyzwaniem, którego ostatecznie podjęła się ze znacznie większą świadomością i pewnością, nabytymi w poprzednich filmach.  

W "Armandzie" stawiasz pytania o granice społeczne. Jakie?  

Przede wszystkim zastanawiałem się nad granicą między miłością a przemocą. Między tym, co jest prawdą, a co kłamstwem, fikcją i rzeczywistością. Postanowiłem przyjrzeć się tym kwestiom, które obecnie budzą społeczny niepokój.  

Cały czas zderzamy się z ogromem informacji, co nieraz powoduje, że sami przestajemy dostrzegać te prawdziwe. To zmusza nas, żebyśmy nieprzerwanie weryfikowali prawdę na własny sposób.  

Natomiast bardzo osobiste i szczególnie interesujące pytanie brzmi: gdzie przebiega granica pomiędzy miłością a przemocą? Mam wrażenie, że to bardzo cienka linia, która nie zawsze jest wyraźna, nie każdy ją dostrzega. Myślę, że warto się jej dogłębnie przyglądać.  

"Armand" Halfdana Ullmana Tøndela
"Armand" Halfdana Ullmana Tøndela
Źródło: ©Eye Eye Pictures 2024/Best Film

W "Armandzie" sięgasz bardzo mocno po symbolizm. Miałeś chwile wątpliwości, czy będzie on zrozumiały, czy we właściwy sposób trafi do publiczności?  

To bardzo trafne pytanie. Szczerze mówiąc, nie zawsze korzystam z warstwy symbolicznej celowo. Przy pisaniu kieruję się głównie intuicją, zastanawiam się, czy jakaś scena pasuje mi w tym lub innym miejscu.  

Muszę podkreślić, że wychodzę z założenia, że publiczność "Armanda" nie musi starać się zrozumieć czy szukać logiki w każdym najmniejszym elemencie tego filmu. Nawet nie wierzę w to, że widzom uda się zrozumieć każdy szczegół w trakcie seansu. "Armand" wypełniony jest dialogami, informacjami i nie wszystkie są ważne. Pisząc scenariusz, kierowała mną chęć skłonienia widowni do tego, żeby sama spróbowała odkryć to, co jest najważniejsze.  

Te wszystkie rozmowy, toczące się w filmie, mają również wymiar satyryczny. Nasi bohaterowie sporo czasu rozmawiają o niczym, jakby poruszali się na krawędzi tego, co ważne. Te rozmowy w większości to puste słowa, nie pojawiają się żadne nowe informacje, a rzucane oskarżenia stają się coraz poważniejsze. Chciałem w ten sposób uchwycić pewien element funkcjonowania norweskiej biurokracji. W kinie pociągają mnie również możliwości wykorzystywania innych form sztuki, jak na przykład tańca. Myślę, że łączenie kina z innymi formami sztuki jest bardzo ważne. 

HUT2
Halfdan Ullmann Tøndel: lubię gdy filmy uruchamiają moje własne doświadczenia
Źródło: tvn24.pl

Jednocześnie jestem przekonany, że "Armand" będzie źródłem większej przyjemności dla tych, którzy są emocjonalnie otwarci na kino niż tych, którzy doszukują się sensu i logiki w każdym najmniejszym elemencie filmu. Wydaje mi się, że tym drugim nie uda się wszystkiego wychwycić nawet przy dwukrotnym obejrzeniu filmu. I nie sądzę, żeby to było potrzebne. Nawet sama wspomniana scena tańca może być interpretowana na wiele sposobów.  

Dla mnie najwybitniejsze filmy to te, w których nic nie jest jednoznaczne, gdzie pojawiają się jakieś niezrozumiałe dla mnie elementy. To również takie, w czasie których uruchamiam własne doświadczenia emocjonalne, pozwalające poskładać te puzzle w całość. Z takim założeniem tworzyłem "Armanda", żeby każda osoba czytała go przez pryzmat własnego bagażu doświadczeń, własnych przemyśleń i sposobu patrzenia na świat.

"Armand" Halfdana Ullmana Tøndela
"Armand" Halfdana Ullmana Tøndela
Źródło: ©Eye Eye Pictures 2024/Best Film

W ostatnich latach coraz większą popularnością cieszą się produkcje filmowe i serialowe, które bazują na prawdziwych historiach, sięgają po najróżniejsze biografie. Tymczasem ty zadebiutowałeś oryginalną, fikcyjną historią.

