Nie żyje członek "gangu dziadków", który napadł i okradł Kim Kardashian

Kim Kardashian
Kim Kardashian w sukni Marilyn Monroe z 1962 r. (2022)
Źródło: Reuters Archive
Nie żyje 69-latek, który w 2016 roku okradł celebrytkę Kim Kardashian. Zmarł miesiąc po ogłoszeniu wyroku w swojej sprawie - podaje France24. W areszcie zdiagnozowano u niego raka płuc.

W maju tego roku Didier Dubreucq, wraz z siedmioma innymi osobami, został uznany winnym napaści i kradzieży w 2016 roku i został za to skazany na siedem lat więzienia (pięć lat z tej kary warunkowo zawieszono). Z uwagi na leczenie nie był obecny na rozprawie. Nie wrócił też za kratki.

Mężczyzna w areszcie usłyszał diagnozę raka płuc i poddawał się chemioterapii. Nie przyznawał się do winy. Podczas śledztwa twierdził, że "został omyłkowo zidentyfikowany i nie ma z tą sprawą nic wspólnego" - podaje BBC.

Napaść na Kim Kardashian. Co ustalono

W środku nocy 2 październiku 2016 roku do zajmowanego przez Kim Kardashian pokoju hotelowego w Paryżu wtargnęli przebrani za policjantów włamywacze. Wymierzyli w celebrytkę broń, skrępowali ją, zakleili jej usta taśmą klejącą i włożyli ją do wanny. O tym, jak wyglądał napad, gwiazda opowiedziała w 2020 roku w programie Davida Lettermana. - Bałam się, że mnie zgwałcą i zamordują. Myślałam o mojej siostrze Kourtney (która również była w Paryżu, ale wyszła do klubu - red.), że wróci do hotelu i zobaczy mnie martwą i do końca życia będzie straumatyzowana. Byłam pewna, że właśnie tak skończę - mówiła.

Fracuskie media, z uwagi na wiek napastników, nazwały ich "gangiem dziadków". Kilka dni wcześniej mieli dowiedzieć się w barze, że na paryski tydzień mody przyjedzie Amerykanka z kosztowną biżuterią. Nie wiedzieli jednak, że chodzi o Kim Kardashian. Podczas napaści nie zrobili jej fizycznej krzywdy, ale ukradli biżuterię wartą - według różnych źródeł - od 6 do 10 milionów dolarów (od 21 do 36 milionów złotych). Ich najcenniejszym łupem był pierścionek zaręczynowy, który celebrytka dostała od ówczesnego męża, Kanyego Westa, wyceniany na cztery miliony dolarów.

Uciekli z biżuterią na rowerach. - Stanąłem twarzą w twarz z doświadczonymi przestępcami, byli to ludzie dość agresywni i wiedzieli, co robić - wspominał Abderrahmane Ouatik, recepcjonista hotelu, w którym doszło do kradzieży.

O tym, kogo okradli, "dziadkowie" mieli się dowiedzieć następnego dnia z telewizji. Biżuterię sprzedali w Belgii. Zostali złapani kilka miesięcy później, po tym, jak zidentyfikowano DNA jednego ze sprawców, zostawione przez niego na taśmach użytych do zaklejenia ust. Oskarżonym zarzucono napad z bronią w ręku, porwanie i przynależność do gangu.

Czytaj także: