To był jego rok w Hollywood. Jeszcze niedawno Matthew McConaughey uchodził wyłącznie za przystojniaka i speca od komedii romantycznych. Rolą zarażonego AIDS rozrabiaki, który opracowuje system zdobywania leków dla chorych, wprawił w osłupienie wszystkich. Odchudzony o 20 kg w "Witaj w klubie" strącił z piedestału nawet Leo DiCaprio, który przecież w "Wilku z Wall Street" sięgnął aktorskich wyżyn. "Nie ma mocnych na McConaugheya w tym roku" - prorokują bukmacherzy. Przytakują im krytycy.
Ulubieniec żeńskiej części publiczności, od lat w czołówkach rankingów na najprzystojniejszego mężczyznę w show-biznesie (dwukrotnie magazyn "People" wybrał go najseksowniejszym mężczyzną świata), swój obecny sukces zawdzięcza, o ironio, w sporym stopniu oszpeceniu się i drastycznemu odchudzeniu.
To, co zrobił Tom Hanks na potrzeby roli w "Filadelfii", to pestka w porównaniu z tym, co zostało po katorżniczej diecie z i tak smukłego McConaugheya. Tak naprawdę z trudem można rozpoznać hollywoodzkiego czarusia w chorobliwie chudym facecie, w dodatku z przerzedzoną, dotąd złotą, czupryną i bez charakterystycznego błysku w oku. Doszło do tego, że nie poznawali go nawet - co sam przyznaje - najbliżsi mu ludzie.
- Zrozumiałem, że chyba schudłem już dość, gdy moja 5-letnia córeczka spytała pewnego ranka: "Tatusiu, co się stało z twoją szyją? Czemu wygląda tak samo jak u żyrafy?" - śmieje się dziś, wracający powoli do dawnych wymiarów Matthew. Ale na nic byłyby te potworne wyrzeczenia, gdyby gwiazdor nie przypieczętował ich swoją przejmującą grą.
Powiedzmy wprost: oparte na prawdziwej historii "Witaj w klubie" Kanadyjczyka Jean-Marca Vallée, to film od pierwszej do ostatniej sceny skrojony z myślą o Oscarach. Ale też, co rzadko przytrafia się takim produkcjom, tym razem to komplement. Ta opowieść o playboyu, oszuście i kanciarzu, (do tego homofobie, który z czasem zaczyna przedłużać życie tym, którymi wcześniej gardził) to jedno z ważniejszych filmowych wydarzeń minionego roku. Przede wszystkim za sprawą wspaniałych kreacji aktorskich duetu McConaughey - Jared Leto (ten drugi, jako chory na HIV transwestyta, jest z kolei pewniakiem do statuetki za najlepszy męski drugi plan.) Obaj panowie zmietli zresztą już z placu boju konkurencję, zgarniając za swoje role Złote Globy.
Prawie prawnik
McConaughey przez lata należał do najbardziej "rozrywkowych" facetów w Hollywood. Nieprawdopodobne wręcz wydaje się dziś to, że kiedyś chciał zostać prawnikiem. Przez trzy lata studiował prawo, nim zamienił je na wydział filmowy. Co ciekawe, tak naprawdę zaistniał w zawodzie właśnie za sprawą roli w głośnym "Czasie zabijania" Joela Schumachera (1996), gdzie zagrał... prawnika (odebrał wtedy MTV Movie Award za przełomowy występ).
Jako młody, obiecujący adwokat bronił na ekranie Murzyna - ojca brutalnie zgwałconej i pobitej dziesięcioletniej dziewczynki - który samodzielnie wymierzył sprawiedliwość sprawcom. Film był ekranizacją bestsellerowej powieści Johna Grishama, a Matthew partnerowała już wówczas znana Sandra Bullock, z którą potem połączył go krótki, acz ognisty romans. Do dziś są przyjaciółmi. Matthew zresztą okazał się nader kochliwy i chętne romansował niemal ze wszystkimi pięknymi koleżankami z planu. Najchętniej z brunetkami.
Nago z bongo
Debiutował w komedii "Uczniowska balanga" Richarda Linklatera, jego odkrywcy i nauczyciela, a tytuł filmu doskonale oddaje jego ówczesny tryb życia. O imprezach z jego udziałem krążyły legendy, a Matthew raz po raz miewał zatargi ze stróżami prawa. Dziś ten stateczny ojciec trójki dzieci i szczęśliwy mąż brazylijskiej modelki Camili Alves, z rozrzewnieniem wspomina... aresztowanie za grę na golasa na bębnach bongo (w dodatku w oparach marihuany i alkoholu). Prócz prawniczych i aktorskich talentów Matthew posiada bowiem też talent muzyczny, a jakiś czas temu założył własną wytwórnię.