To prawda. Chcę tworzyć własny filmowy świat. To najbardziej interesujące w robieniu filmów, gdy można je kręcić na własnych zasadach, kreować własne uniwersum. Co prawda pracuję już nad kolejną fabułą, która jest inspirowana książką, ale sięgam po nią w bardzo luźny sposób. I chociaż punktem wyjścia jest właśnie książka, to robię wszystko, żeby ostateczny efekt był bardzo osobistą i - mam nadzieję - oryginalną wersją tej historii.  

Twoja mama jest cenioną i popularną pisarką, krytyczką literatury. Konsultowałeś z nią scenariusz "Armanda"? 

Czytała jedną z wersji ogólnego zarysu historii, chyba w 2017 roku. Jednak od tamtej pory scenariusz się bardzo zmienił. W pewnym momencie postanowiłem, że nie będę angażować do pracy przy "Armandzie" nikogo z mojej rodziny. 

Dlaczego?  

Żeby uniknąć takich pytań (uśmiech). Chcę pozostać maksymalnie niezależny. Tak jak każdy, kto próbuje w końcu dorosnąć (uśmiech).  

"Armand" miał premierę w ramach Festiwalu Filmowego w Cannes, gdzie doceniony został Złotą Kamerą za najlepszy debiut. Jak się z tym czujesz? 

Już sama informacja, że film znalazł się w sekcji Un Certain Regard i że pojedziemy do Cannes, było spełnieniem marzeń. Było to coś niesamowitego i czułem się szalenie dumny z efektu naszej pracy nad filmem. Sama premiera była czymś wyjątkowym. Jednocześnie było to doświadczenie przytłaczające, cały ten "cyrk" - bardzo pozytywny "cyrk" - jaki się pojawił w związku z promocją filmu. Coś niesamowitego.  

Jeśli chodzi o Złotą Kamerę... Wyjątkowe przeżycie, bo "Armand" został nagrodzony jako najlepszy debiut pełnometrażowy spośród wszystkich sekcji oficjalnego programu festiwalu. W dodatku jestem pierwszym norweskim reżyserem, którego film został zauważony tą nagrodą. Jestem naprawdę dumny z całej obsady i ekipy twórców tego filmu, także z siebie, że wspólnie udało się nam to osiągnąć.  

Halfdan Ullman Tøndel
Halfdan Ullman Tøndel
Źródło: PAP/EPA/Avalon

Pojawiają się już głosy, że "Armand" będzie norweskim kandydatem do Oscara w kategorii najlepszy film międzynarodowy. Zastanawiałeś się już nad tym? 

Nie będę ukrywał, że zacząłem już o tym trochę myśleć. Natomiast w tej branży oczekiwania są bardzo niebezpieczną grą. Staram się nie nakręcać, nie oczekiwać zbyt wiele, a zamiast tego cieszyć się każdym dniem. Być może brzmi to strasznie trywialnie, ale tak jest. Tego też nauczyły mnie dotychczasowe doświadczenia. Gdy bardzo mocno liczyłem na konkretne rzeczy, niemal zawsze kończyło się to ogromnym rozczarowaniem. Teraz próbuję po prostu dać się rzeczywistości zaskoczyć.  

Oczywiście mam wielką nadzieję, że "Armand" będzie norweskim kandydatem i że zostanie zauważony w Stanach Zjednoczonych. Natknąłem się zresztą na kilka wypowiedzi w amerykańskich mediach, w których "Armand" był brany pod uwagę jako potencjalny kandydat Norwegii.

Domyślasz się, że sezon oscarowy to bardzo trudna kampania. Jesteś na to gotowy?  

To prawda, cała ta machina jest ogromna. Renate i Andrea Berentsen Ottmar - producentka naszego filmu - zdobyły już doświadczenie w promowaniu "Najgorszego człowieka na świecie". Liczę na to, że jeśli faktycznie "Armand" będzie kandydatem do Oscara, to Renate i Andrea będą w stanie chociaż trochę mnie na to przygotować. Zobaczymy jednak, co się wydarzy.  

Czytaj także: