Alejandro Gonzalez Inarritu mówi, że nigdy w życiu nie spotkał bardziej pewnego siebie faceta niż Michael Keaton. I właśnie dlatego obsadził go w głównej roli w "Birdmanie". Po chudych latach, niegdysiejszy "Batman" powrócił brawurową rolą aktora, próbującego odzyskać dawną sławę i prestiż. Rolą tym trudniejszą, że będącą w sporej mierze opowieścią o nim samym. Czy przebije konkurencję?
Jest przykładem aktora, który przeszedł długą drogę od występów estradowych, poprzez role w błahych filmach komediowych, aż po pełnokrwiste postacie dramatyczne. Kiedy Tim Burton ćwierć wieku temu obsadzał go w roli Batmana, fani komiksu wysłali do studia Warner Bros kilkaset tysięcy protestów, nie godząc się by Rycerza Mroku zagrał komik.
Keaton sprawdził się jednak znakomicie, a oba filmy o człowieku-nietoperzu, w których zagrał, przyniosły mu wielką sławę i stały się przebojami. Potem była seria występów w dziełach tak uznanych filmowców jak Quentin Tarantino czy Kenneth Branagh i grzanie się w blasku sławy. Ostatnia dekada to jednak dla aktora czas posuchy i zgrzebne, drugoplanowe postacie. Na szczyt wspiął się znów za sprawą roli w "Birdmanie". To, co pokazał w tej opowieści pełnej odwołań do jego życia, okrzyknięto "aktorskim powrotem dekady".
Po obu stronach kamery
Jego życiorys jest tak barwny i filmowy, że mógłby z powodzeniem stać się kanwą niezłego scenariusza. Jest najmłodszym z siedmiorga dzieci szkocko-irlandzkiej rodziny. Początkowo studiował retorykę, dorabiając do stypendium jako operator kamery w lokalnej telewizji kablowej. Wtedy właśnie, podpatrując kolegów z drugiej strony kamery, połknął aktorskiego bakcyla. Po gościnnym udziale w sitcomach CBS, przyszła propozycja kinowego debiutu. Wtedy pojawił się problem z nazwiskiem: naprawdę bowiem Keaton nosi nazwisko Douglas. Jak wiadomo, świat znał już świetnie innego Michaela Douglasa, dlatego Michael właśnie "przygarnął" nazwisko Keaton.
Pierwszym liczącym się filmem w jej karierze była jednak nie ta pierwsza produkcja, ale "Sok z żuka" w reżyserii Tima Burtona, który potem miał go obsadzić jako "Batmana". Po latach Burton wspomina, że na planie bawił się świetnie, a Keaton znakomicie oddał charakter Beetlejuice'a - specjalisty od pozbywania się żywych. W brudnych ciuchach, z fryzurą, w którą jakby przed chwilą piorun strzelił, był nie do poznania. Opracował też niezwykły sposób chodzenia, dodano mu jeszcze wielkie zęby i ogromne oczy, co uczyniło tę postać przerażającą.
A potem był już pierwszy "Batman" wspomnianego Burtona, który popularnego komika wybrał do roli spośród dziesiątek kandydatów, podsuwanych przez wytwórnię. Dość wspomnieć, że były wśród nich takie gwiazdy, jak: Jeff Bridges, Kevin Costner, Tom Cruise, Harrison Ford, Robert Downey Jr., Kevin Spacey, Patrick Swayze, Arnold Schwarzenegger, Mel Gibson, Daniel Day-Lewis, czy Tom Hanks.
Batman z klaustrofobią
Przeniesienie na ekran ulubionego komiksowego bohatera Amerykanów wywołało niemal dyskusję narodową. I chociaż potem powstały kolejne filmy o przygodach człowieka-nietoperza, to ten pierwszy, najbardziej mroczny i posępny, nakręcony przez Burtona, nadal przez wielu uważany jest za najlepszy. Początkowo mieli go kręcić bracia Coenowie, ale projekt Burtona przebił pozostałe.
Dziś reżyser wspomina, że wybrał Keatona głównie dla jego magnetyzujących oczu. Batman przez sporą część filmu gra w masce i to oczy są elementem skupiającym uwagę. Dodaje też to, co teraz powtórzył Inarritu: że w tym wówczas popularnym komiku, dostrzegł dziwną posępność, w jaką chciał wyposażyć Bruce'a Wayne'a. Burton nakręcił film rodem z kina noir, z niemieckich ekspresjonistów, z Hitchcocka, w którym Gotham jawi się jako miasto z koszmaru. Udowodnił, że z komiksu może powstać również film dla dorosłych. Jack Nicholson jako diaboliczny Joker skradł co prawda część filmu Keatonowi, ale jego Batman, samotnie wymierzający sprawiedliwość, robił wrażenie.
Żądny sukcesów Keaton rolę budował otoczony toną komiksów. Schody zaczęły się dopiero, gdy na planie musiał wskoczyć w... kostium Batmana. Aktor wspomina: - Ciężki, nie przepuszczający powietrza "garnitur", nie pozwalał mi ruszać szyją, miałem uczucie, że zamknięto mnie w pudle. Dała znać o sobie moja klaustrofobia i jedyne, o czym marzyłem, to by zrzucić z siebie kostium i wiać gdzie pieprz rośnie. Mówiłem do siebie wtedy: facet, wymyśl coś lepiej, bo już po tobie".
Tym "czymś" okazało się skupienie się na psychice granego bohatera-wyobcowanego samotnika. - To mnie uratowało - wyznaje Michael.
W postać Bruce'a aktor wcielił raz jeszcze w "Powrocie Batmana" (1992) ponownie u Burtona. Miał wystąpić w trzeciej odsłonie jego przygód "Batman Forever", gdy jednak Burton zrezygnował, a jego miejsce zajął Joel Schumacher, niezadowolony z nowej wersji scenariusza - chociaż wytwórnia Warner Bros oferowała mu... 15 milionów dolarów - odrzucił propozycję.
Od blasku nietoperza po lata posuchy
Przez kolejne lata Keaton pławił się w blasku nietoperza z Gotham i starannie wybierał role. Był m.in. Dogberrym w adaptacji szekspirowskiej sztuki "Wiele hałasu o nic", chorym nieuleczalnie Bobem, który filmuje swoje ostatnie miesiące życia dla nie narodzonego jeszcze dziecka w dramacie "Gra o życie" i detektywem z działu narkotykowego w filmie Quentina Tarantino "Jackie Brown" (1997).
Potem zawiódł go instynkt i zaczął odrzucać role, których bohaterowie z czasem stawali się ulubieńcami publiczności. Powoli popadał w zapomnienie, a jeśli grał, to "ogony". W 2004 roku przegapił rolę, która mogła sprawić, że nie byłby na wieki wieków Batmanem. Mowa o roli Dr. Jacka Shepharda w kultowym serial "Lost – zagubieni", która pisana była od początku z myślą o Keatonie. Gdy jednak postawił warunek, że jego bohater ma zginąć w 3 czy 4 odcinku, producenci zatrudnili Matthew Foxa, który błyskawicznie stał się gwiazdą.
Zamiast o rolach, mówiono sporo o życiu prywatnym Keatona. O rzekomym romansie z Michelle Pfeiffer, dla której miał się rozwieść, o burzliwym, sześcioletnim związku z Courtney Cox, w końcu o będącym przedmiotem zainteresowania brukowców, romansie z gwiazdą porno Rachel Ryan. Ta ostatnia miała zdradzać pikantne szczegóły ich związku mediom, co Michael szalenie przeżył. I nagle o Keatonie postanowił przypomnieć światu hołubiony w Hollywood twórca "Amorres Peros".
Aktorski powrót dekady?
Alejandro Gonzales Inarritu nie ukrywa wcale, że jedynym z powodów, dla których wybrał Keatona do roli w "Birdmanie" jest zbieżność jego życiorysu z tym, w jaki wyposażył bohatera. Bo oto mamy podstarzałego aktora, niegdyś gwiazdora filmów o nadludzkim herosie tytułowym "Birdmanie", który - odsunięty na boczny tor - próbuje wrócić na szczyt. W tym celu wystawia na Broadwayu sztukę, której jest reżyserem i zarazem odtwórcą głównej roli.
Aktor opowiada: - Akurat robiłem nowy film i dostałem telefon od mojego agenta, że mam się spotkać z Alejandro, który ma dla mnie rolę… ale nie chce powiedzieć dokładnie co to jest." Widziałem wszystkie jego filmy i jestem ich ogromnym fanem. (…) Spotkaliśmy się i to była niezwykła rozmowa. Nie wszystko łapałem, bo Alejandro wyjaśniał, że całość tego złożonego projektu stanie się zrozumiała dopiero podczas pracy. Wiedziałem jednak, że chcę z nim pracować bez względu na wszystko.
Ketaon podkreśla, że rola w "Birdmanie" okazała się najtrudniejszą i zarazem najważniejszą w jego całej aktorskiej karierze. Sam film jest również trudny do opowiedzenia, bo płaszczyzny prawdy i ułudy swobodnie się tu przenikają, fikcja żeruje na faktach. Zaplanowane zostało też to, że w tym labiryncie się gubimy. Inarritu mówi z kolei, że Keaton jest aktorem wolnym od niepewności. - Michael jest osobą najbardziej pewną siebie, jaką znałem w moim życiu. I tylko ktoś taki mógł grać tę postać - dodaje.
Widać, że Keaton czerpie tu z własnych doświadczeń. To rola wymagająca wielkiej odwagi i dystansu do siebie, do własnych słabości. Kiedy jego bohater z zazdrością komentuje sukcesy Roberta Downeya Jr w "Iron Manie" - kolejnej serii o super-herosie, wiemy, że żałuje, iż on sam pochopnie z niej zrezygnował. W wielu scenach wychodzi jego małostkowość i megalomania, tak, że my widzowie czujemy się wręcz zażenowani. Ale Inarritu i na to ma sposób - bo "Birdman" to czarna komedia, a wzajemne przeplatanie się komizmu z powagą, smutku ze śmiechem łagodzi wymowę obrazu. A Keaton - "posępny komik" jest mistrzem w płynnym łączeniu tych stanów.
"Birdman" od miesięcy zgarnia najważniejsze aktorskie nagrody i wydaje się być pewniakiem do statuetki. Bez względu na wybór Akademii - Michael już jest wielkim zwycięzcą.
Autor: Justyna Kobus/kka / Źródło: tvn24.pl
Źródło zdjęcia głównego: Fox Searchlight Pictures