Zapewne ów zabawowy tryb życia był powodem, dla którego przez lata zarzucano go propozycjami ról w nieszczególnie ambitnych filmach, które, niestety, przyjmował. Zdarzało się jednak, że jak w przypadku tej u boku Jennifer Lopez w "Powiedz tak", na premierze oświadczył: "Zagrałem w wielkim gów***. Zdarza się. Mam nauczkę". Zważywszy na to, że para miała wówczas romans, nietrudno wyobrazić sobie wściekłość panny Lopez.
Kolejną pięknością, z jaką się związał, była Penelope Cruz. Para spotkała się na planie przygodowej "Sahary" - opowieści o poszukiwaniu skarbu z czasów wojny secesyjnej ukrytego wśród piasków pustyni. Niestety, znowu kiepskiej, ale Matthew - zapalony podróżnik - udział w filmie wspomina jako wielką przygodę. Do dziś z uśmiechem wspomina też piękną Penelope.
Podróżnik i niedoszły Jack z "Titanica"
Ten szalony, zabawowy tryb życia, co jakiś czas Matthew jednak porzucał na rzecz samotnych wypraw w odlegle zakątki świata. Pierwszą odbył już jako 19-latek do Australii i od razu wiedział, że przyjdą kolejne. "Podróżowanie jest moją wielką miłością. Kocham Amerykę Południową i Afrykę. Takie ucieczki - ja sam z plecakiem - to wielka, wspaniała sprawa. I oddech od branży" - zwierzał się w jednym z wywiadów.
Mało kto wie, że to właśnie Matthew, a nie Leonardo DiCaprio, był pierwszym kandydatem Jamesa Camerona do roli Jacka w "Titanicu". Co zrobił, gdy zaproszono go na casting? Wyjechał w zaplanowaną dużo wcześniej podróż po Mali. Bo choć kocha swój zawód, to aktorstwo, a tym bardziej sława, nigdy nie były dla niego najważniejsze.
Dwie role, jeden Oscar?
Matthew przez lata przyjął mnóstwo ról, o których nikt już nie pamięta, ale dwoma genialnymi z minionego roku na zawsze zapisał się w historii kina.
Oprócz wielkiej kreacji chorego na AIDS hulaki niemal w tym samym czasie stworzył drugą, tym razem epizodyczną, ale równie znakomitą. Podczas kilkuminutowej obecności na ekranie w "Wilku z Wall Street" jako cyniczny mentor bohatera, giełdowy rekin, dał tak niezwykły popis swoich możliwości, że na ten krótki moment odebrał film DiCaprio. Ekran należał wyłącznie do niego. Na dobrą sprawę zasłużył również na nominację za kreację drugoplanową, ale uważany za niemal stuprocentowego pewniaka w głównej, pierwszoplanowej roli, nie dostąpił już drugiego wyróżnienia.
Sielanka na wszystkich frontach
Wszyscy, którym jednak nadal wciąż mało Matthew, od niedawna mogą go oglądać na małym ekranie. W nowym serialu stacji HBO "Detektyw", wraz z Woodym Harrelsonem, partnerem i przyjacielem, wraca do sprawy rytualnego zabójstwa sprzed lat. Serial zbiera świetne recenzje i rekordową widownię, jego długi żywot wydaje się więc być gwarantowany. Niebawem aktor kończy też zdjęcia do nowego filmu science-fiction Chrstophera Nolana, gdzie partnerują mu Anne Hathaway i Jessica Chastain.
Po latach niezobowiązujących związków i publicznie deklarowanej niechęci do instytucji małżeństwa, spotkał też w końcu, jak mówi, kobietę, z którą spędzić chce resztę życia. Związek z Camilą Alves sformalizował dwa lata temu, a dobrze poinformowani twierdzą, że tworzą parę idealną. "Jesteśmy dla siebie stworzeni" - mówią oboje, a troje dzieci to najlepszy dowód ich bliskości. Zamiast Hollywood wolą dziki zachód - od lat mieszkają na ranczo w Teksasie.
Matthew jednak nadal słynie z szalonych pomysłów, za które uwielbiają go przyjaciele, a nade wszystko małżonka, ale bywa bardziej przewidywalny. Gdy na świat miało przyjść ich drugie dziecko, a poród się przedłużał, by ulżyć ukochanej choćby na duszy, wynajął i zawiózł do szpitala grupę brazylijskich muzyków, którzy przez osiem godzin grali i śpiewali jej ukochane bossanovy. Muzykalna i zakochana w tańcu jest zresztą całą rodzina McConaugheyów i można podejrzewać, że, jak co roku, właśnie szykują się do karnawału w Rio de Janeiro.
Na oscarową galę 2 marca z pewnością zdążą jednak wrócić.
Newsy, ciekawostki o aktorach i samych Oscarach możecie śledzić w naszym specjalnym magazynie Oscary 2014. Zapraszamy też na relację na żywo tvn24.pl z oscarowej gali w nocy z 2 na 3 marca.
Autor: Justyna Kobus/jk / Źródło: tvn24.pl